„Gdy księżyc znajduje się w Pełni” – recenzja książki autorstwa Agni Keeling

Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałam czytając książkę.

To były pierwsze słowa, które napisałam w krótkiej notce podsumowującej moje wrażenia zaraz po przeczytaniu książki Agni Keeling „Gdy księżyc znajduje się w pełni”.
Nie należę do osób, które ronią łzy z byle powodu, ale nie jestem też kimś, kogo nie porusza kompletnie nic. Słowa jednak nie zawsze mają taką samą siłę przekazu co obraz, który rejestrujemy mimowolnie, który wdziera się w nas i wzbudza najrozmaitsze emocje. Czy tego chcemy czy nie. Z własnego doświadczenia wiem, że najbliższe prawdy o wrażeniu, jakie rzeczywiście zrobiła na mnie jakaś książka, są te emocje, które towarzyszą mi zaraz po przeczytaniu ostatniego zdania. Tam, gdzie autor stawia kropkę, tam ja zapadam w lekką zadumę i analizuję to, co się właśnie stało we mnie. Przeżywam to raz jeszcze. Czy słowa autora wpłynęły jakoś na mnie? Czy coś zmieniły w moim postrzeganiu tematu? Czy tylko ukradły mój czas?

Nie jestem znawczynią wicca, od kilkunastu lat jednak jestem poszukiwaczką tego, co ukryte we mnie i poza mną. Niejednokrotnie szukałam słów, które choć w części byłyby w stanie oddać najgłębsze tęsknoty mojego serca. Każdy, kto tego próbował, wie jednak, że jest to bardzo trudne, czasem nawet niewykonalne. Pewnych rzeczy możemy jedynie doświadczać i starać się je choć trochę rozumieć. To, co najgłębiej, pozostaje jednak poza rozumem i racjonalnym pojmowaniem.

Ten kto interesuje się wicca, doskonale wie, że jednym z ważniejszych wiccańskich tekstów jest Pouczenie Bogini, które w mojej laickiej ocenie jest kwintesencją tajemnic, które powierza nam sama Wielka Matka. Dotąd nie było wydanej ani w Polsce, ani nigdzie indziej, książki, która podjęłaby się analizy tego tekstu, która pomogłaby innym chociaż częściowo zrozumieć przekaz Bogini. Sama ten tekst wcześniej znałam i jak wielu przede mną, interpretowałam go. Teraz moja analiza wydaje mi się komicznie płytka i śmieszna, ale jak pisałam – znawczynią nie jestem. Dlatego tym bardziej wdzięczna jestem Agni, że postanowiła się podzielić z nami swoją wiedzą.

Nigdy nie poznałam Agni Keeling osobiście. Od kilku lat jednak obserwuję ją w social mediach, gdzie dzieli się z zainteresowanymi wiedzą związaną z wicca, którą zdobyła na przestrzeni wielu lat praktyki. Myślę, że zalicza się do osób, które się lubi lub nie znosi. Jakby nie było nic po środku. Dla mnie jest kobietą fascynującą, barwną, mądrą i inspirującą. Uwielbiam jej słuchać, a ona chyba kocha mówić dużo. Nie zawsze się z nią zgadzam, jak każdy ma swoje wady, ale nigdy nie ufam ludziom, którzy wad nie mają. Jedni po książkę sięgnęli pewnie dlatego, że napisała ją właśnie Agni, inni dlatego, że traktuje o temacie, który wcześniej nigdy nie był tak szczegółowo opisany. Ja się zdecydowałam jeszcze z trzeciego powodu – kocham książki.

„Gdy Księżyc znajduje się w Pełni” jest pierwszym tytułem wydanym przez nowe ezoteryczne wydawnictwo Arcadia Mystica, pod koniec 2020 roku. Oddali nam do rąk blisko 180 stron tekstu przepełnionego wieloma informacjami, wiedzą, której nie zdobędzie się ot tak, na jakimś przypadkowym blogu czy wpisie w internecie. Śmiem nawet twierdzić, że nie usłyszelibyśmy tego wszystkiego od losowo wybranego wiccańskiego kapłana lub kapłanki.

Sama na swój egzemplarz czekałam z niecierpliwością, choć goniły mnie inne czytelnicze terminy w tamtym czasie. Pamiętam, że gdy zobaczyłam po raz pierwszy okładkę na stronie wydawnictwa, to nie byłam zachwycona. Nie do tego byłam przyzwyczajona przez inne wydawnictwa, które prześcigają się w wydawaniu książek z wymyślnymi okładkami. Zaskoczyłam się więc tym, jak wbrew pierwszemu wrażeniu, dobrze się ona zaprezentowała. Z przodu ciemny las, a w tle wielki księżyc w pełni, imię i nazwisko autorki oraz tytuł. Nic poza tym. Z tyłu też skromnie, opis streszczający zawartość książki i jedno rzucające się od razu w oczy zdanie: „Ta książka nie opisuje wicca, ona dotyka jej duszy”. Niewiele trzeba było, już miałam ciarki na plecach i odczuwałam mrowienie w palcach, którymi ściskałam książkę. Trudno mi było ją otworzyć. Nie wiem, czy znacie to uczucie. Zupełnie tak, jakby później nie było odwrotu. Jak wtedy, kiedy macie opuścić jakieś miejsce i wiecie, że już nigdy tam nie wrócicie i zastanawiacie się, czy zdecydować się na ten krok w przód. Mam tak z książkami, na które długo czekam. Myślę o nich tygodniami, o niektórych nawet latami. Zastanawiam się, jakie będą, czy spełnią moje oczekiwania. I gdy już są wydane, trzymam je w dłoniach, to się waham. A co, jeśli się rozczaruję? Ostatecznie i tak moja wrodzona ciekawość wygrywa z obawami i daję się pochłonąć. Konsekwencje to rzecz drugorzędna.

W środku znalazłam pięć rozdziałów, przez które Agni przeprowadza czytelnika wręcz niezauważalnie. W pierwszych dwóch rozdziałach – „Słowa Wielkiej Bogini” i „Między mitem a historią” – autorka snuje swą opowieść o Aradii, Dianie i Apollu, nawiązując do Ewangelii czarownic Charlesa Lelanda. Przytacza słowa Pouczenia oraz rozrysowuje genezę tekstu. Omawia, co miało wpływ na jego tworzenie i kształt. Dalej, w rozdziałach trzecim i czwartym – „Wielka Matka” oraz „Źródła Pouczenia” – Agni opowiada wciąż o źródłach tekstu, samej Wielkiej Bogini oraz osobach, które pracowały nad tekstem i ich inspiracjach.

Największą część książki zajmuje jednak analiza Pouczenia, czyli cały rozdział piąty, „Przesłanie”. Dla mnie to właśnie tutaj dzieje się to, co najważniejsze, co tak bardzo wpłynęło na moją ocenę. Choć poprzednie rozdziały naprawdę były interesujące i ujęte w przystępnych dla każdego słowach – czy to laika jak ja, czy wiccanina lub wiccanki, dla których informacje te nie powinny być zupełnie obce – to ostatni rozdział nie tyle co mnie dotknął. On po prostu zrujnował całe moje wyobrażenie o tym, co sama sądziłam, że wiem o Pouczeniu.

Wszystko runęło jak zamek z piasku, a ja zostałam z żałośnie małą łopatką w dłoni, którą dorzucałam wcześniej tylko piachu, byle jak i byle gdzie. To, co Agni zrobiła w tych ponad stu stronach tekstu, to zdecydowanie coś, co każdy powinien przeczytać. Nie ma znaczenia, czy interesuje się wicca, czarostwem, czy po prostu rozwojem duchowym. Ba! Jak dla mnie, nie musi się żadnym z wymienionych interesować. Wystarczy, że czuje więcej, wie, że to więcej istnieje i można tego dotknąć. Agni co prawda nie stawia za nas naszego nowego zamku z piasku, ale opisuje swój własny pałac. Mur po murze, wers po wersie. A my mamy szansę śledzić sposób jej rozumowania, głębię, z jaką odkrywa przed nami sens Pouczenia, jego piękno i moc. I to jest dobra podstawa, fundament, by zacząć budować na nowo nasz własny sens płynący z Pouczenia.

Książka pozwoliła mi spojrzeć na wicca pod innym kątem, pierwszy raz aż tak dokładnie zostało mi przedstawione Pouczenie Bogini – rozbite na drobne szczegóły. Mogłam zrozumieć je na nowo i w inny sposób. Treść rozwiała wiele moich wątpliwości. Ogólnie książka bardzo mnie pochłonęła, wbiła się gdzieś głęboko i nasunęła wiele nowych myśli. W niektórych momentach wzruszała i rozbudzała umysł i duszę.
Agnieszka, Alternatywna Wiedźma

Kiedyś, gdy szukałam informacji o Pouczeniu w internecie lub nawet gdy ktoś o nim wspominał w jakiejś książce, to wydawało mi się, że zawarte informacje są wystarczające, że pozwalają zrozumieć sens tekstu. Teraz myślę, że byłam strasznie naiwna lub głupia. I nie chodzi o to, że Agni zrobiła to o wiele lepiej niż inni dotychczas, tylko o to że dzięki niej zrozumiałam, że prawdziwego sensu trzeba szukać na własną rękę i też – a może przede wszystkim – w sobie. Trzeba po prostu wsłuchać się w słowa Bogini, bo one płyną nieustannie w naszym kierunku, ale i w nas samych. Pytanie tylko, czy naprawdę chcemy je usłyszeć?

Na samym początku wspomniałam, że pierwszymi słowami, które napisałam zaraz po przeczytaniu książki, by uchwycić moje odczucia, było to, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałam, czytając książkę. „Gdy księżyc znajduje się w pełni” poruszyła mnie dogłębnie. Czytając ostatnią stronę, walczyłam ze ściśniętym gardłem i ze łzami przejęcia, poruszenia i całej masy innych emocji. Prawie nie widziałam tekstu. Ale nie dotrwałam do końca, bo ostatni akapit przerwał i tak już ledwo trzymającą się tamę.

Wzruszenie pojawiło się już wcześniej, gdy dostrzegałam głębię, która kryła się za słowami Agni, kiedy szczegółowo analizowała słowa Pouczenia, objaśniając nam ich znaczenie i istotę dla wiccan oraz tych, którzy zdecydowali się usłyszeć słowa Wielkiej Matki. Jednak, jak to zwykle u mnie bywa, im bliżej końca, tym więcej emocji cisnęło się, by się w końcu ulać, by wyleźć z najciemniejszych zakamarków mnie samej.

Mogłabym tutaj popłynąć jeszcze bardziej, pozachwycać się nieco więcej, bo naprawdę jest czym. Może jednak wystarczy, jeśli napiszę, że książka Agni jest jedną z bardziej wartościowych książek dotyczących wicca, które czytałam? Nie, to jednak chyba za mało.
Książka wywarła na mnie niesamowite wrażenie, pomogła mi na nowo uchwycić w definicje rzeczy, za którymi zapomniałam już, że tęsknię. Zdecydowanie powinien sięgnąć po nią każdy. Ktoś, kto już praktykuje wicca, ten, który chciałby wkroczyć na tę ścieżkę i ten, co dopiero poszukuje własnej drogi. Dlaczego? Bo ta książka dotyka naszej osobistej głębi. Między wierszami ukazuje nasze ukryte i zapomniane pragnienia, najskrytsze wołanie duszy. To, kim chcemy być naprawdę. I w końcu, przypomina nam najważniejsze – nie musimy kroczyć żadną konkretną ścieżką jak tylko własną, ponieważ tak naprawdę wystarczy, że chcemy naprawdę i szczerze pokochać samych siebie.

Łzy wzruszenia popłynęły mi po policzkach już od pierwszych stron książki, a nie jest ona przecież o miłości. Jednak czy na pewno? I nie mówię tutaj o uczuciu romantycznym do ukochanego partnera, ani nawet miłości rodzica do swoich dzieci, lecz o tej, o której najczęściej zapominamy, czyli o miłości do samych siebie. Bo tylko prawdziwie kochając siebie, jesteśmy gotowi otworzyć się na tajemnice, które oferuje nam wszechświat.
Kamila Krawiec

Jeszcze pełna wzruszenia napisałam do Agni, by podzielić się z nią tym, co się ze mną działo, gdy czytałam jej książkę, jak bardzo poruszyły mnie jej słowa. Co odpisała? Coś, co mogła napisać tylko ta osoba, która sama wcześniej pojęła już sens Przesłania: że to nie ona sprawiła, że pojawiły się we mnie te wszystkie uczucia. W taki sposób przemawia do nas sama Bogini i to jej słowa budzą w nas takie emocje. Myślę, że do każdego z nas należy teraz wybór, czy chcemy się na nie otworzyć czy nie. Jak pisze Agni na początku książki:

Głos bogini… […] Zawsze piękny, poruszający ludzkie dusze. Klucz do drzwi, które klucza nie mają. Rozbrzmiewa w naszym wnętrzu od zarania dziejów. Przemawia do każdego, choć nie każdy jest w stanie go usłyszeć i zrozumieć…

Marta K.

Arek