Wywiad z Profesorem Ronaldem Huttonem

Nie wszystkie wywiady prezentują poglądy Wiccańskiego Kręgu. Tym niemniej publikujemy je, by nasi czytelnicy mogli się zapoznać z bogactwem i różnorodnością opinii, jakie mogą mieć wiccanie. Zachęcamy do (krytycznej) lektury.

Ronald Hutton jest profesorem historii na Uniwersytecie w Brystolu w Wielkiej Brytanii. Wiodący autorytet w kwestii historii Wysp Brytyjskich w XVI i XVII wieku, jednak prawdopodobnie lepiej znany wśród Pogan z publikacji na takie tematy jak rok obrzędowy w Brytanii, pogaństwo i magia starożytności i średniowiecza oraz Pogaństwo nowożytne. Jako płodny autor, Hutton napisał wiele książek szczególnie interesujących dla Pogan, włączając w to „The Pagan Religions of the Ancient British Isles” („Religie pogańskie starożytnych Wysp Brytyjskich”) (Blackwell, 1991), „The Stations of the Sun: A History of the Ritual Year in Britain” („Stacje słońca: Historia roku obrzędowego w Brytanii”) (OUP, 1996), „Shamans: Siberian Spirituality and the Western Imagination” („Szamani: Syberyjska duchowość w zachodniej wyobraźni”) (Hambledon, 2001), „Witches, Druids and King Arthur” („Czarownice, Druidzi i Król Artur”) (Hambledon, 2003), „The Druids: A History” („Druidzi: Historia”) (Hambledon Continuum, 2007), i „Blood and Mistletoe: The History of the Druids in Britain” („Krew i Jemioła: Historia druidów w Brytanii”) (Yale University Press, Londyn, 2009).

Książka prawdopodobnie, dzięki której jest on najbardziej znany, przynajmniej pośród współczesnych czarownic, to „The Triumph of the Moon: A History of Modern Pagan Witchcraft” („Triumf Księżyca: Historia współczesnego czarostwa pogańskiego”) (OUP, 1999). Książka została przyjęta pozytywnie przez wielu czołowych pogan, jak również naukowców badających Pogaństwo, pośród których Hutton uważany jest za pioniera, który sprawił, że badania nad współczesnym Pogaństwem zostały zaakceptowane przez środowisko akademickie, torując w ten sposób młodym badaczom drogę ku badaniu tego zjawiska poprzez takie dyscypliny naukowe jak antropologia, socjologia, badania nad religiami, teologia, historia i archeologia. Inni Poganie nie byli jednak już tak zadowoleni z jego pracy, i w styczniu tego roku – ponad dekadę po opublikowaniu „The Triumph of the Moon” – w internecie wybuchła zjadliwa wojna słów w efekcie dyskusji nad publikacją „Trials of the Moon” („Procesy Księżyca”) nowozelandzkiego wiccanina Bena Whitmore’a.

Karoline Tully: Profesorze Hutton, dziękuję za zgodę na ten wywiad. Nieczęsto udziela Pan wywiadów. Dlaczego zgodził się Pan właśnie na ten?

Ronald Hutton: Ponieważ naprawdę cenię Pani wiedzę przedstawioną w Pani publikacjach, oraz z powodu panujących ostatnio w niektórych częściach pogańskiego światka nieporozumień i dezinformacji, co do mojej pracy. W związku z tym pomyślałem, że czas już wyjaśnić nieporozumienia.

K.T.: Określono Pana niedawno jako „historyka indywidualistę”. Czy sądzi Pan, że faktycznie jest Pan nim?

R.H.: Wiccanin który poczynił taki komentarz nigdy nie wyjaśnił, co miał on oznaczać, jednakże w świecie akademickim określenie to niesie wyłącznie negatywne skojarzenia z ekscentrycznością, marginalnością i kontrowersyjnością. Moja własna kariera zawodowa, w przeciwieństwie do tego określenia, jest niezwykle konwencjonalna jak na zawodowego naukowca, a moja praca wywołała właściwie mniej kontrowersji pośród moich kolegów w zawodzie niż prace większości uniwersyteckich historyków.

Więc jaka jest do tej pory ta Pańska „niezwykle konwencjonalna kariera zawodowa”?

R.H.: Otrzymałem stopnie naukowe w Cambidge a następnie w Oxfordzie, najstarszych i najlepiej znanych uniwersytetach Wielkiej Brytanii, zajmowałem tymczasową posadę w Oxfordzie przez kilka lat aż do czasu, gdy w roku 1981 Uniwersytet w Bristolu zaproponował mi stałą posadę. Bristol jest często uważany za trzeci pod względem jakości swoich studentów uniwersytet w Anglii, po Oxfordzie i Cambridge, i dał mi on wolność w nauczaniu nowych przedmiotów, na które starsze uniwersystety nie mogły dać zgody. W 1988 zostałem awansowany na stanowisko Starszego Wykładowcy, znajdujące się w środku drabiny zawodowej, a następnie w 1996 na stanowisko najwyższe, Profesora. Za granicą rodzi się nieporozumienie z uwagi na fakt, że w większości krajów „profesor” jest określeniem stosowanym wobec każdego nauczyciela akademickiego, podczas gdy w Wielkiej Brytanii jest ono zarezerwowane jako najwyższy stopień.

W roku 1981 zostałem członkiem Królewskiego Towarzystwa Historycznego, krajowego ciała skupiającego zawodowych historyków. W roku 1994 zostałem członkiem Towarzystwa Starożytników, zrzeszającego archeologów (otrzymałem ten tytuł za moją książkę „The Pagan Religions of the Ancient British Isles”). W 2011 uhonorowano mnie członkostwem w Walijskim Towarzystwie Naukowym za moje zasługi w badaniach nad historią Walii i jej literaturą. Rzadko zdarza się by ktoś otrzymał wszystkie trzy tytuły – fakt, że je otrzymałem oddaje zarówno szeroki zakres moich zainteresowań naukowych jak i to, że moja praca jest generalnie aprobowana przez ekspertów we wszystkich tych trzech dziedzinach. W 2009 rząd mianował mnie na stanowisko historyka w komisji, która prowadzi English Heritage – organ troszczący się o materialną spuściznę przeszłości narodu, a w 2010 zostałem mianowany przez rząd przewodniczącym komitetu ekspertów, który doradza English Heritage, co do wyboru budynków, które powinny być chronione z uwagi na ich wartość historyczną. Tak naprawdę jedyną niekonwencjonalną rzeczą w mojej karierze zawodowej jest moje zainteresowanie współczesnym Pogaństwem.

K.T.: Więc jest Pan Poganinem?

R.H.: Zachowuję moje osobiste przekonania religijne w sferze prywatności. Jest mi naprawdę przykro z powodu zamieszania, jakie może to powodować, jednakże metodą prób i błędów przekonałem się, że jest to jedyny rozsądny kierunek postępowania w świetle pracy, jaką wykonuję.

K.T.:  W takim razie, jaki jest Pana związek z pogaństwem?

R.H.: Jest to związek trwający od dawna i jest on bliski. Jak wspomniałem w mojej książce „Witches, Druids and King Arthur”, właściwie zostałem wychowany na poganina, we współczesnej angielskiej tradycji łączącej szacunek dla natury z miłością do literatury greckiej i rzymskiej. Znam się z wiccańskimi czarownicami odkąd byłem nastolatkiem – nauczyłem się kilku rzeczy od Alexa Sandersa w czasie jego świetności i brałem udział w moim pierwszym rytuale wiccańskim w Halloween roku 1968. Nigdy nie doświadczyłem nawrócenia na żadną religię, stąd mój związek z innymi religiami, takimi jak chrześcijaństwo, jest życzliwie neutralny. Z biegiem lat nawiązałem przyjaźnie z mniej więcej wszystkimi czołowymi postaciami brytyjskiego pogaństwa. Dla przykładu, szacunek, jakim darzyła mnie Doreen Valiente sprawił, że byłem jedną z niewielu osób, które wybrała jako tych, którzy mieli zostać zaproszeni na jej pogrzeb. Gest ten wciąż mnie bardzo głęboko porusza. Moje podejście do historii współczesnego czarostwa pogańskiego zmieniało się wraz ze zmieniającą się wiedzą o nim. W latach 60-tych wierzyłem, za dominującym poglądem naukowym, że czarostwo wspominane we wczesnych europejskich procesach czarownic było religią pogańską. W 1973 spierałem się z Normanem Cohnem (autorem „Europe’s Inner Demons” („Wewnętrzych Demonów Europy” 1975), w której to książce zarzucał on Margaret Murray, że manipulowała źródłami w taki sposób by odpowiadały jej przekonaniom dotyczącym czarostwa) na Uniwersytecie w Cambridge, gdzie broniłem historycznej słuszności „Aradii, Ewangelii Czarownic” Charles’a Godfrey’a Lelanda. Cohn pokonał mnie w tej dyskusji. Po tym doświadczeniu, gdy czytałem coraz więcej nowych badań i osobiście sprawdzałem oryginalne zapisy angielskie i szkockie, moja wiara w to, że czarownice były wyznawcami jakiejś starożytnej pogańskiej religii, stopniowo stopniała.

K.T.: Więc właściwie nie jest Pan wrogi Pogaństwu, jak niektórzy ludzie mogą sądzić?

R.H.: Gdyby tak było, historia mojego życia nie miałaby uzasadnienia.

K.T.: Czy napisał Pan „The Triumph of the Moon” by obalić tradycyjną historię pogańskiego czarostwa?

R.H.: Absolutnie nie. Napisałem „The Triumph” by wypełnić pustkę, jaka powstała w wyniku upadku w Wielkiej Brytanii tej tradycyjnej historii, dlatego w ogóle nie poświęcam w książce uwagi na ciągły atak dokonywany na tę wersję historii. Koncepcja popularna w połowie XX wieku, zakładająca, że nowożytne pogaństwo było religią pogańską, której udało się przetrwać, zaczęła zanikać pośród zawodowych historyków około roku 1970, wraz z innymi dziewiętnastowiecznymi przekonaniami. W tym samym czasie, wiele pogańskich czarownic, którym dane było współpracować z założycielami tradycji, takimi jak Gerald Gardner, Alex Sanders i Robert Cochrane, wyrażało wątpliwości, co do prawdziwości tego, co założyciele ci twierdzili na temat historii tych tradycji. Przed rokiem 1990 te dwa kierunki postępu wiedzy zbiegły się i zrodziły generalne zwątpienie pośród brytyjskich czołowych postaci, co do historii narodzin współczesnego Pogaństwa. W roku 1990 (zanim jeszcze sam opublikowałem cokolwiek na temat Pogaństwa) brałem udział w konferencji przeprowadzonej w Kings College w Londynie, w czasie której szereg czołowych postaci stwierdzało, że tradycyjna historiografia współczesnego Pogaństwa powinna być raczej traktowana jako mit i przenośnia, a nie jako dosłowna historia. Jak wspomniałem w „The Triumph of the Moon”, ta sama tendencja zaczęła się również pokazywać w Stanach Zjednoczonych w latach 70-ych, gdzie Isaac Bonewits, Aidan Kelly i Margot Adler na różny sposób uwrażliwiali amerykańskich Pogan na problematyczność tradycyjnej historii pochodzenia współczesnego Pogaństwa.

K.T.: W takim razie książka „The Triumph of the Moon” nie była rodzajem ataku z zewnątrz, ale wkładem w dyskusję która już wcześniej zdążyła się wywiązać wewnątrz pogańskiego czarostwa?

R.H.: Było tak, z grubsza patrząc, jednakże dyskusja ta zdążyła wygasnąć w Brytanii, jeszcze zanim napisałem tę książkę, a przynajmniej wygasła pośród czołowych przedstawicieli. Napisałem tę książkę, by zasugerować prawdziwą historię pogańskiego czarostwa, taką, która może być udowodniona za pomocą źródeł, oraz by ochronić samo czarostwo pogańskie przed oskarżeniem, że jest to wymyślona współcześnie religia, stworzona przez kilku dziwaków na marginesie społeczeństwa. Wykazałem, że zamiast tego jest ono niejako wyciągiem osiągnięć kulturowych, które były bardzo ważne dla współczesnej Brytanii. Na przykład bogini i bóg czarostwa byli dwiema starymi, pogańskimi formami boskości, najbardziej honorowanymi przez pisarzy brytyjskich przez około półtora wieku, jeszcze przed pojawieniem się Wicca. Proces ten, w wyniku którego pewne formy boskości w pewnych momentach historii nagle stają się żywe i ważne dla ludzkiego umysłu, jest tym, co zazwyczaj określane jest jako objawienie. Argumentowałem w książce, że Wicca zamiast zostać postrzegane jako podejrzany kult na kulturowym marginesie, może zostać szanowaną i ważną religią, szczególnie, że jest to jedyna religia, jaką Anglia dała światu i taka, z której Anglia może być dumna.

Sądząc po recenzjach, jakie książka zebrała ze strony postaci z establishmentu, w zasadzie osiągnąłem mój cel, z pozytywnymi skutkami, jeśli chodzi o akceptację Pogaństwa w życiu społecznym – akceptację, do której dążyłem i którą chciałem zwiększyć odkąd zostałem doradcą w organach państwowych. Sprawując tę funkcję, wielokrotnie odgrywałem kluczową rolę w przeciwdziałaniu dezinformacji i zafałszowaniom obrazu Pogaństwa w Brytanii, szczególnie w środkach masowego przekazu jak i edukacji, sądownictwie, policji i pomocy społecznej. Sporadycznie, w przypadku pewnych głośnych spraw sądowych, przybierało to widowiskowe i dobrze nagłośnione efekty. Moja skuteczność w tych przypadkach mocno zależała od faktu, że publicznie nie wyznaję żadnej religii, co też jest głównym powodem, dla którego zachowuję moje wierzenia religijne, jeśli jakiekolwiek są, dla siebie. Jakkolwiek, w uznaniu efektów moich starań, otrzymałem honorowe, dożywotnie członkostwo w British Pagan Federation (Brytyjskiej Federacji Pogańskiej) oraz w Council of British Druid Orders (Radzie Brytyjskich Zakonów Druidycznych). Doświadczyłem jednak problemów, gdy moja książka dotarła do innych części świata, w których tradycyjny obraz historii Pogaństwa był nadal żywy i dominujący, a ja nie byłem tam znany jako osoba. Szczególnie w regionach Ameryki i Australazji książka została wzięta za atak na tradycyjny obraz, a nie za zastąpienie tego tradycyjnego ujęcia. Nie mogłem wiele z tym zrobić, ponieważ tła kulturowe były tak bardzo różne i nie miałem związków z tamtejszymi środowiskami.

K.T.: Więc dlaczego wielu praktykującym wydaje się, że istnieje stara pogańska religia czarownic? Czy jest to jakieś niedociągnięcie w określeniu, czym jest czarostwo, a co za tym idzie w odróżnianiu go?

R.H.: Są przynajmniej dwa powody. Pierwszym jest to, że postrzeganie wczesnego współczesnego czarostwa jako starożytnej pogańskiej religii trwało przez półtora wieku zanim zostało zarzucone przez uczonych. Zajmie, więc to jeszcze trochę czasu zanim takie postrzeganie zaniknie całkowicie. Drugim powodem jest to, że zrehabilitowany obraz czarownicy stał się niezwykle atrakcyjny dla współczesnych radykalistów. Stanowi on jeden z bardzo niewielu obrazów niezależnej kobiety, jaki otrzymaliśmy jako społeczeństwo w spadku po przodkach. Obraz ten przemawia również do każdego, kto czuje się marginalizowany przez społeczeństwo z powodu swojej odmienności, spowodowanej tym, że jest wyjątkowy, posiada zdolności parapsychiczne i umiejętności rozpoznawania podstawowych prawd, których większości ludzi brak. Osobiście sądzę, że sposób przedstawiania może być zmieniony w ten sposób, zakładając jednak, że sam proces jest uznawany za zmianę patrzenia na postać czarownicy a nie jako odzwierciedlenie tego, w co większość ludzi zawsze wierzyła.

K.T.: W co więc, „większość ludzi zawsze wierzyła”?

R.H.: Angielskie słowo „witch” zawsze było odpowiednikiem słów używanych na całym świecie, w wielu różnych językach, oznaczającym kogoś, kto używa magii by krzywdzić innych ludzi. Lęk przed tego typu osobą istniał w większości zamieszkałego świata i we wszystkich czasach (chociaż nie pośród wszystkich ludów) i w wielu miejscach dał początek prześladowaniom osób o to podejrzanych. Procesy podejrzanych o czynienie zła magów, przeprowadzane w starożytnej republice rzymskiej, na długo przed narodzinami Chrześcijaństwa, zaowocowały liczbą egzekucji przewyższającą liczbę egzekucji dokonanych w czasie późniejszych prześladowań czarownic. Czarostwo nie było religią, ani pozostałością religii, ale raczej sposobem obwinienia kogoś innego o niewyjaśnione nieszczęście. Gdyby czarostwo było tym samym, co religia pogańska, nie byłoby prześladowane w pogańskich społeczeństwach – w rzeczywistości nie byłoby ono nawet zauważane, ponieważ byłoby po prostu częścią owej religii.

Między rokiem 1400 a 1800, jednakże, Chrześcijaństwo zachodnie dodało, coś nowego do obrazu czarostwa, przeklasyfikowując je na rywalizującą religię, będącą na usługach chrześcijańskiego diabła. Każda społeczność na świecie, która wierzyła w czarownice, wierzyła również, że można było oprzeć się im dzięki pomocy innego rodzaju specjalisty, który używał magii w pozytywnych celach, chociaż zazwyczaj za opłatą. Osoba taka tradycyjnie znana była w języku angielskim jako „cunning woman/man” lub „wise woman/man”, chociaż posiadała ona również wiele lokalnych nazw. Człowiek mógł przemieszczać się, w odczuciu otoczenia lub rzeczywiście, z jednej kategorii do drugiej, jednakże we wczesnych nowożytnych procesach procent oskarżonych o czarostwo „cunning folk” jest na przestrzeni większości Europy bardzo niski. Różnica ta była jednakże rozmywana w Anglii począwszy od XVI wieku, gdzie ewangeliści protestanccy (tacy jak Reginald Scott) próbowali demonizować wszelaką magię, twierdząc, że „cunning/wise folk” również byli czarownicami, na równi zwiedzonymi przez diabła. Na początku XVII wieku, w pogoni za założonym celem, ukuli oni określenie „biała czarownica”. Zdawali się oni właściwie nie mieć żadnego wpływu na zwyczajnych ludzi, jednakże w XIX wieku określenie „biała czarownica” zostało podchwycone przez folklorystów do opisywania „cuning folks”, a następnie, w XX wieku, weszło do codziennego języka. W tradycyjnym, ludowym języku jest to jednak sprzeczność terminologiczna.

K.T.: Wydaje mi się, że Poganie, których znam dążą bardziej do bycia pogańskimi kapłanami i kapłankami niż do czegoś, co tradycyjnie określane jest jako „czarownica”.

R.H.: Bez wątpienia nie znam żadnych Pogan, którzy aspirowaliby do roli złych czarownic z popularnej tradycji. Pojawia się tu trudność, ponieważ wielu których znam rzeczywiście aspiruje zarówno do bycia kapłankami i kapłanami, ale również czarownicami innego rodzaju niż tradycyjne – a rozróżnienie to jest ważne. Bycie kapłanką lub kapłanem oznaczać może bierną służbę boskości, czarownica natomiast jest bardziej niezależnym pośrednikiem, ustanawiającym na własnych warunkach relację z siłami nadprzyrodzonymi i działającym tak, by zmieniać rzeczywistość. Współcześni Poganie zwykle starają się być i jednym i drugim, jednakże z naciskiem na to drugie. Sądzę, że określenie „magician/mag” również pasuje do tej drugiej roli, równie dobrze jak „witch/czarownica”, jednakże bez tych samych skojarzeń strachu i podejrzeń. „Czarownica” niesie obecnie również skojarzenia z mocą i splendorem, szczególnie dla kobiet, więc być może jest sens i wartość w dalszym rehabilitowaniu tego słowa w mowie potocznej. Uważam, że wybór musi zależeć od każdej osoby, pod warunkiem, że osoba taka dobrze rozumie skąd bierze się stare uprzedzenie do słów „czarownica” i „czarostwo” oraz jak głęboki i szeroki jest strach przed postacią czarownicy w społeczeństwach niechrześcijańskich.

K.T.: Zdaje się Pan w ten sposób mówić, że ludzie powinni być wolni, co do kwestii sposobów zachowań, które nie są usankcjonowane przez tradycję historyczną.

R.H.: Dokładnie tak twierdzę. Przeszłość może być zmieniana lub odrzucana przez nas zamiast być tyranem, natomiast historycy są po to by ludzi lepiej o niej informować i nie sugerować, co każdy z historią ma robić.

K.T.: Historycy obecnie sugerują, że o ile niektórzy ludzie oskarżani o bycie czarownicami mogli faktycznie wierzyć, że szkodzili innym za pomocą czarów, o tyle nie było faktycznych bractw lub tradycji czarownic, pomimo, że ludzie wierzyli wtedy, że takowe istniały. Zgadza się? Prowadzi to też do aspektu czarostwa badanego przez Carlo Ginzburga.

R.H.: Ma Pani rację, jednakże rola odegrana przez starożytne idee w kształtowaniu tożsamości wczesnego nowożytnego czarostwa oraz wewnętrzny świat duchowy nowożytnego czarostwa i magii są dwoma aspektami współczesnego Rzemiosła Czarownic, które w mniejszym stopniu były badane przez brytyjskich i amerykańskich historyków akademickich niż przez historyków spoza akademii i uniwersytetów w Europie. Autorzy dobrze znani przez współczesnych Pogan, tacy jak Carlo Ginzberg i Emma Wilby, zgłębiali to zagadnienie, jednakże tacy autorzy jak Gustav Henningsen, Lyndal Roper, Philip C. Almond i Thomas Robisheaux również wykonali cenną pracę, za którą Poganie mogą podążać.

K.T.: Wielu współczesnych Pogan traktuje prace Ginzburga jako dowód na istnienie prawdziwych społeczności czarownic.

R.H.: Jak już wyjaśniłem, tak jasno jak tylko potrafiłem, zarówno w „The Triumph” jak i w mojej dyskusji z Jani Farrell-Roberts, od 1980 roku ani Carlo ani żaden inny cieszący się poważaniem historyk nie utrzymuje, że ludzie oskarżani w Europie nowożytnej o czarostwo praktykowali jakąś religię pogańską której udało się przetrwać. Co Carlo i wielu innych, ja też, uznało za prawdziwe, to że średniowieczni i późniejsi Europejczycy tworzyli swój obraz świata z elementów wziętych zarówno z Chrześcijaństwa jak i starożytnego pogaństwa, tworząc mieszankę obu, wierząc, że jest ona formą Chrześcijaństwa. W ten sposób wiele pogańskich elementów zaistniało w stereotypowo postrzeganym czarostwie, jakie się rozwinęło – co nie jest zaskakujące ponieważ sami starożytni poganie prześladowali czarownice. Czasami różne grupy nie zgadzały się, co do tego, co jest dopuszczalne i chrześcijańskie.

Najgłośniejszym i jaskrawym przypadkiem są benandanti z północno-wschodnich Włoch, których Carlo odkrył dla współczesnych historyków. Benandanti byli grupą ludzi, gorliwymi Chrześcijanami, którzy wierzyli, że ich duchy opuszczają w nocy śpiące ciała i walczą z czarownicami by bronić społeczności. Jednakże około roku 1600 popadli w kłopoty z miejscowym Kościołem Katolickim, który będąc inspirowanym przez nową myśl teologiczną, uznał, że ich wierzenia same w sobie były inspirowane przez demony. Benandanti nie byli ani poganami ani czarownicami, jednakże czerpali inspirację z wierzeń, które prawie na pewno były przedchrześcijańskie. Niestety trudno jest znaleźć inną, podobną do nich, grupę w Europie. Łatwiej jest znaleźć wierzenia dotyczące tego, co czarownice jakoby robią – wierzenia zainspirowane tradycją przedchrześcijańską.

K.T.: Czy nie zgadza się Pan z pracami Ginzburga?

R.H.: Nie. Powiedziałbym raczej, że mam inne, dopełniające jego, spojrzenie na zagadnienie. Jesteśmy z Carlo przyjaciółmi. Obdażamy się wzajemnie szacunkiem, podkreślonym na międzynarodowym zebraniu naukowców zwołanym przez Uniwersytet Harwardzki w roku 2009 w celu uczczenia dwudziestej rocznicy wydania jego doskonałej książki „Storia Notturna”, której tytuł przetłumaczono na angielski jako „Ecstasies”. Byłem zaproszony jako brytyjski historyk, i gdy przyszła kolej na moją prezentację, przyznałem, że potraktowanie przez Carlo szamanizmu jako ramy interpretacyjnej wierzeń, jakie stanowiły podbudowę nowożytnych procesów czarownic, zwróciło uwagę na powiązania i podobieństwa w całej Europie. Czułem jednak równocześnie, że takie ujęcie szamanizmu zaciemniało regionalne różnice w starożytnych koncepcjach dotyczących sił nadprzyrodzonych, które to koncepcje, z kolei, wyjasniały ważne różnice między procesami, takie jak to, dlaczego w większości rejonów oskarżano kobiety, a w innych głównie mężczyzn, dlaczego w niektórych rejonach polowania na czarownice były częste, w innych nie było ich w ogóle, i tak dalej.

Na przykład Irlandia, Szkocja i Islandia były sąsiadującymi ze sobą społecznościami, bardzo podobnymi pod względem ekonomicznym, społecznym, w relacjach między płciami, i pod względem religijnym, jednak ich doświadczenia były zupełnie różne. Irlandia była świadkiem bardzo niewielu procesów czarownic, przy czym populacja gaelicka nie doświadczyła żadnego. W Szkocji, w regionach gealickich, nie było prawie żadnych procesów o czary, ale już w innych regionach Szkocji notujemy jedne z najwyższych wskaźników wykonanych egzekucji, w których, nota bene, jako ofiary przeważały kobiety. Islandia również doświadczyła intensywnego polowania na czarownice, jednak tam większość ofiar stanowili mężczyźni. Zaproponowałem znalezienie wyjaśnienia takiego stanu rzeczy w starożytnych tradycjach tych regionów. Obszary gaelickie różniły się od normy Europejskiej tym, że o nieszczęścia obwiniano duchy danej ziemi (faeries) a nie ludzi, podczas gdy Islandia posiadała rodzimą tradycję szamańską, w której mężczyźni uważani byli za bardziej niebezpiecznych pod względem magicznym niż kobiety. Gremium zebrane w Harwardzie uznało taki model za prawdopodobny, przy czym Carlo był mu szczególnie przychylny. Model ten stanie się tematem obszernej książki, którą napiszę w ciągu najbliższych kilku lat.

K.T.: Podczas gdy nie ma rozstrzygającego dowodu na istnienie pogańskiego czarostwa przed Gardnerem, wiele pogańskich czarownic powie, że jest tak, ponieważ ich religia była utrzymywana w tajemnicy i przekazywana poprzez tradycję ustną. Jak mamy traktować twierdzenia dotyczące tradycji ustnej?

R.H.: Nie mam powodu kwestionować twierdzeń współczesnych Pogan mówiących o tradycji przetrwałej w sekrecie, tak długo jak wyznawcy ci nie zaatakują mnie lub nie przedstawią do analiz konkretnych dowodów historycznych. Jeśli nie czynią ani jednego, ani drugiego, znajdują się wtedy poza historią i zainteresowaniem ze strony historyka. Regularnie czytam artykuły autorstwa współczesnych czarownic, w których wykładają one taki lub inny system, o którym mówią, że jest przekazywany w ich rodzinach lub tradycjach inicjacyjnych od wieków, przy czym nie podają żadnych dowodów na poparcie tych twierdzeń. Twierdzenia te nie są moją sprawą i to od innych zależy czy wierzyć w nie czy też nie. Wicca Geralda Gardnera była oparta, jednakże, o szczegółowe dowody historyczne, przede wszystkim o nowożytne procesy czarownic, oraz akademickie interpretacje tych dowodów, które to dowody leżały w obszarze zainteresowań historyków.

K.T.: Jeśli więc pogańskie czarownice nie stanowią kontynuacji jakiejś religii, której udało się przetrwać polowania na czarownice i która mogłaby być prześledzona wstecz do okresu przedchrześcijańskiego, jakie jest, więc nasze pochodzenie?

R.H.: W jednym z rozdziałów zbioru zatytułowanego „Paganism Today”, opublikowanego w roku 1996, wyraźnie nie zgodziłem się z poglądem powszechnie głoszonym przez uczonych jakoby nie było żadnych powiązań między starożytnym a nowożytnym pogaństwem. W odpowiedzi, wyróżniłem nie mniej niż cztery nurty kulturowe, jakie łączą oba pogaństwa: magię rytualną, rzemiosło magiczne cunning folks, rytuały ludowe i przede wszystkim – trwałą miłość jaką kultura chrześcijańska darzy literaturę i sztukę świata starożytnego. Wszystkie te nurty były podtrzymywane przy życiu, od czasów wczesnego średniowiecza aż do czasów współczesnych, przez ludzi, którzy przynajmniej teoretycznie byli chrześcijanami. Niemniej zostały zachowane. Rozwój, jakiego doświadczamy współcześnie oznaczał dla owych nurtów ponowne odfiltrowanie z ogólnej kultury chrześcijańskiej i połączenie z czynnym oddaniem dla bóstw pogańskich, co w efekcie zaowocowalo odrodzeniem palety żywych religii pogańskich. Esej w „Paganism Today” był moim manifestem do „The Triumph of the Moon” i z założenia miał być czytany łącznie z tą książką, co w Brytanii oczywiście miało miejsce. Za granicą, jednakże, esej pozostawał mało znany a książka, przez to, czytana była bez istotnego kontekstu, jaki ten esej dawał.

K.T.: Niektórzy mogą zastanawiać się jak bardzo „chrześcijańscy” naprawdę byli ci, którzy utrzymywali te cztery nurty przy życiu.

R.H.: Z całą pewnością uważali oni, że są chrześcijanami i potrzeba bardzo wąskiej definicji chrześcijaństwa by oświadczyć, że się mylili. Elementy pogańskie i chrześcijańskie w kulturze średniowiecznej, jak w całej kulturze europejskiej między rokiem 400 a 1900, są ze sobą tak ciasno splecione, w każdym aspekcie życia, że wydaje się bezcelowym próbować je rozdzielać. Rzeczywiście, najbardziej nietolerancyjni i ograniczeni pod względem horyzontów myślowych chrześcijanie średniowiecza i czasów późniejszych zazwyczaj bardziej martwili się tym, co sądzili, że było niepoprawną formą Chrześcijaństwa, lub Judaizmem czy Islamem, niż pogańskimi elementami w ich świecie. Współcześni Poganie dysponują silnym argumentem przy zwracaniu uwagi na rozległy, ważny i wszechobecny udział starożytnego pogaństwa w głównym nurcie kultury europejskiej – mogą oni rościć sobie prawo do bycia spadkobiercami tradycji obecności we wszystkich stanach społecznych, nawet w czasach dominacji chrześcijaństwa, zamiast bycia wyjętymi spod prawa i marginalizowanymi.

K.T.: W takim razie, jak odpowie Pan tym, którzy twierdzą, że dowodzi Pan, że nie istnieje bezpośredni i spójny związek między starożytnym i współczesnym Pogaństwem?

R.H.: Mogę udzielić co najmniej trzech, całkiem różnych ale równie ważnych, odpowiedzi. Pierwszą jest to, że odkąd zacząłem pisać o pogaństwie, w mojej książce „The Pagan Religions of the Ancient British Isles”, podkreślam, że istnieje bezpośrednia linia przekazu między starożytną a nowożytną formą pogaństwa, za pomocą nośnika jakim jest magia rytualna. Była to kontr tradycja stojąca w opozycji zarówno do pogańskich jak i chrześcijańskich norm religijnych w Europie, jednak głęboko zakorzeniona w tradycyjnym podejściu do religii i magii przyjętym w starożytnym Egipcie. Nie tylko stanowi dającą się udowodnić i trwającą przez wieki kontynuację z tekstu do tekstu i od osoby do osoby – spośród źródeł starożytnych egipskie teksty magiczne zawierają najwyraźniejsze podobieństwa do wierzeń i praktyk nowożytnego czarostwa pogańskiego. W książce „Witches, Druids and King Arthur” poszedłem jeszcze dalej, wskazując, w jaki sposób szczególnie magia związana z gwiazdami otworzyła, w ramach szeroko postrzeganych ram chrześcijańskich, drogę do dalszego kultu pogańskich bóstw, w okresie który, mniej więcej, rozciąga się między końcem starożytnego pogaństwa, a pojawieniem się jego współczesnego odpowiednika. Pokusiłbym się o snucie domysłów, że współcześni poganie doceniliby ważność takiego powiązania i byliby w stanie wiarygodnie rościć sobie prawo do bezpośredniego i nieprzerwanego antycznego pochodzenia, gdyby nie błąd popełniony przez uczonych akademickich dziewiętnastego wieku i powtarzany do połowy dwudziestego, mówiący o tym, że ludzie oskarżani we wcześniejszych wiekach o czarostwo byli poganami.

Moja druga odpowiedź to stwierdzenie, że niedorzecznością jest jakoby dana religia nie była wiarygodna, jeśli nie rości sobie prawa do nieprzerwanego pochodzenia z odległej przeszłości. Większość głównych wiar na świecie przeszło okresy reform, w których wyznawcy odrzucali dotychczasowe normy tych wiar, odnawiając je w stosunku do wcześniejszych praktyk. By podać jakiś przykład, który wywarł największe wpływy na świat zachodni, weźmy protestantyzm. Narodził się on z twierdzeń jakoby wiara chrystusowa została zniekształcona i zepsuta przez średniowieczny katolicyzm i że należy powrócić do wcześniejszych tekstów tej wiary by, przeskakując nad wiekami zniekształceń, odnaleźć natchnienie do jej odnowienia i oczyszczenia. Również poganie dzisiaj są podobnie równie uprawnieni zarówno do odfiltrowania elementów pogańskich z kultury chrześcijańskiej średniowiecza i późniejszej, jak i powrotu do elementów zachowanych w tekstach i sztuce starożytnego świata. Mają prawo do odbudowania pogaństwa dopasowanego do potrzeb współczesności. Rzeczywiście, wyłonienie się postmodernizmu jako głównej szkoły filozoficznej, silnie usprawiedliwia takie działania, podkreślając sposób, w jaki rzeczywistość przywłaszcza sobie i przeszczepia aspekty przeszłości, tak by służyły wymaganiom rzeczywistości.

Trzecią odpowiedzią, jakiej mogę udzielić jest to, że jestem zadziwiony i skonsternowany silnym naciskiem, jaki ci poganie, którzy próbują potwierdzić sugerowaną przez dziewiętnastowiecznych uczonych nieprzerwaną tradycję pogańskiego czarostwa, kładą na samą tradycję jako główne kryterium autentyczności religii. Zdaje się ona znajdować na drugim miejscu, jeśli nawet nie liczyć się w ogóle, gdy bierze się pod uwagę zazwyczaj przytaczane ważne aspekty autentyczności religii: relacje między wyznawcami danej religii a bóstwami lub duchami, które otacza ona czcią, oraz wpływ, jaki ma to na społeczeństwo. Jeśli ci, którzy praktykują jakąś tradycję religijną nieodparcie odczuwają przy tym autentyczność swoich kontaktów z istotami boskimi, wtedy taka tradycja jest żywą, zdolną do istnienia tradycją, a owe kontakty, a nie argumenty o inicjacyjnym pochodzeniu lub długości praktyki, stanowią wtedy jej rdzeń. Wydaje mi się, że jeśli o to chodzi, Poganie odnoszą bardzo duże sukcesy. Co się zaś tyczy oddziaływań, to Pogaństwo, istniejąc w obecnej formie od ponad pół wieku, mając prekursorów sięgających kolejne sto pięćdziesiąt lat wstecz, wzbogaciło społeczeństwo o obrazy i idee wnoszące znaczący wkład do sztuki, literatury i muzyki, przyciągając jednocześnie ku sobie członków którzy są nadzwyczajnie tolerancyjni, uporządkowani i dobrze wychowani w porównaniu z niektórymi osobami należącymi do bardziej monopolistycznych systemów wierzeń.

K.T.: Czy uważa Pan, że książka „The Triumph of the Moon” powinna stanowić ostateczną historię pogańskiego czarostwa?

R.H.: Nie wierzę w ostateczne prawdy historyczne – opisywanie historii jest i powinno być czymś, co się ciągle zmienia i rozwija. „The Triumph” nie jest ogólną historią czarostwa lub pogaństwa, ani nawet ogólną historią współczesnego czarostwa pogańskiego. „The Triumph” ukazał się, by odpowiedzieć na pytanie jak to się stało, w sytuacji, gdy stary pomysł o starej angielskiej religii czarownic nie ma już stabilnych podstaw historycznych, że podstawowy model rozpowszechnionego na świecie współczesnego czarostwa pogańskiego pojawił się właśnie w Anglii w latach 40-tych, dlaczego tam i dlaczego wtedy? Wydaje mi się, że zaproponowałem odpowiedź, opartą o dostateczne pierwotne badania. Miałem nadzieję, że zainspiruje to i pobudzi innych do własnych dalszych badań, co w przypadku przyjaciół takich jak Philip Heselton, miało miejsce. Jestem rozczarowany tym, że jak dotąd tak niewielu Pogan sięgnęło po bardzo bogate zasoby literatury wiktoriańskiej i edwardiańskiej, zbiory folklorystyczne i źródła sądowe, które to wszystkie dostarczają obfitego i łatwo dostępnego, materiału do tworzenia historii współczesnego Pogaństwa z okresu, gdy się kształtowało. Istnieje również potrzeba większej liczby książek lub stron internetowych, które dawałyby Poganom dostęp do bogactwa przedstawień i idei, które rozwinęły się zarówno w świecie starożytnym jak i wiekach chrześcijaństwa, a które to przedstawienia i idee mogłyby być twórczo stosowane obecnie.

K.T.: Czy zamierza Pan publikować takie źródła?

R.H.: By zachować pracę, piszę książki dla ogólnego odbiorcy, z wieloma aspektami przemawiającymi zwłaszcza do moich kolegów akademików, niż dla Pogan. Oczywiście napisałem artykuł specjalnie skierowany do Pogan, pod tytułem „Writing the History of Witchcraft: A personal View”. Artykuł ten pojawi się w kolejnym numerze czasopisma „The Pomegranate”. Omawiam w nim historię studiów nad czarostwem na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat i efekt tych studiów na obraz samych siebie, jaki mają współczesne pogańskie czarownice. Własną pracę umieszczam pośród owych szerszych studiów i sugeruję kierunki dalszych badań, które mogłyby być prowadzone zarówno przez profesjonalnych historyków jak i osoby praktykujące pogaństwo. Jako część tego procesu, zamieszczam, fragment po fragmencie, odpowiedź na „Trials of the Moon” Bena Whitmore’a. Mój artykuł określony jest jako „artykuł przeglądowy”, co oznacza, że może być czytany w internecie za darmo. Dostarczy on odpowiednich odwołań do źródeł dotyczących informacji, które przedstawiłem w punktach w tym wywiadzie. Jednym z problemów, jakie Poganie napotykają w kontaktach z opracowaniami naukowymi jest to, że mogą mieć oni do nich dostęp w internecie gdzie są najrzadziej publikowane lub z większą trudnością w książkach, jednakże niewielu Pogan ma dostęp do czasopism specjalistycznych i zbiorów zredagowanych esejów, w których większość profesjonalnej wiedzy jest publikowana. Mój artykuł zapewnia dostęp do publikowanych w tych źródłach wyników badań, w tym moich, których istnienia Poganie będący poza środowiskiem akademickim nie są świadomi. Oprócz tego, moje książki będą nadal poruszały tematy interesujące pogańskich czytelników. Piszę obecnie jedną z nich, „Britain’s Pagan Heritage”, która jest uszczegółowioną i uaktualnioną wersją „Pagan Religions of the Ancient British Isles”. Chociaż, gdy pisałem „Pagan Religions”, umieściłem w niej wiele własnych uwag i komentarzy oraz doceniłem, w sposób rzadki jak na naukowca, istnienie poglądów alternatywnych wobec tych głoszonych przez naukowców akademickich, to książka ta była głównie syntezą poglądów archeologów i historyków dotyczących starożytnej religii Brytanii i Irlandii, głoszonych w latach 80. Dlatego też było to powodem, dla którego tak im się ona spodobała i dlaczego zaproszono mnie do Towarzystwa Starożytników, o czym wspomniałem. Nowa książka ogranicza się do Brytanii, co pozwoli mi skupić się na szczegółach oraz dodatkowo zawiera więcej wyników moich własnych badań, poddanych próbom przez ostatnie dwadzieścia lat w szeregu esejów i materiałów konferencyjnych. Obejmuje ona obecnie znane dowody, i interpretacje, dotyczące przedchrześcijańskich religii Brytanii od okresu paleolitu do triumfu chrześcijaństwa, omawiając również kwestię późniejszych pogańskich pozostałości. Następnie, mam zamiar napisać książkę na temat historii samego czarostwa, coś, czego tak naprawdę do tej pory nigdy nie zrobiłem. Zmierzam ku temu od dwudziestu lat, testując co ważniejsze argumety w artykułach i prezentacjach, przy czym udział w spotkaniu dyskusyjnym na Harwardzie stanowił jeden z kroków. Ponadto, nadal wspieram pracę innych, zarówno na, jak i poza akademią. W tej chwili mam szesnastu doktorantów, pracujących nad takimi zagadnieniami jak obraz czarostwa w literaturze angielskiej; historia Hallowe’en; nowożytne procesy czarownic; historia teurgii w okultyzmie zachodnim; oraz obraz Bogini w starożytności, średniowieczu i współcześnie.

K.T.: Dziękuję, Profesorze Hutton, to było fascynujące. Jak zwykle, w spokojny i pouczający sposób, dostarczył Pan ogromu ważnych i przydatnych informacji na sporny, przynajmniej pośród Pogan, temat. Jestem pewna, że okażą się one interesujące dla czytelników tego bloga i spodziewam się, że przyczynią się one do dalszej poprawy dyskursu w obrębie Pogaństwa.

Driada