Pośrodku niczego
Kiedy jestem głodna, robię się marudna i niezdecydowana. Bardziej niż zazwyczaj; do kwadratu. Kilka dni temu zdarzyło mi się ponownie zaobserwować ten mój banalny, acz irytujący problem. Chodziłam wokół londyńskiego hotelu w przerwie na lunch podczas konferencji. Bardzo głodna, bardzo marudna. Przeczytałam menu kilkunastu barów i restauracji, znajdujących się naokoło. Nie zjadłam nic. Nie mogłam się zdecydować. Perfekcyjne danie, które sobie wymyśliłam, nie istniało w odległości, którą mogłam pokonać w czasie przerwy. Do każdego z miejsc wracałam po kilka razy, czytając raz jeszcze, robiąc się coraz bardziej głodna… i jeszcze bardziej marudna. Nie wybierając nic.
Wiek niewinności
Znacie zapewne to pytanie skierowane do dzieci: „Kim chcesz zostać kiedy dorośniesz?”. Pamiętacie, kiedy kierowane było do was? Pamiętacie, kim chcieliście być? Miałam jakieś pięć lat, kiedy ktoś skierował je do mnie. Pamiętam swoją odpowiedź i zmieszanie pytającego. „Księdzem” – powiedziałam. Chciałam zostać księdzem. Ta obsesja na punkcie religii nigdy mi nie przeszła. Zmieniała jedynie formy, ewoluowała.
Z chrześcijaństwa wyrosłam w liceum. Dostęp do internetu stał się powszechny i nawet w biedniejszych domach, jak mój, można było sobie pozwolić na komputer z dostępem do sieci. Jak wiemy, jest to wynalazek szatana i zaczęłam z niego nieśmiało korzystać. Wkrótce potem wyszłam poza ramy znanego, oswojonego i akceptowanego terenu rekolekcji i chrześcijańskich oaz. Przeczytałam każdą książkę na temat buddyzmu, jaką mogłam znaleźć w języku polskim. Przeczytałam Koran, studiowałam Wedy i Upaniszady. Z napięciem czytałam Frazera, Eliadego, Kerenyi, szukając odpowiedzi, szukając prawdy. Tej jedynej i słusznej prawdy o tym, kim jest Bóg. Moim marzeniem było studiować religioznawstwo. Zdarzyło mi się studiować filozofię, co nie było dalekie od tego marzenia. Ontologia stała się moją obsesją. Prawdy jednak nie poznałam. Bynajmniej nie w sensie, w jakim rozumiał ją Arystoteles. Nie znalazłam prawdy w książkach Leviego, Agryppy, nawet Crowleya. Nie znalazłam prawdy w lesie, kiedy pojechałam poznawać pogan. Nie poznałam jej w pachnącym kadzidłem kręgu wiccan. Nie znalazłam jej w eleganckich świątyniach thelemitów. Ani też w kolorowych podziemiach magów chaosu. Nie wiem, kim lub czym jest Bóg. Znam wiele teorii, sama kilka stworzyłam. Jednak nie wiem, kim jest. Ciągle chodzę głodna. I już prawie się poddałam, pozwalając umrzeć temu pragnieniu poznania.
Jest system i system…
Wicca, moi drodzy, jest systemem. Jest systemem magiczno-religijnym, skonstruowanym przez grupę ludzi z fragmentów innych systemów. Wicca nie istnieje w próżni. Bogini księżyca i magii oraz bóg rogatej zwierzyny są może konceptami dość starymi, jednak dyskusyjne jest, czy istnieli w tej samej księdze, co pejcze, pentagramy i rytualne sztylety o czarnej rękojeści. Jestem zdania, że są to elementy różnych opowieści, które stworzyły spójną historię.
Thelema, moi mili, jest systemem. Zawiera w sobie elementy wielu innych ścieżek religijnych i nieskończoną ilość magicznych oraz filozoficznych odniesień z wielu epok i każdego zakątka Ziemi.
Magia chaosu nie bierze zakładników. Zwija wszystko pod swój parasol, czy będzie to filozofia, religia, czy popkultura. Magia chaosu jest jak Nierządnica Babalon.
Twórcy wszystkich tych systemów posługiwali się szeroką wiedzą i ta wiedza, przy odrobinie natchnienia, pozwoliła im skonstruować system.
Całkiem ładną definicję słowa system znalazłam na Wikipedii:
System (stgr.σύστημα systema– rzecz złożona) – obiekt fizyczny lub abstrakcyjny, w którym można wyodrębnić zespół lub zespoły elementów wzajemnie powiązanych w układy oraz realizujących jako całość funkcję nadrzędną lub zbiór takich funkcji (funkcjonalność).
Jaka byłaby funkcja abstrakcyjnego systemu religijnego/magicznego/filozoficznego wymienionych wyżej ścieżek? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami. To wy stanowicie o funkcji, jaką w waszym życiu ma dany system spełniać.
Moją funkcją było poznanie i zrozumienie Boga (skromnie, prawda?). Może to być równie dobrze i zacnie poznanie sensu życia, oddanie się w opiekę komuś/czemuś, w co wierzymy, czy sprawdzenie, kto urządza lepsze imprezy. Cokolwiek komu w duszy gra.
Wybierzcie mądrze. Aby jednak wybrać, należy uprzednio poznać, pomacać i polizać. Nie jestem adwokatem rzucania się na pierwszą napotkaną kość. Tym bardziej trzymania się kości, którą dostaliśmy w spadku. Może być już spróchniała.
Jeśli jesteście w tym miejscu swojego życiorysu, w którym zaczynacie się zastanawiać, na którą ścieżkę warto wejść, przyjrzyjcie im się dokładnie. Wszystkim. Przeanalizujcie mapy tych, którzy już na nie weszli i gdzieś doszli, oraz tych, którzy mapy narysowali. Zobaczcie, jakie bukiety zebrali z napotkanych po drodze kwiatów. Zobaczcie, czy odpowiada wam zapach i kompozycja.
Nie zasiedźcie się jednak w miejscu analizując bez końca, porównując odcienie i kształty najmniejszych płatków. Chyba, że tym właśnie chcecie się zająć: badaniem porównawczym. Będziecie wtedy badaczami, nie podróżnikami. Nie twierdzę, że to źle; świat potrzebuje również badaczy.
Jeśli jednak waszym celem jest podróż, w pewnym momencie musicie wybrać jej kierunek. Idąc na wschód, by za chwilę skręcić na południe, po czym zawrócić na północ, nie zajdziemy zbyt daleko. Zatoczymy co najwyżej bardzo interesujące koło.
Pewne z interesujących nas ścieżek znajdują się jednak dość blisko siebie i prowadzą w tym samym kierunku. Znam wiele osób łączących z powodzeniem wicca i thelemę. Znam kilka łączących wicca z magią chaosu. Znam kilka łączących mistyczny judaizm i wicca. Znam nawet jedną fantastyczną osobę łączącą magię enochiańską z wicca. Są ścieżki, które można połączyć z sukcesem. Są systemy, które mogą się wzajemnie wzbogacać, tworząc dla osoby zaangażowanej coś większego, niż sumy ich części. Ujemną stroną będzie jedynie kwestia, czy stać nas na taki wydatek pod względem czasu i entuzjazmu.
Są ścieżki, które połączyć trudniej. Słyszałam o próbach łączenia wicca z chrześcijaństwem, bo Bogini to dziewica i Maria Dziewica to prawie bogini (jak to się stało, że logika nie jest w szkołach przedmiotem obowiązkowym?). Słyszałam, że można połączyć chrześcijaństwo z thelemą (w końcu msza, mesjanizm, sakramenty). Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś próbował połączyć islam i wicca. Prawdopodobnie ktoś, gdzieś, jest zdania, że islam i thelema to idealny duet. Nie. Można oczywiście znaleźć zbieżne elementy tych systemów, jednak, moim zdaniem, przeciwieństwa między nimi są tu bardziej istotne.
Kolekcjoner kości
Dobrze więc. Pochodziliśmy, obwąchaliśmy, tu nam się podoba, tam nas ciągnie. Czytamy książki, fora i strony. Zaczynamy poznawać ludzi. Prosimy o inicjację czy członkostwo i zostajemy zaakceptowani. Przechodzimy inicjację lub, w zależności od wybranego systemu, po prostu zaczynamy praktykować. Na początku wszystko jest doskonale piękne w swej harmonii. Uczymy się, poznajemy, chłoniemy i budujemy na żyznej ziemi swego entuzjazmu.
Z perspektywy czasu nie da się nie docenić jednostek, które ten entuzjazm potrafią podtrzymać na dłużej. Jednostki te są wam bowiem zapewne znane. To oni są zazwyczaj liderami grupy, autorami książek, prelekcji i wykładów. To oni organizują warsztaty i konferencje. Mają wiedzę i doświadczenie, zdobyte przez lata zgłębiania i praktykowania swojej obranej ścieżki.
Nie bez powodu jednak liderami zostaje niewielu. Większość z nas pochłoną inne sprawy, codzienne życie, przeróżne hobby, a praktyka zejdzie na dalszy plan. Część z nas dostrzeże, że ścieżka, która z początku wydawała się tak jasna i piękna, nie jest aż tak doskonała, jak nam się z początku wydawało. To trochę jak z miłością. Po pewnym czasie zdejmujemy różowe okulary i zaczynamy widzieć wady wybranej osoby czy ścieżki. Teraz to od nas zależy, czy nauczymy się je akceptować i miejsce zakochania zajmie głębsza, dojrzalsza miłość, czy też rzucimy się szukać kolejnej doskonałej miłości życia. A potem kolejnej, i kolejnej, zapewne do końca życia.
Jest też trzecia opcja. Zostaniemy przy wybranej ścieżce, jednak świadomi jej braków, wyruszymy na poszukiwanie czegoś, co nam nasze potrzeby uzupełni. Znów jak z miłością. W tym przypadku będzie to związek poliamoryczny. I podobnie jak w takim związku, wszystko jest w porządku, dopóki wszystkie zainteresowane strony wiedzą, na czym stoją i się na daną sytuację zgadzają.
Ta opcja stała się moją opcją. Zarówno wicca, jak i thelema stały się istotną częścią mnie. Obie kocham i nie potrafiłabym się zdecydować na jedną. Mając je obie, czuję pewnego rodzaju pełnię doświadczenia. Czasem ciężko jest zaplanować kalendarz, czasem trzeba wybrać jedno spotkanie kosztem innego, czas nie jest bowiem z gumy, Wybierając jedno, tracimy drugie. Być może tracimy doświadczenie, które zmieniłoby nas na lepsze, popchnęło w kierunku realizacji naszego celu. Być może stracimy ten cel z oczu, rozpraszając się bieganiem między celem każdej ze ścieżek, zamiast ustanowieniem własnego.
Dla mnie zaakceptowanie faktu, że potrzebuję obu ścieżek, zarówno wicca, jak i thelemy, stało się punktem zwrotnym. Dało mi to pewnego rodzaju spokój ducha, pozwoliło być sobą i dążyć do bycia lepszą wersją mnie, w stylu, który mi odpowiada. Jestem świadoma, że nie dla każdego musi się stać tak samo. Niezwykle szanuję i podziwiam osoby, które potrafiły dopasować siebie do danej ścieżki, zamiast układać ścieżki podług siebie. Wymaga to według mnie niezwykłej siły ducha. Trwanie przy czymś, pomimo niedoskonałości i trudności, jest bowiem godne podziwu. Pod warunkiem, że czyni nas to
lepszymi ludźmi i jest zgodne z celem, który sobie obraliśmy.
Co, jeśli tak jak ja, po długich i żmudnych poszukiwaniach, nie potraficie wybrać „tej jednej, jedynej”? Wybierzcie dwie, lecz zastanówcie się, dlaczego akurat one, co je łączy, a co dzieli, jakie są różnice między tym, co chcecie osiągnąć, a tym, dokąd wybrane ścieżki prowadzą. Innymi słowy, łączcie świadomie i krytycznie. A kiedy już wybierzecie, tego wyboru się trzymajcie. Niczego nie osiągniecie, odnajdując co miesiąc inną miłość życia. Może za wyjątkiem napisania obrazkowej encyklopedii wierzeń religijnych i okultystycznych. Chyba, że tego właśnie pragniecie. Wtedy tak właśnie uczyńcie.
Autor: Aleksandra Driada Jędraszewska