Wiccanisko 2016

Emocje po tegorocznym Wiccanisku, które odbyło się pod koniec sierpnia, już opadły. Jak zwykle, poprosiliśmy naszych uczestników i uczestniczki, by podzielili się z nami swoimi doświadczeniami, związanymi z wydarzeniem. Dziękujemy tym, którzy napisali dla nas sprawozdania (nie zawsze prozą!) i cieszymy się, mogąc umieścić je na naszej stronie. Dziękujemy również autorom zdjęć, użytych w artykule (Mike, Vivien) za udostępnienie nam ich.

Ponadto chcielibyśmy podziękować wszystkim tym, którzy przybyli na nasze wykłady i rytuały. Organizujemy te przedsięwzięcia dla Was i dzięki Wam mamy paliwo, by nadal działać. Dziękujemy!

Podziękowania należą się także naszym niezwykłym gospodarzom ze Stacji Wolimierz, bo to właśnie tam, w Międzyplanetarnym Królestwie Sztuki, odbyły się tegoroczne warsztaty. To miejsce, gdzie czas i przestrzeń, a wraz z nimi ludzkie wnętrza ulęgają przemianie. Sami mieszkańcy mówią o stacji jako pięknym, zwariowanym miejscu dla ludzi, którzy chcą uciec z miasta i zacząć robić cos zupełnie innego. Rzeczywistość tu jest barwna i magiczna i cieszymy się, że mogliśmy dodać magię Wicca do magii tego miejsca. Polecamy Wolimierz wszystkim myślącym inaczej, zakręconym ludziom, którzy szukają alternatywnego wymiaru dla swoich działań.

Redakcja Wiccańskiego Kręgu

20160827_205736

Relacja Magdy i Macieja z Enklawy:

Jechaliśmy na Wiccanisko niemal w ciemno. Co prawda nawiązaliśmy kontakt internetowy z organizatorami, a nawet fejzbukową, bliższą znajomość z Nefre, ale dotychczasowe doświadczenie uczyło nas, że nawet dobre kontakty internetowe nie zawsze przekładają się na znajomości realne. Słyszeliśmy za to sporo o miejscu, w którym miało odbyć się wydarzenie. Stacja Wolimierz – miejsce spotkań społeczności alternatywnych animatorów kulturalnych i społecznych oraz przedstawicieli wszelkiej maści ekologów. Przed samym wyjazdem czytaliśmy nawet artykuł o tym miejscu, w jednym z ogólnopolskich tygodników opinii i wysłuchaliśmy opowieści rozentuzjazmowanych przyjaciół rozkochanych w klimacie Wolimierza. Niemniej mieliśmy pewnego rodzaju wątpliwości, czy aby odnajdziemy się w klimacie wydarzenia.

Samą Wicca interesowaliśmy się od jakiegoś czasu, ale do tamtego czasu nie udało nam się dojechać na żadne ze spotkań w Warszawie (mieszkamy na Lubelszczyźnie). Było to jednak zainteresowanie poparte dość dokładnym rozczytywaniem się w artykułach na stronie internetowej „Wiccański Krąg”, wertowaniem Wikipedii i przeczytaniem dwóch książek o Wicca, tj. „Współczesne czarownictwo” G. Gardnera (o ile mogę być szczery, nie do końca do mnie przemówiła) i „Poza miotłą” Morgany (ta z kolei była bardzo interesująca, ale za krótka). Czuliśmy więc, że jadąc na Wiccanisko, jedziemy w nieznane, zarówno w sensie nieznajomości miejsca, osób, które będziemy mieli okazje poznać, jak i tematyki prelekcji i wykładów, nawet pomimo tego, że szeroko pojętą kulturą i mitologią interesowaliśmy się od dawna. Ale pewnego rodzaju nieśmiałość narastała wraz ze zbliżającym się terminem wyjazdu. Nasze obawy rozwiał jednak nieco program Wiccaniska, który układał się w dwa bloki szkoleniowe – dla osób początkujących i nieco bardziej obeznanych z tematem. Na szczęście należymy też do osób lubiących wyprawy na nieznane szlaki.

Na miejsce dojechaliśmy późno w nocy pomijając pierwszą z zaplanowanych dyskusji pt. „Co to jest Wicca?”. Tym samym pozbawiliśmy się możliwości szybkiego i płynnego wkomponowania się między zgromadzonych tu organizatorów i uczestników. Pomimo późnej pory impreza zapoznawcza jeszcze trwała, chociaż dojmujący chłód sprawiał, że koncentrowała się głównie w okolicach ogniska. Zbyt późno już jednak było na sondowanie otoczenia i nawiązywanie znajomości, więc znaleźliśmy miejsce na rozbicie namiotu i poszliśmy spać.

Nazajutrz dzień rozpoczęliśmy wcześnie o poranku starając się odnaleźć w nowym miejscu. Stacja Wolimierz, co potwierdzało się z każdą spędzoną tu godziną, okazała się niezwykłym miejscem, niemal labiryntem przedziwnych budowli, zakątków i zdarzeń. Z perspektywy czasu rośnie też w nas przekonanie, że było to możliwie najlepsze miejsce, aby przyjąć i pomieścić tak niezwykłe wydarzenie, jakim okazało się Wiccanisko.

Zadecydowaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie uczestniczenie w bloku wykładów i warsztatów z tematyką nawiązujących do podstaw Wicca. Stąd też dowiadywaliśmy się z ust prelegentów o historii Wicca (wraz z wieloma smaczkami plotkarsko-obyczajowymi), wierzeniach Wicca (oraz ich indywidualnych odcieniach), Kole Roku i rytuale wiccańskim. Szczególnie ciekawy byłem dwóch ostatnich piątkowych wykładów, ponieważ starałem się odnieść je do mojej aktualnej wiedzy i osobistych doświadczeń podczas obcowania ze zmieniającymi się cyklami przyrody. Drugiego dnia z kolei braliśmy udział w bardzo ciekawych, bo popartych praktyką zajęciach „Magia i energia w Wicca” i słuchaliśmy o inicjacji w Wicca. Na koniec Mike opowiadał nam o męskich doświadczeniach w byciu mężczyzną wiccaninem. Myli się jednak ten, który powie, że wykłady odbywały się w sztywnej i poważnej atmosferze. Wcale nie. Były merytoryczne, ale swobodne, pełne skupienia, ale przerywane co chwila ożywioną dyskusją słuchaczy. Miało się wrażenie, że tematyka żyje w nas wszystkich i pączkuje kolejnymi spostrzeżeniami i próbą odnalezienia się w wiccańskim micie. Potwierdzeniem tego faktu był ostatni wykład dotyczący snów i ich interpretacji, kiedy nawet milczące dotychczas osoby zabierały głos, aby podzielić się tym, co z reguły jest dość intymne – własnymi marzeniami sennymi i koszmarami. Warto też dodać, ze zwieńczeniem każdego ze spędzonych tu dni były istotne wydarzenia, w których brała udział cała nasza nowo zawiązania społeczność. I tak pierwszego dnia był to rytuał Silmarillion a w sobotę Rytuał Zbiorów – Lammas. Istotnym dla uczestników było to, że każdy z nich miał inną specyfikę. Pierwszy wymagał skupienia i wyciszenia, drugi z kolei zaangażowania się i uzewnętrzniania w tańcu i przeżywani fragmentu wiccańskiego mitu. Oba też były piękne, chociaż każde na swój sposób. Na pewno jednak to rytuał Lammas wraz z jego podniosłością i teatralnością oraz zaangażowaniem odgrywających go osób sprawił, że miałem uczucie uczestnictwa w czymś absolutnie niepowtarzalnym. Mit rozgrywał się za naszym pośrednictwem i udziałem jako społeczności, ale też przenosił się na pole przeżyć wewnętrznych – zarówno warstwy emocjonalnej, jak i archetypicznej. Wtedy po raz pierwszy poczułem też niedosyt. Uczucie to wynikało jednak z przeświadczenia, że potrzebuję poważniejszego zaangażowania się w Religię Bogini. Tej nocy miałem też dziwaczny sen.

Co by nie powiedzieć, przestrzeń Stacji Wolimierz sprzyjała nam od samego początku. Zajęcia odbywały się w sali teatralnej, na placu zabaw, w brzozowym lasku. Wokół piętrzyła się zieleń, a przez cały czas naszego pobytu świeciło piękne słońce. Każde z miejsc sprzyjało też nawiązywaniu nowych i pogłębianiu zawiązanych wcześniej znajomości. No i imprezy. Tak, wiccanie i sympatycy Wicca potrafią się bawić jak mało kto. I nie chodzi tutaj o licytację na ilość wypitego alkoholu, ale o skłonności do ekspresji swoich mniej lub bardziej skrywanych talentów. Jeżeli ktoś w danym momencie nie miał ochoty lub siły aktywnie uczestniczyć w zabawie, to wystarczyło siąść z boku i przypatrywać się roześmianej i rozentuzjazmowanej grupie.

Rokrocznie bywamy z Magdą w różnych miejscach. Sami też żyjemy w urokliwym miejscu i staramy się ściągać na naszą Enklawę różne wydarzenia. Dlatego też z pełną odpowiedzialnością możemy stwierdzić, że atmosfera jaką stworzyliśmy wspólnie, zarówno organizatorzy jak i uczestnicy na Stacji Wolimierz, długo pozostanie w naszych wspomnieniach. Tym bardziej, że spotkaliśmy tutaj to, czego tak bardzo nam brak we współczesnym świecie – życzliwość i chęć zrozumienia siebie nawzajem. Nasze zdziwienie budził też fakt, że w czasach, kiedy skalę indywidualnego sukcesu mierzy się wykresami kołowymi i analizą „nakład pracy – rezultat”, mnóstwo ludzi zaangażowanych w Wicca robi coś zupełnie bezinteresownie, angażując w to swój wolny czasu i wysiłek. I robią to naprawdę dobrze i z sercem. Minęło już trochę czasu, a z czasem tylko mocniej zaczynamy odczuwać potrzebę… Ale to już materiał na zupełnie inną opowieść.

Wiersz Namira:

W blasku ogni i w świetle gwiazd,
Taniec brzmi w rytmie krwi.
Wśród dzikich traw, szumi…
Długich nocy i pięknych dni tamten czas.
Jestem wdzięczny Ci.
W kolorze farb, w wonnej żywicy i talii kart,
Emocjach, słowach, gestach minionych chwil,
Usłyszę Twój głos i cichy śpiew…
Usiądźmy tam jeszcze raz, jeszcze parę chwil.
Jestem wdzięczny Ci.
A gdy spotkamy się jeszcze raz,
Tam gdzieś za jakiś czas.
Gdy powróci gwarnych głosów akt,
Dziś będzie jutrem, a jutro będzie dziś.
Tam powiem znów, że jestem wdzięczny Ci.

Relacja Vivien:

DSC_0891

 

Ciężko napisać o czymś, co zmienia nas wewnętrznie, a ten weekend Wiccaniska, jak i wszystkie poprzednie, wyrył we mnie coś nowego. Trochę zajęło mi ogarnięcie się na nowo ze zwykłą codziennością, która tak brutalnie mnie wciągała tuż po powrocie, ale w końcu mogę napisać coś od siebie i jak widziałam tegoroczne Wiccanisko.

Kiedy ogłoszono miejsce spotkania tegorocznego wiccaniska, obejrzałam sobie stronę Wolimierza, dojazd, że artystyczne miejsce spotkań itd., itp., ale jakoś nie dotarło do mnie, jak cholernie daleko to jest ode mnie i jak ciężko się tam dostać. Nasza podróż rozpoczęła się już po 5 rano, kiedy zaspani i zmęczeni pakowaniem do późnych godzin podreptaliśmy na pociąg do Wrocławia. To była dziwna podróż. Tyle tygodni wyczekiwania i nagle już za chwilę, za kilka godzin będę na miejscu, zobaczę stare twarze, nowe, które będę poznawać i ta słodko gorzka niepewność po ciężkich przeżyciach z mojej poprzedniej grupy…

We Wrocławiu przesiadka na bus, który ledwo co nas zabrał, bo myślę, że kierowca tak naprawdę wystraszył się bandy wiedźm, którą zobaczył! Po wąskich wertepach górskich dróżek i dróg dojechaliśmy na miejsce, pijani od jazdy, półprzytomni od upału zaczęliśmy oglądać okolicę, czując się dosłownie jak przeniesieni do innego świata. Stara stacja kolejowa, która została zaadaptowana na potrzeby mieszkalno-artystyczne, plus duża sala teatralna. Klimat nie z tej ziemi. Ludzie mili i uśmiechnięci. Wszyscy witali znajome twarze i poznawali nowe.  Choć początki zawsze są dość nieśmiałe, to po rozlokowaniu do sypialni mieliśmy pierwsze wykłady, co wprowadziło wszystko na właściwe tory.

Pierwszego wieczoru do wyboru były dwa wykłady w tym samym czasie, pierwszy ze sztandarowego programu WSG – „Co to jest Wicca?” – prowadzony przez Sheilę i drugi dla osób już bardziej zaznajomionych z tego rodzaju wyjazdami „Ludowe sposoby ochrony” prowadzony przez Verma.

Choć na temacie „co/ czym” jest wicca i z czym się ją je, byłam już i wałkowałam ten temat wielokrotnie, to ze względu na osobę, która mi towarzyszyła i nie chciała zostać sama, wybrałam ten właśnie wykład, ale też ze swego rodzaju rozrzewnieniem. Lubię słuchać o tym, jak inni postrzegają ten rodzaj praktyki. Czasami można wynieść z jednego, krótkiego spotkania dużo więcej, niż przez lata samodzielnego czytania i doszukiwania po forach internetowych. Po dwóch godzinach, które upłynęły w iście magicznie szybkim tempie czekało na nas cieplutkie ognisko i rozpoczął się pierwszy wieczór tańców, wspominek, śpiewów, dość krótki, bo każdy był wymęczony pielgrzymką na ten koniec Polski, ale nawet i lepiej, można było solidnie wypocząć przed pełnym dniem wykładów.

Jeszcze przed obiadem Sheilowo/Arkowy warsztat –  „Zastosowanie i tworzenie kadzideł”, a potem opowieści Agni o Babci Weatherwax. Tu nie ma o czym opowiadać, to po prostu trzeba zobaczyć. Kadzidłami zakurzyliśmy połowę podwórza. Arek z Sheilą podzielili się z nami swoimi doświadczeniami o tym, co warto dorzucić na węgielek, a czego lepiej unikać. Jednak największą zabawę sprawiło wszystkim już samo palenie. Większość z obecnych jedyne kadzidła jakie rozpalała do tej pory, to popularne „kadzidełka”, albo ewentualnie stożki. Teraz mogli pobawić się żywymi roślinami, olejkami i przyprawami. Nic tak nie utrwala wiedzy jak praktyka, a kurzyliśmy, aż miło! Agni z kolei przedstawiła nam swoje podejście do szczególnej serii Terry’ego Pratchetta o Tiffany i magii, oraz wiedźmach i ich podejściu do… świata, które wcale nie tak bardzo odbiega od wiccańskiego światka. W tym samym czasie trwały wykłady z podstawowego WSG o historii Wicca i wierzeniach w Wicca, które poprowadził Verm.

Po popołudniowej przerwie Nefre przeprowadziła wykłado/dyskusję o Kole Roku, a Arek wykład o rytuale wiccańskim. Obydwa spotkania również z podstawowego WSG, dlatego sama popędziłam na czarujący wykład Michiru o Tarocie, a następnie warsztat z malowania ciała, które prowadziły Agni i Nefre. Tuż po krótkim wstępie przyszło najlepsze – malowanie! Jeśli ktoś nie oglądał jeszcze zdjęć z tego roku, to niech żałuje, bo twory i potwory jakie wychodziły spod naszych pędzli były wprost nieziemskie i idealnie na czas wieczornego rytuału Silmarillion. Czy był magiczny? Oj był. Czy jest coś do dodania? Tak, trzeba to po prostu przeżyć!

Przedostatni dzień, choć mniej obfity w wykłady, był równie niesamowity. Pierwszy wykład prowadziła Sheila o magii i energii w Wicca z podstawowego WSG, natomiast równocześnie Agni rozpoczęła swój wykład o świętych pszczołach, który mimo, że już w zeszłym roku na wiccanisku można było go posłuchać, to niestety ominął mnie na rzecz innego, który odbywał się w tym samym czasie. Szczęściem wykłady są rozkładane tak, że jeżdżąc z roku na rok można nadrobić braki.

Pierwszą część o pszczołach w historii można przeczytać już w biblioteczce wiccańskiego kręgu. W drugiej części spotkania Agni objaśniała struktury działania kowenu i skąd się wzięły pszczoły w praktyce magicznej. Również – trzeba posłuchać/przeczytać, bo żaden opis tu nie wystarczy.

Po wykładach, jeszcze przed obiadem, została chwila na „Magiczny bazarek”! Mój absolutny faworyt, bo zawsze brakowało odpowiedniej chwili czy miejsca, żeby się rozłożyć z wyrobami magicznymi i innymi do praktyki. Ja sama przywiozłam w tym roku masę rzeczy, od noży rytualnych, przez filiżanki do dywinacji, książki, zeszyty magiczne, na biżuterii i dodatkach kończąc. WK sprzedawał z kolei plakaty i kartki pocztowe z wizerunkiem pięknego zająca, stworzone specjalnie przy okazji Wiccaniska, z których dochód przeszedł na poczet rozbudowy strony WK. Piękne rzeczy, sama nabyłam i plakat i kartkę. Plakat już wisi na ścianie.

Po obiadowej przerwie z podstawowego WSG, Driada poprowadziła wykład o inicjacji w Wicca, a równocześnie z nią Arek prowadził swój: Wicca a Hinduizm. Niestety ani na jednym, ani na drugim mnie nie było, bo tuż po nich zaczynałam swój własny wykład o dywinacjach! Byłam niesamowicie zdenerwowana i zestresowana, bo o ile w mniejszych grupach mogę prowadzić coś takiego, o tyle dla większej stanowiło to niemałe wyzwanie. Jednak… na Wiccanisko przyjeżdżają tak wspaniali i  ciepli ludzie, że strach jakoś uleciał i wszystko poszło na tyle dobrze, że z większością obecnych mam kontakt do dzisiaj i wymieniamy się wiadomościami o tym, co się sprawdziło z czytania ich filiżanek. Tak, tak, filiżanek, ponieważ po pierwszej części wykładu, która składała się z naukowego, historycznego i psychologicznego spojrzenia na dywinacje, rozpoczęła się część praktyczna, a w tym roku na tapetę poszła – tasseomancja, czyli sztuka przepowiadania przyszłości z herbaty, a dokładniej z jej fusów.

Być może uda mi się skleić ten wykład w jakiejś ładniejszej formie, bardziej czytelnej, natomiast jeśli w przyszłości uda mi się poprowadzić coś takiego jeszcze raz, to już nie będzie herbaty, tylko inna z tysięcy możliwych dywinacji… może z czarnej kury? 😉

Nie odbiegajmy jednak od tematu.

Po wykładach i przerwie, gdzie wszyscy mogli się przygotować na rytuał, rozpoczął się Rytuał Zbiorów, gdzie każdy zostawił „coś” od siebie i dostał „coś”.

Po rytuale przeszliśmy do dużego ogniska, gdzie tańcom i zabawom nie było końca i muszę przyznać, że oglądanie gwiazd w nocy w tak malowniczym miejscu zapadnie mi w pamięci do końca życia. Nigdy się tak dobrze nie bawiłam jak na tegorocznym Wiccanisku. Nigdy nie widziałam tylu gwiazd i tylu cudownych ludzi, którzy już teraz są głęboko w moim małym serduszku i tęskno mi za nimi, ale czymże jest odległość w dzisiejszych czasach. W Poznaniu Nefre prowadzi co jakiś czas poganka, a w Warszawie Sheila otwarte rytuały i spotkania pogańskie również. Jest w czym wybierać.
BB, Vivien

 

Jeszcze jedną relację, również ze zdjęciami, możecie znaleźć na blogu Sheili, pod tym linkiem: WICCANISKO 2016 – RELACJA

12291156_564295297054086_2702364142714469218_o

To już wszystkie relacje, które napisali dla nas uczestnicy Wiccaniska. Wprawdzie w kolejnym roku nie planujemy warsztatów, ale z pewnością będziemy Was informować o swoich inicjatywach i zapraszać na nie. Pozdrawiamy!