Poprzednia edycja tej konferencji skupiała się na korzeniach i źródłach Wicca, a więc wokoło żywiołów ziemi i wody. Od 'ciężkiej’ energii zaklętej w materii, przechodzimy dzisiaj do bardziej wysublimowanej energii powietrza (powołanie) i wreszcie ognia (oświecenie), które przybliżają nas do nieuchwytnego, eterycznego… eteru, czyli tego co w Wicca najważniejsze – do ducha i bogów.
Powołanie, przebudzenie i oświecenie zazwyczaj bardzo silnie kojarzą się z duchowością i mistycyzmem, a mniej z okultyzmem czy czarostwem, które w popularnym wizerunku przywodzą na myśl czarną magię i wszelkie zło. Dla tych, którzy traktują Wicca bardziej jako system magiczny, a nie kapłańską religię i nie wiążą jej z mistycyzmem, mówienie o powołaniu, przebudzeniu i oświeceniu w kontekście Wicca może się wydać dziwne. Niemniej jednak, te trzy pojęcia są i zawsze były ważne dla różnych szkół okultystycznych. Na najgłębszym bowiem poziomie okultyzm i mistycyzm są ze sobą nierozerwalnie związane, jak dwie strony tej samej monety, innymi sposobami dążą do tego samego celu. Wystarczy pomyśleć o Dion Fortune i jej 'Stowarzyszeniu Wewnętrznego Światła’ – wewnętrzne światło to nic innego, jak stan oświecenia. Także znany wszystkim zakon 'Złotego Brzasku’ swoją nazwą przywodzi na myśl obraz światła rozświetlającego ciemności. Kiedy Dion Fortune, której nauki niezaprzeczalnie miały wielki wpływ na kształtowanie się Wicca, pisze o inicjacji i o tym, kto powinien zostać adeptem wiedzy tajemnej, pisze o tym w kontekście przebudzenia i oświecenia. I nie jest w tym odosobniona. Tych okultystów, którzy poszukują wiedzy i siły oraz wykorzystują moc dla własnych, przyziemnych, egoistycznych celów, bez skupienia się na celu wyższym: oczyszczeniu, osiągnięciu harmonii i zjednoczeniu – często określa się mianem czarnych owiec, tak w Wicca, jak i w innych systemach magicznych.
Zaznaczyć muszę, że nie każdy Wiccanin będzie myślał o Wicca jako o ścieżce mistycznej. Jak w każdej religii stopień duchowości jej wyznawców będzie się różnił. Istnieją linie, w których rozwój duchowy nie jest ważny i wiccanie, dla których przesadna duchowość oraz pojęcia, o których dzisiaj mówimy, mogą nawet być przedmiotem głupich żartów. Wiele osób nie lubi nawet określenia „rozwój duchowy”, jako że wydaje się ono zbyt ogólne i kojarzy się z ruchem New Age. Niemniej jednak, z braku lepszego określenia na opisany w tym wykładzie proces, będę używać właśnie tego pojęcia. Muszę więc zaznaczyć, zanim przejdę do tematu, że zawarta w tym wykładzie perspektywa odnosi się tylko do niektórych linii lub wiccan, dla których system trzech oddzielnych inicjacji wiąże się nie tylko z misterium, ale także z duchowym rozwojem. Jak jest w innych liniach – tego nie wiem.
Zdaję sobie sprawę, że powołanie, przebudzenie i oświecenie ściśle są ze sobą powiązane, wynikają z siebie nawzajem, mogą być jednoznaczne i czasami trudno je rozdzielić. Przebudzenie może być wynikiem powołania, ale może też być na odwrót: można dojść do wniosku, że aby odczuć powołanie trzeba się chociaż troszeczkę najpierw przebudzić. Z kolei przebudzenie może być potraktowane, jako moment oświecenia – w końcu, kiedy otwieramy oczy, nagle nastaje światłość, która rozświetla mrok panujący pod naszymi zamkniętymi powiekami. Z drugiej strony możemy przebudzić się jeszcze zanim otworzymy oczy, kiedy ciągle jeszcze trwa ciemność i tylko dzięki temu, że się przebudziliśmy uda nam się otworzyć oczy i zobaczyć światłość. Jak widać sprawa jest skomplikowana i na potrzeby tego wykładu trzeba będzie ją trochę uprościć, a pojęcia w miarę możliwości rozdzielić.
Powołanie
Zacznijmy od definicji powołania, jako zamiłowania do wykonywania czegoś przez większą część naszego życia. Oczywiste jest, że ten, kto jest gotowy do poświęcenia całego życia na zdobywanie wiedzy i doświadczenia w określonej dziedzinie, dojdzie do lepszych rezultatów niż osoba, która nie jest na takie poświęcenie gotowa. Zrozumiałe jest też, że zaangażowanie w coś całym sobą przez całe życie jest dużo łatwiejsze, jeśli prawdziwie czujemy do tego czegoś powołanie. Wicca nie jest tutaj wyjątkiem i im więcej pracy włożymy w swoją praktykę, tym głębsze i wspanialsze będą nasze doświadczenia i rezultaty. Oczywiście nic na siłę i nie za szybko, bo można osiągnąć efekty odwrotne do zamierzonych. Przebudzenie i oświecenie nie przychodzą bowiem na poczekaniu lub na zawołanie. Nie mogą być celem samym w sobie, ale zdarzają się niejako „po drodze”, jeśli to co robimy – robimy dobrze. Tutaj przydaje się powołanie, bo kiedy robimy coś z powołania, to robimy to z miłości, z przekonaniem i bez oczekiwania na nagrody duchowe, a już na pewno nie na nagrody typu kariera, sława czy korzyści materialne. Kiedy robimy coś z powołania, to droga jest ważna tak samo, a może nawet ważniejsza, niż cel i sama w sobie staje się celem.
Powołanie jest ważne, bo aby poznać Wicca i rozwinąć się duchowo potrzeba dużo czasu. Rozwój duchowy nie staje się ani od razu, ani automatycznie. Trzeba mieć zaparcie, determinację i cierpliwość, żeby dawać z siebie wystarczająco dużo i przez wiele lat, tak aby osiągnąć pożądane wyniki. Ścieżka mistyczno-okultystyczna nie powinna być łatwa, bo wtedy niczego się nie nauczymy. A najtrudniejsze na takiej ścieżce nie są nauka obrzędów czy tarota, ale przede wszystkim proces poznawania, rozumienia i kształtowania samego siebie i otaczającej nas rzeczywistości. Z lektury pism okultystycznych wynika, że niewiele osób stawiających pierwsze kroki na ścieżce wiedzy tajemnej, osiągnie wyższe, a nawet pierwsze stopnie wtajemniczenia, wielu odpadnie po drodze. Podobno miarą dobrej szkoły okultystycznej jest między innymi duża ilość osób, które odpadają. W Wicca, przynajmniej w tych liniach, które nie ułatwiają procesu, też sporo osób odpada, nie dając sobie szansy. A szansa na przejście tego procesu wzrasta, jeśli powołanie, które czujemy w sobie nie jest iluzją. Aby porządnie i głęboko, a nie po łebkach, przejść przez rozłożony na wiele lat proces trzech inicjacji i wszystkie zmiany, jakie zachodzą w nas samych w tym okresie, naprawdę potrzeba czegoś więcej niż bunt, ciekawość lub chęć zrobienia kariery.
Pewien bardzo znany, doświadczony i szanowany Wiccanin z Anglii mówi, że zaczyna traktować osoby inicjowane jako poważnych Wiccan dopiero po trzech latach od inicjacji pierwszego stopnia, bo po takim właśnie okresie prawdopodobieństwo, że taka osoba będzie praktykowała Wicca przez resztę życia wzrasta do 50%. Oczywiście mowa tutaj o liniach, które nie dają inicjacji drugiego i trzeciego stopnia za szybko i za łatwo. Odejścia przed i po inicjacji zdarzają się w każdym doświadczonym kowenie, ponieważ, jeśli praktykowana dogłębnie a nie powierzchownie, Wicca wcale nie jest łatwa. Można więc zapytać – po co w ogóle inicjować, dopóki się nie jest pewnym, czy dana osoba poświęci życie na rozwój duchowy, czy raczej szybko zrezygnuje? Pomijając fakt, że pewności nigdy mieć nie można, są także inne czynniki. Bardzo ładnie pisała na ten temat niesamowicie doświadczona okultystka Dion Fortune w „The Trainig and Work of an Initiate” [„Trening i praca inicjowanego” – tłum. red.]:
Nie można zaprzeczyć, że najlepsze rezultaty w jakimkolwiek przedsięwzięciu mogą zostać osiągnięte przez człowieka, który poświęca życie na ich osiągnięcie. Nauki ezoteryczne nie są tutaj wyjątkiem. Niemniej jednak, mają one wiele do zaoferowania nawet tym, którzy jedynie uchylą rąbka tajemnicy. Z nauk tych wynika filozofia życia, która nie tylko oświeca problemy, ale oświeca naszą codzienna ścieżkę i uwidacznia znaczenia, z których nie zdawaliśmy sobie wcześniej sprawy. Nauki te pokazują nam, że nasze indywidualne życie i wszystko, co jest z nim związane, jest integralną częścią kosmicznej całości, pokazują nam nasz indywidualny związek z tą całością. Nawet najbardziej podstawowa wiedza w zakresie nauk ezoterycznych prowadzi do całkowitej zmiany w naszych wartościach. (…) Ogólnie mówiąc, nie ma powodu dla którego ktoś kogo przyciąga okultyzm nie powinien zacząć praktykować z jego siłami. Jeśli nie są one z premedytacją użyte w służbie złu, mogą wyjść nam tylko na dobre. (…) Nie odpychajcie nikogo, nawet jeśli czują, że nie są gotowi, albo że wiedza jest zbyt głęboka dla nich. W naukach ezoterycznych znajdzie się coś dla każdego, każdy wyciągnie z nich i wykorzysta tyle, ile potrzebuje. To, czego ktoś nie ma, tego oczywiście wykorzystać nie może: ale nawet woda w najmniejszym kielichu jest prawdziwą wodą życia.
Jednym słowem, osobom początkującym dobrze jest dać szansę, bo ich życie zmieni się nawet, jeśli poświęcą tylko kawałek swojego życia na poznawanie tajemnicy. Ziarno w ten sposób zasiane nie zmarnuje się i nawet, jeśli nie wykiełkuje od razu, kiedyś przyjdzie jego czas.
Pod kątem religijnym powołanie, to wezwanie człowieka przez boga do określonego misyjnego stylu życia i służby bogu. Tak potraktowane powołanie kojarzy się bardziej z kapłaństwem niż z czarostwem i jeśli chodzi o Wicca, to chyba ma więcej wspólnego z aspektem duchowego rozwoju ku świadomości boskiej niż praktycznym czarom, które też są częścią tej religii. Wiccanie to równocześnie czarownice i kapłani. Biorąc jednak pod uwagę tradycyjnie postrzegane różnice funkcji i praktyki kapłanów różnych religii z jednej strony i czarownic z drugiej, może się wydawać, że jedno z drugim czasami może być trudno pogodzić. Czarownica widziana może być jako złośliwa, zajmująca się przyziemną praktyczną magią, szkodząca i krzywdząca innych i nie przejmująca się duchowością. Kapłan, który nie ma nic wspólnego z duchowością, jest złośliwy i z premedytacją szkodzi innym – jest zaprzeczeniem kapłaństwa. Takie zachowanie kojarzy się raczej ze strachem, kompleksami, pożądaniem, a co za tym idzie – niezbyt wysoko rozwiniętą duchowością. Jeśli więc mówimy o powołaniu, przebudzeniu i oświeceniu, to raczej przychodzi nam na myśl kapłański aspekt Wicca, a nie czarostwo Wicca. Choć oczywiście, jeśli uznamy, że umiejętność czarowania to dar od Bogów, zależy w dużej mierze od talentu i dodatkowo wiąże z określonym stylem życia, to można powiedzieć, że czarostwo to także powołanie. Mimo to o kapłaństwie z powołania jakoś łatwiej mówić niż o czarownicy z powołania. Pewnie także dlatego że słowo to kojarzy się nam przede wszystkim z religią, a czarostwo samo w sobie wcale nie musi mieć wymiaru religijnego. I tutaj leży zasadnicza różnica między wiccanami, a innymi rodzajami czarownic. Wicca posiada wymiar religijny i duchowy – nie jest jedynie system czarów, ale przede wszystkim sposobem odkrywania swojej relacji z bogami, a tego nie da się zrobić bez przebudzenia czy oświecenia.
W Wicca często mówimy o tym, że zostajemy wiccanami ponieważ Bogowie nas wybrali i usłyszeliśmy ich wołanie. Ale kto tak naprawdę nas woła? W religiach, w których bóg jest traktowany niezmiennie i przez wszystkich jako transcendentny i jedyny, sprawa jest dosyć prosta. W Wicca, ilu wiccan – tyle spojrzeń na Bogów, więc tak naprawdę każdy musi sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Dla jednego wiccanina Bogowie, to całkiem konkretne potężne duchy, dla innego – archetypy, dla jeszcze innego – siły przyrody, a dla następnego wszystko razem. Ponieważ w Wicca Bogowie są zarówno transcendentni jak i immanentni, to mamy wybór i możemy uznać, że powołanie to wołanie boskości zewnętrznej, którą słyszymy w swoim wnętrzu, ponieważ jesteśmy blisko z nią związani, albo że to wołanie naszej własnej duszy, boskiego pierwiastka w nas samych, cząstki bogów, która tkwi głęboko w naszym wnętrzu. Być może to wołanie jest wyrazem tęsknoty do zjednoczenia naszej własnej boskości z boskością Wszechświata, źródłem wszystkiego. Może woła nas tajemnica – tajemnica tego, co leży poza dobrze nam znanym światem dnia codziennego, poza tym, co poznawalne przy pomocy szkiełka i oka. Mówiliśmy też, że powołanie religijne, to wezwanie do służby Bogom. Może więc warto zastanowić się, do jakiego rodzaju służby tak naprawdę wołają nas bogowie.
Pojęcie „służba” kojarzy się ze służalczą postawą, z poczuciem niższości, z wykonywaniem czyichś poleceń. Wiccanie, którzy czują się niesamowicie mocno związani z Bogami i wierzą, że ludzie pochodzą z tego samego źródła co Bogowie, nie odczuwają zazwyczaj ani niższości wobec Bogów czy służalczości. Relacja wiccan z Bogami jest raczej symbiotyczna, pełna partnerstwa i wiary, że zawsze mamy wybór, więc nie musimy wypełniać boskich poleceń. Mamy wolną wolę. Jak więc powinna być pojmowana służba w Wicca? Być może odpowiedź leży w poznawaniu boskości w sobie, odkrywaniu boskości świata i uczeniu się, jak żyć w boskiej świadomości. Może właśnie tego oczekują od nas Bogowie i dlatego dali nam dary takie, jak umysł, świadomość, wgląd. Być może wołają nas do życia, a my ich słyszymy, bo przeczuwamy, że życie to coś więcej niż dbanie o to, żeby serce biło, ciało oddychało, żołądek był pełny oraz żebyśmy byli jako tako szczęśliwi. Jeśli boskość w nas woła boskość we Wszechświecie i na odwrót, bo obie są jednością, to może powołanie, to wołanie do przebudzenia się i uświadomienia sobie tych zależności.
Przebudzenie
Istnieją różne rodzaje przebudzenia, a przebudzenie duchowe można porównać do przebudzenia ze snu. Czasami budzimy się od razu i od razu jesteśmy świadomi tego kim i gdzie jesteśmy. Albo budzimy się powoli, po trochu i potrzebujemy więcej czasu, żeby 'dojść do siebie’. Czasami śni się nam, że się obudziliśmy, kiedy tak na prawdę nadal śpimy. Jeszcze kiedy indziej przebudzimy się na chwilę tylko po to, żeby zaraz zapaść z powrotem w sen, albo przebudzimy się lekko i potem przez jakiś czas ciągle trwamy w czymś w rodzaju półsnu, zawieszeni pomiędzy światami, pomiędzy snem a jawą. Dion Fortune, która za przykładem wielu okultystów i mistyków traktowała kolejne inicjacje, jako kulminacyjne części procesu przebudzenia, a zarazem oświecenia, pisała, że proces ten trwa przynajmniej trzy wcielenia. Trzy wcielenia, zanim będzie się gotowym na inicjację. Do tego przebudzenie wcale nie musi być przyjemne.
Sny często są wspanialsze niż rzeczywistość, a w łóżku jest cieplutko i przytulnie. Morfeusz mówi do Neo w filmie „Matrix”: „Nie da się wytłumaczyć, czym jest Matrix. Sam musisz się przekonać. Weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się we własnym łóżku i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a zostaniesz w krainie czarów i pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora.” Pytanie stawiane kandydatom na adeptów w Wicca, to pytanie: „czy chcemy się przebudzić, czy chcemy wziąć czerwoną pigułkę i zostać w krainie czarów, przekonać się, jaka na prawdę jest rzeczywistość? Czy chcemy cierpieć, aby się czegoś nauczyć, czy też wolimy spać w ciepłym i wygodnym łóżeczku i nadal śnić?” Bo nauka czasami jest trudna i nieprzyjemna. W czasie przebudzenia, tak jak Neo, pozbywamy się iluzji i zaczynamy widzieć rzeczy takimi, jakimi są naprawdę, w tym siebie samego i często ten obraz wcale nam się nie podoba. Jeśli nie chcemy się zatrzymać w naszym rozwoju duchowym, to musimy coś z tym zrobić. Zdarza się, że komuś tylko wydaje się, że chce się przebudzić, bo łatwo być bohaterem, kiedy nic się nie dzieje, bo łatwiej się mówi niż robi. Ale kiedy proces budzenia się zacznie, to zdarza się, że ktoś chce wrócić do Matrixa. Okazuje się wtedy, że nie każdy chce znać prawdę o świecie i sobie samym. Wówczas albo odchodzimy z Wicca, albo szukamy takiej linii, która nie zajmuje się rozwojem duchowym i przebudzeniem, w której nie będzie wymagania poznawania i kształtowania samego siebie. Warto zaznaczyć też, że kiedy jesteśmy obudzeni na siłę, stajemy się źli i poirytowani. Ilu z was zdarzyło się mieć pretensje, gdy ktoś was budził?
Podobnie może się zdarzyć w Wicca. Jeśli uczniowie są tak przyzwyczajeni do swojej starej rzeczywistości i swojego starego ja, że dochodzą do wniosku, że nie chcą się zmienić, że wolą spać i nie budzić się, wtedy często tacy uczniowie, jak przyjdzie co do czego, zaczynają mieć pretensje do nauczyciela i obwiniają go za swoje własne niedociągnięcia. To następny powód, dla którego przebudzenia nie należy przyspieszać i wymuszać. Dlatego do Wicca nie werbujemy, a po prostu czekamy na to, aż ktoś sam zechce do nas dołączyć, a kiedy komuś jest za ciężko się zmieniać – bez problemu odchodzi. Przewodnik może tylko pokazać drogę, ale nie przejdzie jej za adepta, stare angielskie przysłowie mówi, że można konia przyprowadzić do wodopoju, ale nie można go zmusić do picia.
A więc czym jest przebudzenie duchowe? Według mistyków większość ludzi trwa pogrążonych we śnie, większość ludzi nie wie, że żyje, bo nie jest świadomym ogromu cudowności boskiego stworzenia. Jeśli nie zdajemy sobie sprawy z cudu, jakim jesteśmy my sami i całe stworzenie i z tego, że jesteśmy wszyscy powiązani ze wszystkim, że pochodzimy z tego samego źródła to według mistyków jesteśmy tak na prawdę martwi. Według mistyków, przebudzenie, to odkrycie swojej własnej duchowości. Odkrycie, które nie przychodzi z zewnątrz, poprzez rozmowę, naukę, analizę, racjonalne myślenie, ale z wewnątrz, poprzez doświadczenie, poczucie i intuicję. Zarówno mistycy, jak i okultyści mówią o przebudzeniu, jako o uzyskaniu świadomości, więc wypada zastanowić się, czym jest ta świadomość.
Różnica między wiedzą a świadomością jest taka, że świadomość nie opiera się na informacji i analizie, tak jak wiedza. Wiedza to informacje, które kumulujemy, analizujemy i przetwarzamy. Świadomość to doświadczanie czegoś, jako części wszystkiego, a więc i siebie, głęboki wgląd pozostający poza definicjami, słowami i pojęciami. To myśl bez myśli. Wiedza, to informacja o faktach, zewnętrznie nam przekazana. Świadomość to wewnętrzna pewność, która pojawia się w nas podczas mistycznego doświadczenia. Jednym słowem, nie chodzi o to, żeby wiedzieć, że jakiś bóg istnieje, bo tak nas ktoś poinformował i nie umiemy sobie wyobrazić, żeby nie istniał. Świadomość przychodzi, kiedy całym sobą poczujemy obecność Bogów, a ich istnienie stanie się nie tylko oczywistością, ale integralną częścią nas samych. Wśród mistyków i okultystów, nie ważne z jakiej religii czy duchowej ścieżki pochodzą, panuje zgoda, że przebudzenie – to zmiana, że kiedy zdobywamy świadomość czegoś nowego, to sami stajemy się nowi. Można więc powiedzieć, że przebudzenie to odnowa – odrodzenie.
Tutaj znowu wracamy do inicjacji, która jest widziana w okultyzmie jako symboliczna śmierć i odrodzenie, narodzenie się do nowego życia. Mówiłam wcześniej, że być może powołanie to to, co odczuwają ci z nas, którzy podejrzewają, że bez życia duchowego tak naprawdę są martwi, że podtrzymywanie ciała przy życiu i zaspokajanie podstawowych potrzeb to nie jest prawdziwe życie, ale że aby żyć prawdziwie trzeba być świadomym tego, kim naprawdę jesteśmy. Bo oprócz ciała jesteśmy także istotami duchowymi i żyjemy zarówno w świecie fizycznym jak i świecie duchowym. Inicjacja jako przebudzenie mówi nam, że aby odrodzić się w nowym, świadomym życiu, najpierw musimy umrzeć. Być może ludzie się boją przebudzenia, bo boją się śmierci, a strach ten nie pozwala im żyć w pełni. Nie chcą ryzykować życiem, aby go nie stracić. Nie chcą zajrzeć do innego świata, zmienić poglądów, zmienić siebie, bo boją się, że się zagubią. Tymczasem najwięcej co mogą zgubić, to tylko swoje ego, sztuczne ja, które się podszywa pod nasze prawdziwe ja. Prawdziwe ja nie tylko się nie zgubi, ale wręcz może zostać odnalezione. Dlatego w naukach tajemnych bardzo ważny jest duchowy przewodnik, którego zadaniem jest nie tylko nauczenie rytuałów i przekazanie pewnej wiedzy, ale przede wszystkim przeprowadzenie przez proces zmian, jakie zachodzą pod wpływem inicjacji. Taka nauka odbywa się zazwyczaj poprzez tzw. transformation of mind [„transformacja umysłu” – tłum. red.] dzięki przebywaniu w towarzystwie i obserwacji osób bardziej doświadczonych, kiedy osoba ucząca się nawet nie zauważa, że się uczy. Dlatego koweny to nie szkółki niedzielne, a uczniowie często nawet nie zdają sobie sprawy, że się czegoś uczą, kiedy ich umysł przeprowadzany jest przez kolejne stopnie wtajemniczenia.
Jak doświadczyć przebudzenia, jak do niego dążyć? Tutaj znowu okultyści i mistycy zgadzają się w wielu punktach. Przede wszystkim – nic na siłę i nie za szybko. Duchowe przebudzenie to cały proces składający się z pojedynczych momentów przebudzenia i pracy wykonanej pomiędzy nimi. Te momenty przebudzenia nazywamy czasami momentami eureka albo „małym oświeceniem”. Świadomość pojawia się najczęściej nagle i nie za szybko. Podczas gdy zdarzają się wspaniałe, całkowicie spontaniczne momenty duchowego wglądu, nad którymi nie mamy kontroli, to jednak żeby siebie kształtować tak, aby móc jako-tako kontrolować ten proces, potrzeba czasu. Aby być przygotowanym na taki moment, trzeba najpierw oddać się rozmyślaniom, medytacji, rozumowej analizie, zdobywać doświadczenie i wiedzę, a potem o tym zapomnieć i skupić się na doświadczeniu poza rozumowym, na czuciu. Świadomość bowiem przychodzi, kiedy kończą się słowa i myślenie. A kiedy cała nasza zdobyta wiedza i świadomość się połączą, wszystko wpadnie na swoje miejsce, wtedy nagle doznajemy momentu eureka, małego olśnienia.
Weźmy na przykład drzewo – wiemy czym jest, ogarniamy je za pomocą rozumu i słów, możemy je opisać, przeanalizować i powiedzieć, że dowiedzieliśmy się o nim wszystkiego, czego można się było dowiedzieć. Ale jeśli przytulimy się do tego drzewa, pozwolimy naszej energii i świadomości złączyć się z jego energią i świadomością, pozwolimy żeby do nas przemówiło, to może uda nam się mieć doświadczenie duchowe, którego nie da się opisać słowami. Wtedy poznamy drzewo tak, jak nigdy nie bylibyśmy go w stanie poznać za pomocą nauki i rozumowej analizy. A kiedy ta nasza wiedza o drzewie i to, co przeżyliśmy, kiedy próbowaliśmy poznać je pozarozumowo, ułoży się w całość – wtedy nagle mamy moment eureka i wiedzę, która wychodzi daleko poza powszechną wiedzę. Mamy świadomość tego, czym jest drzewo, jego holistyczny obraz. No, ale w duchowym rozwoju wielki nacisk kładzie się nie tyle na poznawanie drzew, co na poznawanie samego siebie, swojego miejsca we wszechświecie i relacji z Bogami. Trzeba więc zastosować tą samą metodę do siebie samego.
Najważniejsze tutaj są samoobserwacja (ale bez zaabsorbowania samym sobą, bez samouwielbienia, które raczej przeszkadzają niż pomagają w tym procesie) i obserwacja otaczającej nas rzeczywistości, wizja tego, kim chce się być, próba zrozumienia siebie samego oraz otaczającej nas rzeczywistości, które doprowadzą do odrzucenia iluzji podawanych nam na talerzu przez innych, lub stworzonych przez samych siebie, szczególnie iluzji na swój własny temat. Zmienia nam się wtedy perspektywa i rozumienie innych rzeczy, to, co było do tej pory ważne, często przestaje mieć znaczenie, pozbywamy się balastu tego, co nam przeszkadza w rozwoju: ambicji, pożądań, zależności i strachu, które trzymają nas na uwięzi i nie pozwalają być wolnymi. Aby się czegoś pozbyć, najpierw trzeba być świadomym istnienia tego czegoś. Trzeba być świadomym swoich pragnień, nałogów, przywar, nie wystarczy o nich wiedzieć, analizowanie ich to tylko początek, ale na dłuższą metę nic nie da. Trzeba mieć świadomość samego siebie, wgląd i głębokie zrozumienie tego, co chcemy zmienić – wtedy to, co chcemy zmienić zniknie samo. W przebudzeniu chodzi o wyzbycie się egoizmu – na tyle na ile to możliwe oraz o wyzbycie się, albo inaczej kontrolowanie, swojego ego i cienia – na tyle na ile to możliwe. Oczywiście ego i cień nie chcą się dać pokonać, to nie leży w ich naturze i walczą o swoje przetrwanie. Dlatego mówimy o stopniowym przebudzeniu. Pracy tej dokonujemy krok po kroku. Czasami małymi kroczkami a czasami uda nam się włożyć siedmiomilowe buty. Czasami zdarzy się zastój lub nawet kilka kroków w tył, ale one też są potrzebne. Kiedy jednak wyzwolimy się z okowów swojego ego, to będziemy na prawdę wolni, a czarownica jest przecież panią samej siebie, więc nie powinna pozwolić, żeby jakiś cień i ego nią rządziły. Staniemy się wtedy orłami, które tylko myślały, że są wróblami, rozwiniemy skrzydła i wzbijemy się ku oświeceniu.
Oświecenie
Oświecenie pod różnymi nazwami istnieje w każdej chyba religii. W Wicca mowa jest o tym, co leży „na końcu pożądania” i o boskiej ekstazie.
Pierwszy rodzaj oświecenia jest podobny do przebudzenia. To moment, w którym elementy puzzli, o których nawet nie wiedzieliśmy, że istnieją, nagle wpadają na swoje miejsce i uzyskujemy coś więcej niż wiedzę, uzyskujemy świadomość. Wtedy zapala się w naszym umyśle żarówka, światło, które rozprasza mrok naszego umysłu. Czym zatem się różni przebudzenie od tego rodzaju oświecenia? Niektórzy mogą powiedzieć, że niczym. Ja jednak myślę, że jest pewna subtelna różnica.
Wcześniej mówiliśmy, że przebudzenie może być bolesne i wcale nie musimy się czuć szczęśliwi z jego powodu. Problem ten, moim zdaniem, zanika przy oświeceniu, bo przy oświeceniu, będąc pełnymi zrozumienia, jesteśmy też pełnymi akceptacji, a zmiana, jaka się w nas dokonuje, powoduje, że coś, co mogło być widziane wcześniej jako katastrofa, teraz jest widziane jako nowa możliwość. Naukowiec w takim momencie oświecenia „odtajemnicza” świat. Mistyk, zgłębiając tajemnicę, jeszcze bardziej ją docenia, mocniej podziwia piękno, magię i cudowność świata. Rzeczy, które wcześniej były zwykłe, nagle wydają się cudowne i nie trzeba już uciekać od życia, ale czuje się potrzebę zanurzenia się w nim. Poznawanie tajemnicy nie powoduje, że tajemnica znika, ale że wydaje się jeszcze większa i wspanialsza. Dlatego okultysta-mistyk jest pełen szacunku dla wszystkiego. Tak też z założenia powinno być w Wicca, gdzie szacunek jest bardzo ważny, choć nie wszyscy go tak samo traktują. Niektórzy ograniczają poradę, mówiącą o szacunku, tylko do szacunku dla osób ze swojego własnego kowenu. Niemniej jednak większość znanych mi Wiccan traktuje szacunek dużo szerzej i bardziej mistycznie.
Wracając do tematu – kiedy po długich przemyśleniach, kiedy nie dochodziliśmy do niczego, nagle przeżywamy taki moment „Aha!”, dziwimy się, że to takie proste, łatwe, wręcz oczywiste, a zajęło nam tyle czasu. Przeżywając taki moment duchowego odkrycia, który nie powoduje żadnej negatywności, bólu i cierpienia, a daje nam radość (radość, obok szacunku, to następna bardzo ważna rzecz w Wicca – mirth and reverence), zmieniamy się jeszcze bardziej. W jakim kierunku powinny iść te zmiany? Znowu posłużę się tym” co pisała Dion Fortune: pod wpływem inicjacji, praktyki i kontaktów mistycznych osobowość ludzka na planie duchowym zmienia się, co w myśl zasady „jak na górze –tak na dole” pociąga zmiany w osobowości na planie fizycznym. Osoba prawdziwie inicjowana będzie pragnęła walczyć z duchowym złem, będzie dążyć do prostoty życia, charakteryzować się będzie pogodą ducha, łagodnością, spokojem, miłością. Będzie bardzo emocjonalna i wrażliwa, ale zarazem będzie umiała kontrolować złe emocje, co nie oznacza, że się nigdy nie wkurzy, ale że będzie umiała szybko nad tym zapanować i nie będzie mściwa. Nie będzie zabiegać o popularność, sławę, uwielbienie, nie będzie dumna, ale pokorna, choć silna w swoich przekonaniach. Jak to Dion pisała, jeśli komuś zależy na zrobieniu kariery w różnych systemach magicznych, to jest to widoczny znak, że taka osoba to szarlatan.
Trochę innym, wyższym rodzajem oświecenia jest coś, co nazywam duchowym uniesieniem. Jest to moment, w którym wchodzimy w odmienny stan świadomości, spontanicznie lub podczas rytuału i różnych praktyk transowych. Najwyższym celem rytuału i Wicca jest kontakt z duchami i Bogami, a nawet zjednoczenie z nimi. Mówimy w Wicca, że Krąg jest kreślony pomiędzy światami – duchowym i materialnym. Pomiędzy płaszczyzną fizyczną a astralem. Oświecenie jako zdobycie świadomości, która jest czymś dużo więcej niż wiedzą, opiera się wtedy na doświadczeniu tego kontaktu ze światem duchowym i z Bogami. Jeśli rytuał dostarczy nam mistycznych przeżyć, nie tylko poczujemy całym sobą obecność Bogów, ale także poczujemy, że wszystko jest jednością, to możemy powiedzieć, że rytuał osiągnął swój najwyższy cel.
Naukowcy badający stany takiego duchowego uniesienia zgadzają się, że w mózgu pojawiają się wtedy bardzo duże zmiany. Ekspert w dziedzinie funkcjonowania mózgu, Jill Bolte Taylor miała wylew, po którym mogła opisać swoje doświadczenia z punktu widzenia naukowca. Opowiadała potem, jak w momencie, kiedy nastąpił wylew, zaczęły się kolejno zamykać pewne części jej mózgu, wyłączać funkcje ruchu, mowy a także samoświadomości. Kiedy wyłączyła się ta ostatnia funkcja, Jill zatraciła swoje ego i wszystko co stanowiło o jej odrębności. Straciła poczucie swojej indywidualności i poczuła się całkowicie jednością ze wszystkim. Nie istniała różnica między nią a czymkolwiek innym – czuła po prostu wielką rzekę energii jakiegoś wielkiego umysłu, którego była integralną częścią. Miała też poczucie, że wszystko jest dokładnie tak jak ma być, że nic nie dzieje się bez powodu i trzeba akceptować wszystko. Za to najpiękniejsze, ekstatyczne według niej, doświadczenie, zapłaciła kilkoma latami rekonwalescencji, kiedy musiała się uczyć mowy, pisania i wielu innych rzeczy od początku.
Ciekawe jest więc, że podobny stan odmiennej świadomości, zwany w psychologii Przeżyciem Szczytowym, jest udziałem mistyków, którzy wracają do normalnego stanu bez uszczerbku dla ciała czy dla ducha. Osiągnięcie takiego momentu, czy to podczas rytuału, transu, czy zupełnie spontanicznie, zmienia nas bardzo mocno i na zawsze. Ale takie chwile nie trwają wiecznie. W którymś momencie myśli się wtrącają, pojawiają się słowa, które mają nam pomóc ogarnąć to, czego doświadczamy, zaczynamy analizować i czar pryska. Wracamy do życia codziennego, ale już nigdy nie będziemy tacy sami. Choć doświadczyliśmy jedności ze wszystkim, pełnego zrozumienia i akceptacji wszystkiego, bycia czystą energią boską, częścią strumienia życia, to po powrocie do normalnego stanu nadal denerwuje nas ludzka głupota, złośliwość, agresja, niesprawiedliwość itp. Czasami wiedząc, jak pięknie może być, wspomniane rzeczy denerwują nas jeszcze bardziej niż przedtem. Perspektywa zmienia się czasami tak bardzo, że tylko inne osoby mające podobne doświadczenia są w stanie zrozumieć nasze podejście do różnych kwestii, a pomiędzy wiccańskimi pokoleniami osób o różnym doświadczeniu wytwarza się przepaść.
Trzeci rodzaj oświecenia to stan opisywany, jako końcowy stan błogosławionego istnienia, w którym, tak jak poprzednio, osiąga się trzy górne sefiroty drzewa życia: mądrość i zrozumienie, ale w odróżnieniu do poprzedniego stanu, tym razem chwila nie przemija, a nasze oświecenie trwa, nawet kiedy włączą się myśli. To stan istnienia poza ignorancją, pożądaniem, cierpieniem, w którym osiąga się jasność percepcji na zawsze. To stan, w którym uświadamiamy sobie ideę, którą manifestuje boski umysł i która staje się naszą ideą – nasza wola staje się boską wolą, a my stajemy się narzędziem manifestacji tej idei. Zarówno według mistyków jak i okultystów, oświecenie to zdawanie sobie sprawy z wypełniającej wszechświat miłości i wynikające z tego zaufanie – i znowu mamy tutaj dwa, jakże ważne dla Wicca pojęcia, bo czymże jest doskonała miłość i doskonałe zaufanie znane w Wicca, jak nie stanem oświecenia, ideałem do którego dążymy?
Co prawda zdarzają się Wiccanie, którzy (jak z szacunkiem) ograniczają miłość i zaufanie tylko do osób ze swojego kowenu, niemniej jednak wielu Wiccan widzi w tych słowach wytyczne, dotyczące kierunku, w którym powinni się rozwijać. Zdaję sobie sprawę, że w naszych czasach mówienie o miłości nie jest zbyt modne, że wiele osób ma tendencje do bagatelizowania jej, niektórym kojarzy się z chrześcijaństwem. Ale kiedy mistycy mówią o wypełniającej świat miłości, nie mają na myśli tego rodzaju emocjonalnej miłości, której doświadczamy na co dzień, a która może nawet być destruktywna. Miłość mistyków i okultystów jest częścią tego, co w języku angielskim nazywamy trzy „L” – Light, Life and Love czyli Światła, Życia i Miłości –widzianych jako atrybuty boskości. Koncept ten zaczerpnięty został od Różokrzyżowców, których idee miały wpływ na Gardnera. Różokrzyżowcy natomiast wzięli go, jak wskazuje przekład Kamienia Memfickiego, ze staroegipskich szkół wiedzy tajemnej. Według tych nauk Światło, Życie i Miłość są dostarczane do każdego zakątka wszechświata w wielkich ilościach, a my bierzemy z tego tyle, na ile pozwala nam poziom naszego duchowego rozwoju. Im więcej się podłączamy do boskości, im bliżej bogów, im większe jest nasze zjednoczenie, tym bardziej się otwieramy na otrzymywanie tych trzech atrybutów. Światło mistyków zazwyczaj oznacza prawdę, poznanie uniwersalnych praw rządzących wszechświatem, wiedzę która pochodzi z oświecenia. Życie to żywa energia, która przenika całe stworzenie, Moc Życia. Miłość – to miłość, którą bogowie mają dla swojego stworzenia, doskonała, bezwarunkowa, całkowicie altruistyczna miłość.
Aleister Crowley dodał do tych trzech „L” jeszcze jedno – Liberty, czyli Wolność. Według mnie Wolność można osiągnąć poprzez trzy pierwsze „L”. Tak na prawdę jednak trudno powiedzieć, czym są Miłość, Światło i Życie, bo jak mówiłam, należą one do doświadczenia świadomości, która pozostaje poza słowami i pojęciami. Kiedy w Wicca mówimy, że nie można o czymś mówić, mamy na myśli nie tylko to, że coś jest objęte tajemnicą, ale także to, że niektórych rzeczy po prostu nie da się przekazać.
Podsumowanie
Wróćmy zatem do tytułowego pytania: „Po co Wicca?”, albo po co w ogóle religia. Oczywiście w odpowiedzi można skorzystać z najróżniejszych teorii funkcjonalnych znanych z psychologii i socjologii, można rozprawiać o pochodzeniu, historii, dogmatach i zasadach, ale nie należy zapominać, że tak naprawdę w każdej religii najważniejszy jest jej wymiar duchowy. Wcześniej opisałam proces, jaki musimy przejść, aby rozwinąć swoją duchowość. Najpierw słyszymy wołanie, zapowiedź czegoś pięknego, tajemniczego, co nas pociąga. Czujemy, że możemy się temu poświęcić bez reszty. Zaczynamy proces przebudzania się, aż dojdziemy do oświecenia, kiedy to wyzbędziemy się ego i jego ambicji oraz osiągniemy to co, leży na końcu pragnienia – dojdziemy do źródła Miłości. Mistycznej miłości przez wielkie „M”. Wtedy prawdziwie odnajdujemy boskość.
Ale żeby tam dojść, trzeba przejść przez ból, cierpienie, nieszczęście, symboliczną śmierć, trzeba wyzbyć się swojego starego ja – jednym słowem potrzebny nam jest proces inicjacji i rozwoju duchowego, który powinien się zakończyć czymś, co Dion Fortune nazywa oświeceniem duszy przez wewnętrzne światło. Oczywiście nie trzeba zaraz opierać się tylko na istniejących systemach ezoterycznych, można mieć swoją własną drogę, ale decydując się na jakiś system mamy pewność, że nie zaczniemy wynajdywać koła od nowa. Poza tym podłączenie się do tradycyjnej sieci inicjacyjnej, łańcucha przekazywanej wiedzy i energii, jest jak podłączenie się do baterii skumulowanej przez poprzednie pokolenia mocy i do wielkiej skarbnicy zgromadzonej poprzednio wiedzy. Dotknięcie takiej baterii daje iskry a iskry dają ogień.
Ogień jest natomiast bramą do duchowości, oczyszcza, niszczy co niepotrzebne, inspiruje, leczy i oświeca nam drogę do tego, co leży pod powierzchnią religii i misterium. Jako najbardziej wysublimowany z czterech elementów jest najbliższy Eterowi, czyli duchowemu wymiarowi religii. Do wiccańskich misteriów można podejść na kilka sposobów, mogą one być celem samym w sobie: jedyną rzeczywistością, zamiast bramą do wyższej rzeczywistości. Są wiccanie, którzy po prostu chcą świętować Koło Roku oraz Esbaty i samo świętowanie im wystarcza. Nie wnikają głębiej, bo dla nich rozwój duchowy i wgląd we własne wnętrze nie jest ważny. Obchodzą misteria na tej samej zasadzie, na której miliony ludzi chodzą do kościoła, bez głębszego zastanowienia się czym misteria są i po co istnieją. Wystarczy im wyuczenie się formułek i gestów rytualnych, poznanie tarota, kilku magicznych technik, a z kowenu zrobią szkółkę niedzielną. Ego i cień nie są ważne. Nie muszą poznawać siebie. Nie ma w tym nic złego, bo każdy robi to, co dla niego najlepsze.
Są też tacy wiccanie, którzy patrzą na to z niedowierzaniem, bo jak tu nie traktować rozwoju duchowego i poznawania siebie, jako najważniejszych aspektów nauki wiccańskiej, jeśli wynikają one bezpośrednio z misterium. Tym ostatnim nie wystarczy wspólne śpiewanie rytualnych pieśni, powtarzanie formułek i wykonywanie gestów, jeśli nie prowadzi to do zmiany osobowości i zdobycia wyższej świadomości. Dla nich motto, które widniało nad wejściem do świątyni w Delfach i które brzmiało „Znaj Siebie” jest bardzo ważne. Wszak jedna z najważniejszych mądrości wiccańskich mówi nam, że to, czego nie znajdziemy w sobie, tego nigdy nie znajdziemy poza sobą. Dobre poznanie siebie jest więc nierozerwalnie związane z wiccańską praktyką. A czego szukamy w sobie – bogini mówi nam, że jest z nami i w nas zawsze, od początku po kres wszystkiego, po koniec pożądania. A wiemy już że koniec pożądania to tam, gdzie leży oświecenie.
Kiedy religia nie ma w sobie świętego Ognia staje się pusta, staje się kultem przedmiotów i idei martwych. Kiedy nie daje ognia i nie daje inspiracji, nie pomaga nam doświadczyć życia jako iskry boskiej, nie prowadzi do Miłości w sensie mistycznym, nie budzi naszej świadomości i nie daje poznać bogów, to po co nam ona. Jeśli religia oparta jest nie na rozwoju duchowym, nie na mistycznym doświadczeniu boskości życia, ale na tysiącach zasad i dogmatów, wtedy źle ukierunkowany ogień może stać się siłą niszczycielską, a praktyka prowadzić będzie tylko do kłótni, konfliktów a nawet do fanatyzmu. Tutaj Wicca także jest religią szczególną, ponieważ zasad i reguł jest w niej mniej niż w innych religiach, choć pewne zasady oczywiście muszą istnieć, bo gdyby panowała całkowicie wolna amerykanka, to nie byłoby sensu mówić o zorganizowanej religii i tradycji. Niemniej jednak dla osoby choć trochę duchowo przebudzonej, esencja powinna być ważniejsza od formy, więc różnorodność kształtów religijnych traktowana jest raczej z szacunkiem, o ile nie zmienia esencji tego, co duchowe. Zasady, które stoją na straży tej esencji uważane są natomiast za żelazne, choć nie są dogmatami.
Mówiliśmy, że podróż ku oświeceniu i inicjacji trwa czasami kilka żyć i taka perspektywa może kogoś zniechęcić. Ale pomyślmy o tym pozytywnie. Powołanie, wołanie, które dzisiaj słyszymy, może być wynikiem pamiętania pracy duchowej, którą wykonaliśmy w poprzednich życiach, możliwe więc że nie jesteśmy nowicjuszami, a nasza praca zaczęła się kilka wcieleń temu. Dion Fortune pisała, że jeśli nasza dusza entuzjastycznie i spontanicznie reaguje na zew bogów, jakiejś idei i konkretnej ścieżki, to jest to widoczny znak, że słyszymy ten zew nie pierwszy raz, a po ścieżce już kiedyś kroczyliśmy. Sama często powtarzam, że wiccaninem zostanie ten kto już jest wiccaniem. Doświadczenia poprzednich żyć się akumulują i każde życie prowadzi nas bliżej celu. Nie osiągniemy inicjacji w „trzecim” życiu, jeśli w dwóch poprzednich nie wykonamy pracy przygotowawczej. Jeśli więc nawet nie w tym życiu dostąpimy inicjacji lub oświecenia – to kto wie, może zdarzy się to w następnym? A więc – po co Wicca? To pytanie na które każdy musi sam sobie odpowiedzieć.