Yule to święto radości i światła – niech więc wasza radość prowadzi was do światła, poczucie humoru dopisuje i śmiech wypełnia wasze życie.
Yule – radość i światło
Autorka: Agnieszka Mojmira Antonik
Zimowe przesilenie. Ten moment w Kole Roku, kiedy królująca nad dniem noc osiąga swoje apogeum. Przez wiccan określane mianem Yule, jest jednym z czterech mniejszych sabatów, na naszej półkuli przypadającym na 21-22 grudnia i wyznaczającym początek kalendarzowej zimy. Nasz świat zapada w głęboki sen. Przyroda, zrzuciwszy z siebie kolorowe szaty ciepłej pory roku, przywdziewa śnieżnobiałe okrycie, a skryta w podziemiach Bogini oczekuje narodzin słonecznego syna i nawet ludzie – ospali i działający na wolniejszych obrotach – sprawiają wrażenie mniej lub bardziej świadomie synchronizować się z rytmem natury. Jest ciemno, cicho i pusto.
Yule to czas największych ciemności, jednak to właśnie w ciemnościach najdłuższej nocy można odnaleźć zalążek światła. Wicca to religia równowagi, w której zarówno mrok jak i światło mają swoje miejsce, znaczenie oraz doniosłą rolę, a każde z nich jest łonem wydającym na świat swoją przeciwność. Jako wiccanie nie staramy się wypierać ciemności, usuwać jej z naszego życia, nie łączymy jej wyłącznie ze strachem, bólem czy poczuciem zagubienia, ukazując ją jako tą złą stronę monety, nie gloryfikujemy również światła jako jej pozytywnego przeciwieństwa. Niektórzy wiccanie oczekując Yule poświęcają swój czas na kontemplację ciemności, jej poznawanie, uczenie się na nowo i chłonięcie mądrości w niej ukrytej. Inni natomiast w tym ciemnym okresie roku wolą skupić się na nadziei jaką niesie obietnica powrotu Słońca, na świetle i jasności, by łatwiej znieść niedogodności zimy, podczas której współczesny świat nie pozwala na zbyt duże zwolnienie tempa, podpowiadane przez wewnętrzny głos.

Światło (to zewnętrzne i wewnętrzne) oraz łączące się z nim radość, śmiech, poczucie humoru i entuzjazm to ważne dla Wicca narzędzia poznawania siebie, naszych bogów oraz religii, ale także zwyczajnie ułatwiające codzienne życie. Działają na wielu poziomach – fizycznym, psychicznym i duchowym – sprawiają, że jakość naszego życia się poprawia, a my z uniesioną głową możemy iść do przodu. Dalej, łatwiej pokonując przeciwności, z większą wiarą we własne możliwości oraz zdolności oceny prawidłowości dokonywanych wyborów. Z biologicznego punktu widzenia poczucie humoru i śmiech, nawet ten wymuszony, to wielkie dobrodziejstwo, które dzięki wydzielaniu hormonów szczęścia do mózgu wywołuje dobre samopoczucie, zmniejsza odczuwanie bólu, uwalnia ciało od stresu i zmęczenia, pobudza pozytywne myślenie i kreatywność, a także zwiększa pewność siebie oraz ułatwia komunikację. Z uśmiechem na twarzy, a co ważniejsze – w sercu, świat wydaje się piękniejszy, kłopoty mniejsze, a nasze siły nieograniczone. Również z duchowego i psychologicznego punktu widzenia radość, zdolność do śmiania się z siebie i z sytuacji, czasem bardzo ciężkich, jakie funduje nam życie, jest nie do przecenienia. Jako wiccanie przywiązujemy bardzo dużą wagę do pozytywnego nastawienia do życia i do poczucia humoru, mając na uwadze wpływ jaki mają one na kształtowanie się dobrych relacji z innymi ludźmi, budowanie kowenowych więzi oraz tworzenie wiccańskiej wspólnoty w szerszym tego słowa znaczeniu. Dodatkowo śmiech to wspaniała forma medytacji, sposób oddawania czci bogom, a podczas rytuałów forma banishingu i uziemienia.
Mistycy mówią, że śmiech jest boskością i przeglądając wiccańską Księgę Cieni łatwo można znaleźć przykłady na potwierdzenie tego stwierdzenia. Wystarczy z resztą przyjrzeć się dostępnemu również nieinicjowanym Pouczeniu Bogini, by przekonać się, że wicca to z założenia religia radości. „Ucztujcie, śpiewajcie, tańczcie i kochajcie – wszystko ku czci mojej, bo moja jest ekstaza ducha i moja jest radość na ziemi, a mym prawem jest miłość do wszystkich stworzeń”, mówi Bogini. I to też robimy. Podczas spotkań i rytuałów tańczymy, śpiewamy i gramy, kochamy i ucztujemy. Bez tej radości, bez zdolności podchodzenia do nauki w kowenie z entuzjazmem, a czasem i z przymrużeniem oka, bez umiejętności śmiania się z siebie i spojrzenia na siebie z dystansem, nasza droga w Wicca może skończyć się zanim się prawdziwie zaczęła. Poczucie humoru pozwala nam bowiem zaakceptować naszą naturę i w łagodniejszy sposób zmierzyć się z własnymi ograniczeniami i niedociągnięciami, na konfrontację z którymi decydujemy się już w momencie proszenia o naukę i inicjację. Dzięki poczuciu humoru i entuzjazmowi widzimy więcej i lepiej, jesteśmy w stanie otworzyć więcej bram na drodze naszego rozwoju i sprawić, że ona sama wydawać się będzie mniej wyboista. Dzięki nim chronimy się również przed ślepą wiarą i fanatyzmem, choć zawsze należy też pamiętać, że niepoparta rozumem potrafi zaślepić i sprawić, że uznamy napotykane kłopoty za błahe, bagatelizując niebezpieczeństwo.
W Wicca mówimy, że jeśli w naszej praktyce – czy tej duchowej czy jakiejkolwiek innej – brakuje radości i entuzjazmu to znak, że coś jest nie tak. Oby więc nam ani tego entuzjazmu, ani radości ducha, ani symbolizującego ją uśmiechu na twarzy nigdy nie brakowało i oby rodzące się słońce i wydłużające dni pomogły nam na nowo odkryć nasze wewnętrzne światło, zbliżając nas do bogów i do lepszego poznania samych siebie.
Isis, Apofis, Ozyrys a radość i wiccańska praktyka
Autorka: Agni
W świecie magii istnieje pewna starożytna formuła, IAO, która choć zasadniczo odnosi się do jogi i medytacji, stanowi jednocześnie podstawę wszystkich szkół okultystycznych i mistycznych. Izyda, Apofis, Ozyrys – bo takie jest jej rozwinięcie – to przedstawienie schematu etapów, przez jakie przechodzi osoba podążająca ścieżką magii i towarzyszącego jej rozwoju osobistego.

Etap pierwszy to etap Izydy, kiedy codzienna praktyka magiczna przychodzi z łatwością, lekkością i wielkim entuzjazmem, będąc dodatkowo nacechowaną dużą skutecznością i widocznymi efektami. Etap Apofisa to etap, kiedy entuzjazm znika, w jego miejsce pojawia się natomiast zwątpienie i zrezygnowanie, a najprostsze czynności wydają się być wielkimi wyzwaniami i takimi się stają. Etap ostatni to etap Ozyrysa, kiedy nie tyle powraca się do pierwotnego stanu radości i przyjemności, ile wchodzi się w nową, lepszą jakość, której zaistnienie uwarunkowane jest zniszczeniem jakości pierwotnej i przejściem przez śmierć ku odrodzeniu.
Etapy te, równie dobrze jak w wypadku próby opisu osoby praktykującej medytację, sprawdzają się przy charakterystyce osób wkraczających na ścieżkę Wicca. Osoba, która w Wicca odnalazła swoją życiową drogę, znajduje się w fazie Izydy. Jest zafascynowana, podniecona i szczęśliwa mogąc robić cokolwiek, co pozwoli jej odnaleźć odpowiedniego nauczyciela, dojść do inicjacji, a przede wszystkim uczyć się bycia wiccaninem. Radość i entuzjazm to naturalny stan, którym dana osoba tryska na prawo i lewo, ciesząc się tym bardziej, że przecież to właśnie on jest nakazem i sposobem oddawania czci Bogini. Jak mówi bowiem Pouczenie: „Niech cześć oddaje mi radujące się serce, gdyż zważ: wszystkie czyny miłości i przyjemności są moimi rytami.”
Potem przychodzi inicjacja, dalsza nauka (lub jej brak) i w wielu wypadkach zwątpienie, gdy oczekiwania zderzają się ze ścianą rzeczywistości, a dana osoba wchodzi w etap Apofisa. Arcykapłani okazują się być zwykłymi ludźmi z ich problemami i słabościami, inni członkowie kowenu sprawiają wrażenie niedopasowanych i nieodpowiednich, a forma nauki, jej ilość czy jakość może powodować rozdarcie i rodzi wątpliwości czy aby na pewno jest się we właściwym miejscu. Świat się wali, nic nie ma tego samego sensu, co na początku, entuzjazmu, by walczyć o swoje przekonania (których już się nawet nie jest pewnym) brak, a na dodatek ma się wrażenie, że znikąd oczekiwać pomocy. Na szczęście nic nie trwa w tym świecie wiecznie, więc po ciemnej nocy duszy – jeśli jest się odpowiednio wytrwałym i zdecydowanym, by wydostać się ze swojego osobistego Rowu Mariańskiego, co bardzo ważne, nie przerywając swojej praktyki – następuje etap Ozyrysa, kiedy – jakby powiedziała moja arcykapłanka – rodzi się prawdziwy wiccanin, znów gotowy, by dla swojej wiary przenosić góry.

Entuzjazm to stan emocjonalnego zaangażowania w coś, którego istnienie nie tylko ułatwia codzienne życie w świecie, ale jest również ważnym elementem w wiccańskiej praktyce. Jego długotrwała obecność lub brak mogą wyznaczać opisane wcześniej fazy, natomiast dla doświadczonego nauczyciela oraz świadomego tego faktu ucznia stanowią również bardzo ważną informację oraz wskazówkę odnośnie dalszego kierunku wiccańskiego treningu. Bogini mówi: „Jeśli tego, czego szukasz, nie znajdziesz w sobie, to nigdy nie znajdziesz tego poza sobą” i entuzjazm nie jest tu żadnym wyjątkiem od reguły, jednak jego zanik, choć kłopotliwy sam w sobie, jest przede wszystkim przyczynkiem do zastanowienia się, jaki jest powód jego zniknięcia. Czasem jest to bowiem kwestia buntującego się przeciwko byciu utrzymywanym w pozycji ucznia rozbujałego ego, czasem bolesne rozczarowanie z powodu zbyt wygórowanych oczekiwań i mierzenia innych własną miarą, innym razem zwykłe wypalenie, a jeszcze innym poczucie, że utknęło się na jakimś etapie, do którego już się nie przynależy, choć nie widzi się z niego wyjścia.
W języku greckim entuzjazm i natchnienie oznaczane było tym samym słowem i tak jedno jak i drugie potrzebne było i jest artystom. A wiccanie to w pewnym sensie artyści, dążący do tego, by tworzyć swoją własną rzeczywistość podług swojej Woli. Każdy w kim choćby niepozornie ujawnia się artysta wie, że natchnienie nie zawsze przychodzi samo, że czasem wymaga ono odnalezienia inspiracji, wykonania pewnej pracy na rzecz jego przyciągnięcia. Wymaga również, a właściwie przede wszystkim, uważności, dzięki której może on inspirację odnaleźć. I tu powracamy znowu do cytatu o poszukiwaniu w sobie, czyli o poznawaniu siebie, co jest jednym z głównych założeń Wicca. Poznaj siebie, by móc odnaleźć inspirację. Odnajdź inspirację, a tym łatwiej pobudzisz uśpiony, choć zawsze obecny w tobie entuzjazm. Pobudź entuzjazm, a na nowo odkryjesz radość z tego, co robisz i siłę, by zmienić to, na co w swoim życiu nie wyrażasz zgody.
Entuzjazm, radość i śmiech to w skrócie podstawa wiccańskiej praktyki. Stanowią one bowiem narzędzia w poznawaniu siebie oraz zdystansowaniu się do własnego ego, to narzędzia magiczne pomagające niejako puścić cięciwę łuku, uwalniając się od żądzy rezultatu (co wymagane jest, by magia była efektywna), to elementy wiążące i wzmacniające kowen, bo wspomagające tworzenie pozytywnego egregora kowenu, a także służące odwołaniu tego, co do wiccańskiego kręgu zostało przywołane i uziemieniu, bardzo potrzebnemu po mocno energetycznych rytuałach. Skandynawowie mawiają, że przez rozwarte w uśmiechu usta świat po prostu wygląda lepiej, a wszystko jest łatwiejsze. Jako wiccanie nie tylko to wiemy, ale staramy się działać, kiedy w mniej lub bardziej naturalny sposób uśmiech znika z naszych twarzy, a entuzjazm z serca, widząc w drodze, jaką kroczymy piękny proces wzrostu, który prócz siniaków, zadrapań, a czasem bardzo głębokich ran kłutych i ciętych, niesie ze sobą również nieporównywalną ilość satysfakcji płynącej z pokonywania kolejnych przeszkód i z bycia w gronie podobnie myślących i podążających w podobnych kierunkach wiccańskich sióstr i braci.
Warianty modelu IAO
Autorka: Agni Heka
Przedstawiony powyżej model IAO jest uniwersalny, ale nadal jest to tylko model i jak to z modelami bywa – w rzeczywistości możemy napotkać różne jego odmiany, a nawet wyjątki potwierdzające regułę. W myśl zasady „jak wewnątrz – tak i na zewnątrz” – to, co wnosimy ze sobą do Wicca, stanie się naszym wiccańskim doświadczeniem. Jeśli Bogini się nie myli i prawdą jest, że jeśli tego, czego szukamy, nie znajdziemy w sobie, to nigdy nie znajdziemy tego poza sobą, to można przyjąć za pewnik, że to co znajdujemy poza sobą jest tym co posiadamy w sobie. Każdy z nas ma coś do przerobienia, ale nie każdy to samo i nie tyle samo, więc doświadczenia mogą być bardzo różne – jedne będą bolesne, inne nie. Jeśli w Wicca podczas nauki pierwszego stopnia mamy trudności i złe doświadczenia, to często są one rezultatem tego, co tkwi w nas samych, a co było już omówione w poprzednich częściach. Jednym słowem, sami kształtujemy nasze doświadczenia wiccańskie. To, co wyciągniemy z Wicca uzależnione jest od naszej postawy i naszego nastawienia, a one z kolei zależne są od tego, w jakim miejscu naszego rozwoju jesteśmy w czasie inicjacji, jak szybko będziemy się rozwijać i jak dobrze znamy siebie samego. Tutaj nikt pracy za nas nie wykona, wszystko zależy od nas samych. To, co mamy wewnątrz, będzie kształtowało to, co napotkamy na zewnątrz, a to, co napotkamy na zewnątrz, będzie kształtowało nasze wnętrze. Zatem dobrze jest wnieść jak najwięcej pozytywów w swoją praktykę już na początku – dzięki nim nasze doświadczenia kowenowe będą lepsze, a wewnętrzne przemiany – łatwiejsze.

Wracając do modelu IAO, nie każdy w Wicca musi go przechodzić w ten sam sposób a niektóre fazy mogą się nie pojawić w ogóle, choć na pewno większość inicjowanych wiccan w jakiejś formie go jednak przechodzi. Może się zdarzyć na przykład, że proces wchodzenia w kolejne fazy może zajść już przed inicjacją. Dion Fortune pisała, że droga do inicjacji może trwać przez trzy wcielenia. Zatem model IAO może być rozłożony na trzy wcielenia. Równie dobrze można go jednak przejść w ciągu kilku miesięcy lub lat w ramach jednego wcielenia. Reguły nie ma, a wariacji na temat będzie tyle ilu inicjowanych praktyków. Vivianne Crowley pisze, że choć inicjacja widziana jest jako duchowe przebudzenie to wielu ludzi przychodzi do Wicca będąc już w pełni przebudzonymi, a rytuał może być zwieńczeniem procesu inicjacyjnego, gdzie dużo pracy nad sobą, tej która jest wymagana na pierwszym stopniu, kandydat przeszedł już wcześniej, nawet nie myśląc o Wicca. Jeśli w momencie inicjacji jesteśmy na nią w pełni gotowi to zarówno zmiany w naszym życiu, jak i przemiany wewnętrzne nie muszą być zbyt trudne do przejścia, a faza Apofisa może się w ogóle nie pojawić – bowiem odrodziliśmy się w fazie Ozyrysa już przed inicjacją, a ona sama była przypieczętowaniem tego faktu.
Z drugiej strony, dużo osób, które są gotowe na inicjację wiccańską przechodzi sam rytuał na początku lub gdzieś pośrodku tego procesu i potem okazuje się, że dużo muszą w sobie zmienić, a zmiany mogą być bolesne. Wtedy może się okazać, że naprawdę trzeba symbolicznie umrzeć by się na nowo odrodzić, a faza Apofisa może wystąpić dosyć szybko i być bolesna. To, jak szybko wystąpi, jak długo będzie trwać i jak ciężki lub lekki będzie miała przebieg zależy od stopnia naszego rozwoju, tego co wnosimy w naszą praktykę, naszego ego, naszego charakteru i nastawienia oraz szybkości i intensywności praktyki. Im głębiej i intensywniej praktykujemy tym szybsze mogą być zmiany jakie są od nas wymagane – jeśli nie jesteśmy na nie gotowi będziemy stawiać opór. Im więcej mamy do przerobienia w sobie a równocześnie im mniej mamy radości i entuzjazmu tym ciężej będzie nam przejść przez tą fazę. To faza, w której ujawnia się nasz wewnętrzny wojownik, a my toczymy bitwę o samych siebie. Niektórzy wyjdą z niej odrodzeni, z wysoko podniesionym czołem, inni polegną po drodze (ale nadal mogą mieć wysoko podniesione czoło jeśli uznają, że wina leży po stronie kogoś innego).
Łatwiej przejść tą fazę gdy szczątki radości i entuzjazmu nadal tkwią głęboko w nas. Tych szczątków będzie więcej i będą miały większą siłę przebicia, gdy w fazie Izydy wyrobimy sobie prawdziwie świadomą entuzjastyczną postawę, pełną radosnej wdzięczności za dary i szanse jakie otrzymujemy od Bogów. Radość i entuzjazm są jak mięśnie – silne i sprawne, kiedy ich używamy, mogą zwiotczeć, a nawet zaniknąć, kiedy przestajemy o nich pamiętać. Ponieważ w fazie Izydy nie trudno o radość i entuzjazm, jako że są to dość naturalne jej elementy, to można przez to zapomnieć o tym, że należy jednak świadomie nad nimi pracować. Można na przykład zapomnieć o wdzięczności za dary, jakie dostaliśmy od Bogów i innych wiccan i zacząć traktować je oraz nasze doświadczenia jako coś, co tak czy inaczej się nam należy. To może prowadzić do postawy roszczeniowej: zamiast chcieć dopasować się do nauczycieli i ich wymagań oraz do reszty kowenu, będziemy chcieli, aby to reszta kowenu dopasowała się do nas i do naszych wymagań. Jeśli starsi doświadczeniem wiccanie nie będą wtedy spełniać naszych oczekiwań, zaczniemy walczyć z nimi, stawiać opór, robić wymagania, poczujemy się zawiedzeni i jeśli nadal rzeczy nie będą się toczyć po naszej myśli, stracimy radość i entuzjazm. Wtedy tym szybciej wejdziemy w fazę Apofisa. Kiedy przestaniemy dbać o nasz własny rozwój duchowy, a na przykład zaczniemy się koncentrować na tym co robią inni a szczególnie krytykować innych zamiast patrzeć krytycznie na siebie samego to stracimy naszą wewnętrzną dyscyplinę – tym trudniej będzie nam później przywołać radość i entuzjazm na powrót.

Z drugiej strony, ta wewnętrzna dyscyplina wynika z determinacji, a determinacja rodzi się właśnie w entuzjazmie i razem z nim popycha nas do 'twórczego i ufnego działania’. Wszystko jest połączone. Dla wiccan, którzy chcą żyć według zasady „Znaj siebie” uważna obserwacja samego siebie jest ważna i warto zacząć ćwiczyć mięśnie radości i entuzjazmu, a co za tym idzie, wdzięczności, kiedy tylko pojawią się pierwsze objawy osiadania na laurach lub niezadowolenia z czegoś. Jeśli wewnętrzna dyscyplina będzie silna, to radość i entuzjazm mogą zmniejszyć lub opóźnić fazie Apofisa lub nawet w ogóle jej zapobiec, albo, co bardziej prawdopodobne, mogą tę fazę skrócić i spowodować, że jej przebieg będzie mniej bolesny, a wręcz przypominający przygodę z samym sobą i przyspieszone odkrywanie siebie. Jednym słowem, nawet jak życie przestanie się układać, kiedy będziemy przechodzić okres ciemności, doświadczać swojego cienia, walczyć z własnym ego to jednak zachowamy entuzjazm do naszej praktyki i zaufanie a one pomogą nam na przetrwanie trudnego okresu. Nie zwątpimy w ścieżkę, ale wręcz przeciwnie – ścieżka doda nam sił. Okres ten nie stanie się dla nas „ciemną nocą ducha” (dark night of the spirit), ani tym bardziej śmiercią ducha i nie będziemy musieli przechodzić fazy Apofisa. Zamiast modelu IAO może pojawić się model VIAOV: zamiast Izydy – Apofisa – Ozyrysa będziemy doświadczać ścieżki Horusa. Zmiany wewnętrzne i śmierć ego nie będą kataklizmem, a nasz wewnętrzny król nie będzie musiał umrzeć by zwyciężyć poprzez odrodzenie. Zamiast tego możemy stać się cudownym dzieckiem światła, rozwijać się i wzrastać spokojnie, podporządkowując się kolejnym zmianom bez bólu i „porzucając” swoje ego dobrowolnie.

Crowley pisał, że ten pierwszy model należy do starego Eonu, drugi do nowego. Proces inicjacji nie musi być zatem ścieżką śmierci i odrodzenia, ale kontynuacją życia w ciągłym wzrastaniu. Bardzo wielu ludzi przechodzi przez ciemny okres w życiu, w czasie swojej magicznej praktyki, właściwie każdy, ale nie każdy traci entuzjazm, nie każdy musi czuć zniechęcenie, depresję czy jakieś większe wątpliwości. Pamiętając ile dobrego nas spotyka, dużo łatwiej jest przejść przez takie okresy. Poza tym, entuzjazm do nauki otwiera nas na słowa naszych nauczycieli i łatwiej jest je przyjmować, a wtedy też łatwiej zobaczyć, że to, przez co przechodzimy, to proces uczenia się, wzrastania i rozwoju. Z większym zrozumieniem, przychodzi wtedy spokój ducha. Faza Apofisa jest często traktowana przez tych, którzy ją przeszli jako okres testowania: ogień prób, przejście przez który powoduje, że stajemy się godni praktyki wiccańskiej. Zaliczenie testów możemy sobie ułatwić lub utrudnić – to już zależy od nas samych ( i nie mówię o ściągach 🙂 ). Z drugiej strony, jeśli nie będziemy mieć w sobie entuzjazmu i radości, a także wdzięczności do wszechświata i osób poprzez, które wszechświat działa w naszym życiu i manifestuje swoje dary, oraz gdy nie będziemy mieli wewnętrznej dyscypliny, to może się zdarzyć, że szybko się poddamy i nigdy nie wyjdziemy z fazy Apofisa i po prostu przestaniemy praktykować. Pamiętajmy zatem, że inni wiccanie, nauczyciele, kowen, doświadczenia i praktyka są dla nas prawdziwymi darami od bogów. Odrzucenie ich, nawet jeśli jest trudno, to odrzucenie boskich darów.
I z praktycznego punktu widzenia…
Entuzjazm można porównać do energii chi i intencji, stojącej za techniką w sztukach walki. Bez intencji i energii, praktyka staje się nudną rutyną, a każde działanie – koniecznością, a nie przyjemnością. Dodanie entuzjazmu do naszego działania powoduje, że to, co robimy staje się dużo bardziej warte wysiłku. Świadoma praca z entuzjazmem sprawia, że staje się on częścią nas, częścią każdej komórki w naszym ciele i wibrując w nas, przybliża nas do Bogów – dosłownie – jako że entuzjazm pierwotnie oznaczał stan posiadania Bogów w sobie lub bycia opętanym przez Bogów. Jeśli entuzjazm to boskie natchnienie, bez niego na zawsze pozostaniemy rzemieślnikami, nigdy nie staniemy się artystami i nigdy nie odkryjemy boskości w sobie. Radość i entuzjazm to siła życiowa, którą możemy ujarzmić i używać z korzyścią dla siebie i dla świata. Naładowani nimi, jesteśmy jak nowe baterie. Bez nich, nasze ciało i umysł stają się wyładowanymi bateriami. Jak więc dbać o radość i entuzjazm aby przejść próby szybciej i łatwiej, bez bólu?
1. Nie bój się zmieniać poglądów. Sztywne trzymanie się nich powoduje, że nie widzimy, kiedy stają się przestarzałe i zaczynają hamować nasz rozwój. Eksperymenty psychologiczne i socjologiczne wykazały, że kiedy człowiek staje przed zadaniem udowodnienia tezy, w którą sam nie wierzy, wtedy podczas przygotowania argumentów do dyskusji przekonuje samego siebie do tychże argumentów. Kwestionuj zatem samego siebie i sprawdzaj argumenty, które przeczą twoim poglądom, a być może okaże się, że niektóre z nich będą lepsze od tych dotychczasowych. Szczególnie, jeśli wyznają je bardziej doświadczeni ludzie. Chyba chcesz się rozwijać? A co najważniejsze – przekonaj siebie samego, aby zmienić poglądy na temat entuzjazmu i swojego podejścia do radości i praktyki – na bardziej entuzjastyczne.
2. Pracuj z entuzjazmem i radością świadomie. Kiedy robimy coś, co nam się podoba, wtedy łatwo o entuzjazm i radość, tak łatwo że nawet czasami sobie ich nie uświadamiamy. Zadania łatwe i przyjemne nigdy nie są problemem, jesteśmy w nich dobrzy i wykonujemy je z łatwością. Jednak w praktyce magicznej czasami musimy wypełniać zadania, na które nie mamy ochoty, których nie lubimy lub w wykonaniu, których nie widzimy sensu – nawet jeśli nauczyciel go widzi. Niechęć do wykonania jakiegoś zadania, a nawet odmowa wykonania go wynika z braku entuzjazmu i niechęci do zmiany poglądów. Takie podejście sprawi, że nie wykonamy danego zadania, co niestety nie zmieni naszego nastawienia, nie spowoduje polubienia zadania, nie spowoduje w nas zmiany i kiedy w przyszłości będziemy musieli wykonać je ponownie, to znowu będziemy mieć problem. A do tego odmawiając wykonania zadania nie tylko antagonizujemy innych, ale przede wszystkim hamujemy swój własny rozwój. Jeśli więc stoisz w obliczu zadania, którego nie lubisz – ciesz się – wtedy masz największą szansę naprawdę dogłębnie i świadomie pracować nad swoim entuzjazmem i radością. Wychodząc poza strefę swojego komfortu z entuzjazmem, doprowadzisz do tego, że polubisz to, co wcześniej było nielubiane, zrozumiesz to, co było niezrozumiałe, a tym samym strefa twojego komfortu powiększy się o nowe obszary. Będziesz gotowy wychodzić poza nią jeszcze dalej i jeszcze bardziej ją powiększać. Przekonaj siebie do tego, by podejść do nielubianego zadania z entuzjazmem i radością, a nagroda będzie prawdziwie wielka. I przede wszystkim myśl, jak wspaniale jest pokonywać prawdziwie wielkie przeszkody, zamiast robić tylko to co łatwe.
3. Zrozum, że jeśli masz problem z wykonaniem jakiegoś zadana lub zaakceptowaniem czegoś, problem z entuzjazmem czy radością płynącą z praktyki, to znaczy, że jest w tobie coś co stawia opór. Pamiętaj wtedy, że tę ścieżkę wybrałeś sam, nikt cię do niej nie zmuszał. Przypomnij sobie, co było twoim celem, kiedy ją wybierałeś. Przypomnij sobie, czemu wybrałeś ludzi, z którymi praktykujesz. To ty przechodzisz proces inicjacji i nauki i jeśli twoje postrzeganie się zmieniło, to raczej nie dlatego, że inni się zmienili, ale dlatego, że ty się zmieniasz. To z ciebie wychodzi to, co dobre i to, co trzeba zmienić i przepracować. I to coś odbija się w innych. Zazwyczaj w innych osobach najbardziej nas denerwuje to czego istnienia w sobie samym nie uświadamiamy sobie w pełni. By nie musieć się z tym zmierzyć, projektujemy to na innych i innych obwiniamy. Pamiętaj, że nic nie dzieje się bez powodu i że to twoja lekcja. Odkryj powód w sobie. Potem rozważ za i przeciw dalszej praktyki i jeśli uznasz, że warto kontynuować, to zrób co w twojej mocy, by pozbyć się wewnętrznego oporu. Zaufaj ludziom w kowenie. Ten opór hamuje twój rozwój. Postaraj się więc zrozumieć, skąd się on bierze, co w tobie go powoduje, a nie tylko lepiej poznasz siebie samego, ale i będziesz mógł z tym pracować. Nie obwiniaj innych: Wicca to droga indywidualnego rozwoju, więc skup się na swoim własnym wnętrzu, a nie na wnętrzu innych ludzi i pamiętaj, że „jak wewnątrz, tak na zewnątrz”. Po zrozumieniu tego, entuzjazm i radość powinny wrócić same. Bądź jak mistrz sztuk walki i pracuj z oporem, wykorzystaj go dla wyższych celów.
4. Niektórzy znani ludzie, w tym kilku polityków przyznali się do używania metody lustra i opisywali tę metodę później jako bardzo pomocną. Dwa razy dziennie, rano i wieczorem, stawali przed lustrem i patrząc sobie w oczy, powtarzali w kółko, aż do skutku, z największą pasją na jaką było ich stać, że posiadają entuzjazm i są podekscytowani jakimś nowym zadaniem. Może się to kojarzyć z New Age (co dla niektórych pogan jest negatywnym skojarzeniem), ale jeżeli wierzymy w potęgę umysłu i w to, że jeśli często coś powtarzamy, to zapisuje się to w naszej podświadomości, to łatwo zrozumiemy, na czym polega ta technika.
5. Uwierz w potęgę podświadomości, siebie samego i skoncentruj się na byciu wdzięcznym za szanse, jakie są ci dane. Odrzuć postawę roszczeniową. Traktuj wymagania jak komplementy – jeśli ktoś wymaga od ciebie czegoś dobrego to znaczy, że uważa, że stać cię na to. Sam nie wymagaj, chyba że jesteś już nauczycielem – to trochę inna para kaloszy. Wicca to nie szkółka niedzielna, a ty nie jesteś małym dzieckiem, które chodzi do szkoły bo musi chociaż nie chce. Koncentruj się na tym, co dobre w twoim życiu i bądź za to głęboko wdzięczny, a pozytywne nastawienie nie będzie cię opuszczać. Przestań być egoistą i egocentrykiem i chciej robić coś dla innych. Wicca to praktyka grupowa, rozwijamy się i działamy z innymi, mając na względzie „braci i siostry w Rzemiośle”, a także innych ludzi, wszystkie stworzenia i środowisko. Nie jesteśmy sami na Ziemi, a Ziemia to nie jedyna planeta w Kosmosie. Pracując dla innych – ty też bardzo korzystasz. Zamiast marudzić, że musisz coś zrobić, ciesz się, że jesteś na ścieżce, że dane jest ci praktykować i wypełniać zadania. Możliwe, że wielu innych ludzi, którzy chcieliby być na twoim miejscu, nigdy na nim nie będą. Miej świadomość tego, jak wielkim jesteś szczęściarzem. Nie każdemu udaje się przecież znaleźć swoją ścieżkę (obojętnie czy Wicca, czy jakąś inną), a kiedy już na nią trafiamy, warto pielęgnować w sobie entuzjazm do niej, podobnie jak pielęgnuje się namiętność w związku. Wtedy pierwsze zakochanie przerodzi się w prawdziwą, głęboką miłość płynnie, łagodnie i naturalnie bez okresu zwątpienia.
6. Zaprogramuj swój umysł według metody „jak gdyby” – myśl i postępuj tak, jakbyś był już taki, jak chcesz być, jakbyś już miał nastawienie, jakie dopiero chcesz mieć. Chciej też mieć entuzjazm i radość, chciej mieć otwarty umysł, chciej się uczyć i chciej być dobrym wiccaninem, dopasowanym do reszty wiccańskiej rodziny. Jeśli chcesz być radosny, zachowuj się tak, jakbyś już taki był. Graj jak w teatrze – a sztuka stanie się rzeczywistością. Wyobrażaj sobie siebie takim, jakim chcesz być – wyobraźnia to podstawa magii. Osobiście stoję murem za tą techniką i nawet proszę uczniów jeszcze przed inicjacją, aby zaczęli ją stosować. To niezwykle skuteczna metoda i można ją stosować zawsze i wszędzie. Bądź dokładnie tym, kim chcesz być. Magia to sztuka kreowania rzeczywistości i świadomości za pomocą i podług naszej woli. Jeśli chcesz posiadać entuzjazm i radość, to świadomie zachowuj się tak, jakbyś już je posiadał. Włóż w to swoją wolę. I pamiętaj o determinacji i wewnętrznej dyscyplinie – wytrwaj aż do czasu, aż teatr stanie się rzeczywistością. Czasami nie mamy wpływu na scenariusz ale zawsze mamy wpływ na to jak dobrze odegramy swoją rolę.
7. Postaw na dobrze znany „efekt Pollyanny”. Każdego dnia ścieramy się z rzeczywistością, czasami wspaniałą, czasami ciężką. Mamy rodziny, prace, tysiące problemów, choroby, mało czasu, doświadczamy przykrości ze strony innych itp. – a wszystko to może oddziaływać na nas negatywnie. Ważne zatem, aby wykorzystać swą wewnętrzną moc do tego, aby w każdej sytuacji znaleźć coś, co pozwoli cieszyć się życiem. „Mroczność” jest (chyba ciągle) w modzie, ale o ile czarne gotyckie ciuchy mogą być piękne, to podchodzenie do życia z negatywnością nie prowadzi do rozwoju. To, co sprawia nam największy problem może być równocześnie naszą najważniejszą lekcją i największym testem. Głupio jest nie zdać egzaminu, wszak nie o uniwersytet tutaj chodzi, a szansy na poprawkę może już nie być.
8. „Wyjdź z siebie i stań obok” to inna technika, którą polecam swoim uczniom już przed inicjacją. Kiedy wszystko się sypie i zaczynamy czuć się źle, kiedy zaczyna nam brakować entuzjazmu, zrozumienia, radości itp, kiedy zostaliśmy urażeni, nasze ego cierpi, lub kiedy nie wiemy, jak się zachować, warto wyobrazić sobie, że nie jesteśmy sobą. Warto wyjść z siebie i stanąć obok, spojrzeć w taki sposób, jakbyśmy byli swoimi przyjaciółmi, albo wyobrazić sobie, że czytamy książkę, której głównym bohaterem jesteśmy my sami – zyskujemy wtedy inną perspektywę, patrzymy z zewnątrz na samego siebie i pozbywamy się ładunku emocjonalnego, który nie pozwala nam ocenić rzeczy obiektywnie. Ta metoda pozwala na większy obiektywizm, co z kolei pozwoli nam uzyskać dystans względem samego siebie. Możemy wtedy dojść do wniosku, że bohater książki robi głupio, kultywując swój opór i nie rozwijając entuzjazmu i radości.

W tym artykule mowa o magicznej praktyce, ale te same metody i prawdy odnoszą się do wszystkich sfer naszego życia. Ci, którzy pracowali świadomie z radością i entuzjazmem powiadają, że w miarę praktyki doszli do wniosku, że są to elementy kluczowe. Wcześniej nie zdawali sobie sprawy z ich wagi, a uświadomienie ich sobie było dla nich momentem olśnienia. Jeśli przyjmiemy za starożytnymi Grekami, że entuzjazm jest przejawem boskości w nas, wtedy oczywistym się staje, że warto dbać o nasz entuzjazm i radość. W ten sposób dbamy o to, by bogowie byli w nas, wypełniali nas swoją mądrością, miłością, wiedzą, zrozumieniem i siłą. Gdy zamkniemy się na radość i entuzjazm – zamykamy się na nowe, na zmianę i na bogów. Na wiosnę Przyroda odradza się, a zmarły Bóg zmartwychwstaje (np. Adonis), w Yule odradza się Słońce i nowy Bóg, Księżyc odnawia się co miesiąc – niech i w naszym życiu, po fazie Apofisa, będzie nam dane wejść w fazę Boga odrodzenia: Ozyrysa, bowiem każde odrodzenie zbliża nas do światła.
I na koniec – powyższe metody mogą się okazać łatwiejsze do omówienia niż wykonania. Ale, jak głosi znane powiedzenie – „Nie od razu Kraków zbudowano”. Cokolwiek zrobisz, by uwierzyć w siebie, zaufać i poczuć radość i entuzjazm, pamiętaj: Mens agitat molem! – czyli, jak powiedział Wirgiliusz w Eneidzie – „ Duch porusza materię”. Bądź wewnętrznym wojownikiem i zwyciężaj.
Uwagi
1. Entuzjazm (enthousiasmós) → natchnienie → tchnienie = oddech → oddech = boski duch (w wielu podaniach i mitach) → boskie tchnienie w nas → boska obecność w nas → ekstaza wyrastająca z boskiej obecności w nas (opętania) → ekstaza (ekstasis) = bycie na zewnątrz jednostkowego siebie → transcendentność zarówno fizyczna jak i na przykład ego → zjednoczenie z boskością → entuzjazm.
2. Pisząc o kowenach, odchodzeniu z powodu fazy Apofisa, walce z samym sobą itp. piszę pod kątem doświadczeń jakie można zdobyć w dobrych kowenach, prowadzonych przez dobrych arcykapłanów. W przypadku kowenów prowadzonych przez osoby do tego się nie nadające, socjopatów, osoby które wykorzystują uczniów itp. – sama namawiałabym do odejścia i znalezienia innej ścieżki lub kowenu. Ale to temat na oddzielny artykuł.