Odkrywanie Kultu Maria Lionza

Około połowy XX wieku, pewien człowiek wszedł w kontakt z umierającymi resztkami starożytnej religii natury. Wziął te resztki, uzupełnił je XIX wiecznym okultyzmem i stworzył kult. Następnie wyjął ten kult z wiejskiego środowiska, w jakim się narodził i rozpropagował w miastach a kult, który uformował, liczy dzisiaj parę milionów członków. Tym człowiekiem nie był (w tym wypadku) Gerald Gardner, ale mało znany Wenezuelczyk o imieniu Lino Valle. Nigdy o nim nie słyszałem, aż do momentu, kiedy pojechałem do Wenezueli kilka lat temu, a tam zainteresowałem się Kultem Maria Lionza.

Yaracuy, północno-zachodni stan Wenezueli, skupia się wzdłuż i nosi nazwę wywodzącą się od rzeki Yara. Źródło tej rzeki leży niedaleko Chivacoa, na wzgórzu znanym jako Sorte i tam właśnie znajduje się dom bogini Yara. Prawie nic nie wiadomo na jej temat, oprócz tego, że była związana z tapirem, zwierzęciem rodzimym w tej części Ameryki Południowej. Kościół Katolicki przemianował Yarę na Marię de la Onza. Onza miało być lokalną nazwą tapira, ale w rzeczywistości jest to rodzaj jaguara. Później imię zostało skrócone do Maria Lionza, i pod tym imieniem Yara jest dzisiaj najbardziej znana.

Istnieje pewien mit o bogini Yara, ale nie jest jasne na ile jest starożytny. Opowiada o indiańskiej księżniczce o oczach zielonych jak szmaragdy i o przepowiedni, według której dojdzie do jakiejś tragedii, jeśli księżniczka spojrzy w określony staw. By uniknąć katastrofy, księżniczka została uwięziona w chacie z dala od wsi. Jej lojalni słudzy pilnowali jej i zarazem usługiwali jej.

Lata mijały i księżniczka dorastała – stała się piękną, młodą panną. Pewnej nocy zauważyła, że wszyscy jej słudzy usnęli więc wyszła, by zobaczyć świat, którego wcześniej nie widziała. Dotarła do stawu i gdy w niego spojrzała, olbrzymi wąż wynurzył się z głębiny i połknął księżniczkę. Jednak jej piękno i czystość okazały się zgubne dla potwora, który zaczął puchnąć aż eksplodował, co spowodowało kilkuletnią powódź. Z tej eksplozji księżniczka powstała jako bogini Yara a staw stał się źródłem rzeki.

Lino Velle (spirytysta i medium, rozumienie świata duchowego według Allana Kardeca) usłyszał o lokalnym wierzeniu w boginię Yara i przybył do Sorte. Tam odkrył, że potrafi rozmawiać z duchami wzgórza – w szczególności z samą Marią – a one mu głośno odpowiadały, co potwierdzali świadkowie. Dzięki Lino, zaczęto organizować wielkie uczty uzdrawiania i innej magii.

Wieści o Marii Lionza szybko się rozeszły. Zrobiło się głośno i ludzie z wielu regionów, zarówno Sorte jak i innych miast w całej Wenezueli, prosili o uzdrawianie. Było ich dużo więcej niż Lino sobie wyobrażał, a zapotrzebowanie przerosło jego możliwości. Luka ta została początkowo wypełniona przez innych spirytystów, często pracujących w slamsach Caracas, Maracaibo, Valencii i innych miast, którzy wznosili ołtarze do Marii Lionza i ofiarowali swoją pomoc lokalnym mieszkańcom. Trochę później kultem zainteresowali się także wyznawcy Afro-Karaibskich religii – praktycy Voodoo, Santerii i szczególnie Palo (forma praktyki z Congo, bardzo popularna na Kubie), które widziane jest jako okrutne (głównie ze względu na użycie ludzkich czaszek w swoich praktykach religijnych).

W tym czasie zaczęło się formować coś na kształt panteonu – wcześniej nic takiego nie było. Na czele panteonu były Las Tres Potencias – trzy moce – z Marią Lionza na czele, w towarzystwie Negro Felipe, jedynego czarnego generała w armii Simona Bolivara, w czasie wyzwolenia Wenezueli spod hiszpańskich rządów kolonialnych, i w towarzystwie Guaicaipuro, indiańskiego wodza, który odważnie oparł się kolonizatorom w swoich czasach. Na pewnym poziomie ten triumwirat reprezentuje trzy rasy Wenezueli, europejską, afrykańską (z czasów niewolnictwa na terenie Karaibów) i indiańską, choć by to pasowało, Maria musi być Europejką, co przeczy przytoczonemu wcześniej mitowi.

Poniżej Las Tres Potencias rozwinęła się seria 'pałaców’ reprezentujących różne aspekty rzeczy, o pomoc w których prosili ludzie. Wśród nich były:

Pałac Indiański pod przewodnictwem Marii Lionza, w którego skład wchodziło wielu innych wenezuelskich wodzów.
Pałac Medyczny, pod przewodnictwem Jose Gregorio Hernandeza i składający się z wielu innych znanych lekarzy.
Pałac Juanów składający się z wielu postaci znanych z wenezuelskiego folkloru.
Pałac Nauczycieli, pod przewodnictwem Adresa Bello i kilku innych autorów.
Pałac Czarny i Afrykański, pod przewodnictwem znanych czarnych ludzi z historii Wenezueli.
Pałac Niebiański składający się z pewnej liczby katolickich świętych.
Pałac Polityczny, w którego skład wchodzi Simon Bolivar.
Pałac Malandros, składający się z nieżyjących kryminalistów.

Poszczególni praktycy (Lionceros) mają kontakt z poszczególnymi duchami z jednego lub z kilku pałaców i w czasie rytuału wchodzą w trans, by channelować danego ducha. Są w tym czasie całkowicie opętani (ujeżdżani) przez tego ducha i po wyjściu z transu nie pamiętają nic z tego co się działo. Alternatywnie, mogą oni pomóc innym wejść w trans (1).

Interesującą dla mnie rzeczą w tym jak działa ten kult jest to, że nie ma centralnego dogmatu, wokół którego wszystko by się obracało (2). Każdy może przyjść i zacząć praktykować w jakikolwiek sposób chce i nie ma nikogo kto by powiedział, że coś jest robione źle.

Dobrym przykładem na to jest Pałac Vikingów, prowadzony przez Czerwonego Erika. Pałac ten powstał krótko po tym jak w telewizji puszczano serial o Vikingach, a ludzie zaczęli mówić, że channelują tych Vikingów. Podobnie jak w Pałacu Malandros (uliczne typki zabite w slumsach, w walkach z innymi typkami lub policją, ale teraz chcące pomóc ludziom, by nie żyli i nie umierali w ten sam sposób), Pałac Vikingów jest bardzo 'macho’ i w czasie transu łatwo o rany kłute i krwawienie. Pewna ilość starszych Lionceros (łącznie z moim padrino) patrzy niechętnie na tego typu rzeczy, ale ponieważ jest to dobre widowisko, pojawia się w filmach częściej niż powinno i jest nadreprezentowane (3).

Moja Pierwsza Wizyta w Sorte

Moje zaangażowanie zaczęło się, kiedy w roku 2007 dostałem pracę, która wymagała około sześciu, dwutygodniowych wizyt w Wenezueli na przestrzeni 18 miesięcy. Sama praca nie jest ważna – coś wspólnego z gazociągiem – ale oznaczała, że będąc w Wenezueli będę miał wolne weekendy. Po zrobieniu wstępnych badań, odkryłem kult Maria Lionza i dowiedziałem się, że Valencia, w której miałem mieszkać, znajduje się tylko dwie godziny drogi od Sorte. Ale informacje, które znalazłem przestrzegały mnie także, że Sorte jest miejscem niebezpiecznym, jeśli nie wie się co się robi. Być może jest to prawdą, lub nie, na duchowym poziomie, ale dodatkowym problemem był także fakt, że służby cywilne nie zapuszczają się w tamte regiony i w konsekwencji wielu ludzi wyjętych spod prawa ukrywa się wśród wzgórz, napadając i czasami zabijając niczego nie spodziewających się podróżnych. To, w połączeniu z faktem, że nie mówię ani słowa po hiszpańsku (a mało Wenezuelczyków mówi po angielsku) spowodowało, że doszedłem do wniosku, że będę potrzebować pomocy przewodnika/tłumacza. Poszukiwania odpowiedniego przewodnika zajęły dużo czasu – Sorte nie jest turystycznym miejscem i wielu ludzi w Wenezueli na prawdę boi się tam jechać, ale w końcu znalazłem Alego, taksówkarza i przewodnika turystycznego, który mieszkał przez kilka lat w USA. Ali nie tylko chciał jechać ze mną, ale także mógł załatwić mi spotkanie z tamtejszym banco (medium).

Powiedziałem Alemu, że chciałem odwiedzić Sorte w celu uzdrowienia i to na tej podstawie zorganizował mi spotkanie (poprzez swojego 'brata’, który mieszkał na tym terenie), z, jak mi powiedział, jednym z głównych praktyków w Sorte. Tym praktykiem był Jimmi, którego wygląd nie wskazywał w sposób oczywisty na szamana, ale gdy zaczęliśmy rozmawiać, stało się oczywiste, że zna się na rzeczy. Wierzę mu, gdy mówi, że zaczął pracować w Sorte jako nastolatek trzydzieści lat wcześniej i był uczony przez swojego ojca. Wszyscy których spotkałem, traktowali go z szacunkiem.

Jimmi
Jimmi

Pierwszą rzeczą jaką Jimmi przeprowadził było zrobienie 'odczytu’ dla mnie: poprzez ciągłe obracanie mojego zdjęcia i kawałka papieru z moim imieniem i datą moich urodzin podczas palenia cygara. Kształt popiołu z cygara wskazywał 'odczyt’.

Odczyt Jimmiego sugerował, że moja przypadłość jest wynikiem efektów wtórnych, klątwy rzuconej na mojego przyjaciela. Mój przyjaciel został opisany z taką dokładnością, że czytelnik mógłby za nią zabić (4). Następnie Jimmi wykazał coś, co wyglądało na prawdziwe zdziwienie, kiedy odczyt wskazał że nie tylko powinienem zostać uleczony, ale także że powinienem być uczony sposobów Lioncero. By rozjaśnić sprawę, zrobił następny odczyt , który powiązał mnie z Zarabandą, kowalem/żelazem/bogiem wojny w tradycji Palo podobnym do Vodou Loi lub Santeryjnej Orishy o imieniu Ogun. Ponieważ studiowałem metalurgię to powiązanie wydaje się trafne. W tym czasie jednak miało miejsce pierwsze z wielu nieporozumień wynikających z ograniczonej wiedzy okultystycznej Alego i odszedłem myśląc, że że oni powiedzieli 'Salamadra’. Zrozumienie, o co chodziło tak naprawdę, zajęło mi miesiące.

Pierwszy rytuał, w jakim miałem wziąć udział, zaplanowano na później tego samego dnia, w ogrodzonym miejscu nad rzeką, gdzie Jimmi miał swój ołtarz. Grupa tam pracująca składała się z Jimmiego, banco lub medium, który był szefem, z kapłana Maria Lionza, który przeprowadzał rytuał ale podporządkowany był Jimmiemu oraz dodatkowo z grupy trzech pomocników i wybranych żon, dziewczyn, a także psów włóczęgów i kurczaków.

Wśród pomocników był lokalny policjant, który zostawiał swój policyjny samochód na zewnątrz chaty Jimmiego i który w czasie rytuałów nadal nosił swój mundur i broń. Jeśli kiedykolwiek zdecydowałem się pójść na spacer po Sorte lub na drugą stronę rzeki, Jimmi zawsze upewniał się, że policjant mi towarzyszył i że byłem w ten sposób bezpieczny. To był jedyny policjant jakiego kiedykolwiek widziałem w Sorte.

W Sorte (technicznie w Quibayo), na rytuały przeznaczony jest teren nad rzeką. To tam wznosi się Wysoki Ołtarz Marii Lionzy i każdy, kto chce, może z tego terenu skorzystać. Tam zaczynają się różne ścieżki prowadzące w góry, a przy nich znajdują się różne kapliczki. Tylko ci, którzy zdobyli pewien poziom oczyszczenia mogą przechodzić koło poszczególnych kapliczek i tylko ci najczystsi mogą dojść na sam szczyt. Nigdy nie próbowałem chodzić tymi ścieżkami, ale wiem że, bądź to przez ignorancję, bądź to przez arogancję, turyści zapuścili się na te ścieżki w przeszłości. W najlepszym wypadku niektórzy nie nauczyli się nic, ale krążą opowieści, że innych spotkał dużo gorszy los.

Przygotowanie do pierwszego rytuału składało się z narysowania kredą na ziemi ludzkiej sylwetki (patrz obrazek) ze świecami usytuowanymi w różnych miejscach, nożem wbitym w ziemię ponad sylwetką i dwoma połówkami cytryny, pokrojonymi w kształt zamkowych blanków, umieszczonymi po każdej stronie centralnej linii tej sylwetki (pokazana w kolorze niebieskim). Stanąłem na tych połówkach cytryn i zamknąłem oczy, według instrukcji. Wtedy zaczął się rytuał.

okml2

Ciężko jest opowiedzieć szczegółowo co się później działo, ponieważ miałem zamknięte oczy i mówiono do mnie po hiszpańsku, czyli w języku, którego nie rozumiem. Wiem, że zostałem wymazany różnymi substancjami, z których jedna mocno śmierdziała amoniakiem. Później się dowiedziałem, że była to cuchnąca kąpiel – jedna z dwóch kąpieli zwanych 'słodką kąpielą’ i 'cuchnącą kąpielą’. Cuchnąca kąpiel jest aplikowana jako pierwsza, a później następuje słodka kąpiel, która ma przynieść dobre rzeczy.

Wiele powiedziano nade mną, w tym dające się rozpoznać elementy liturgii katolickiej – Ojcze Nasz, święta Mario (najprawdopodobniej zaadresowane do Marii Lionza w tym wypadku) itp. Od czasu do czasu proszono mnie o powtarzanie pełnego imienia i daty moich urodzin. Czasami musiałem się przeżegnać (w czym nie mam zbyt dużo doświadczenia). Jasne było, że intencją rytuału było przedstawienie mnie duchom miejsca, ale reszta przeznaczenia rytuału pozostała mi nie znana (5).

Kiedy ta część została zakończona, pozwolono mi otworzyć oczy i kazano wyjść, przodem i bez oglądania się do tyłu, z sylwetki w której stałem. Usiadłem wtedy przy ołtarzu i medytowałem przez jakiś czas zanim zapaliłem trzy świeczki (6).

Ołtarz Jimmiego
Ołtarz Jimmiego

Być może powinienem wyjaśnić w jaki sposób płaci się za rytuały. Zasada według, której pracuje Jimmi – ale wydaje mi się, że nie każdy tak robi – mówi, że nie wolno mu brać zapłaty za rytuał. Ale wymienia wszystkie przedmioty używane w rytuale: świece, kadzidło, kąpiele, talk, owoce, kwiaty i cokolwiek innego i sprzedaje je po normalnej cenie. W dodatku oczekuje się, choć nie jest to wymagane, że jakiś rodzaj daru (pieniężnego) zostanie dany grupie rytualnej. Ze względu na mój status 'bogatego obcokrajowca’, oczekiwano ode mnie dużego 'daru’ (i tak się składało, że oczekiwano go w dolarach amerykańskich, które mogą być wymienione na czarnym rynku po kursie dwa razy wyższym niż narodowy przelicznik).

Inną rzeczą, którą zrobiłem przy okazji tej pierwszej wizyty, była pierwsza kąpiel w rzece. To też oczywiście samo w sobie jest rytuałem, jako że rzeka to Yara, a Yara to Maria Lionza. Woda w rzece jest niesamowicie odświeżająca i dużo czystsza niż myślałem, widząc ilość ludzi, którzy tam pływają. Pełna jest malutkich rybek i nawet bez swojego 'świętego’ statusu jest wspaniałym miejscem do odwiedzenia, kiedy temperatura dojdzie do trzydziestu kilku stopni i pozostanie taka przez większość roku.

Raz, przy okazji późniejszej wizyty, było mi zimno po rytuale zakończonym późno w nocy, być może dlatego, że wylewano na mnie alkohol, który potem się ulotnił. Bardzo mocno się trzęsłem i Jimmi przekonał mnie bym poszedł nad rzekę i zanurzył się w wodzie. Rzeka była dużo cieplejsza niż nocne powietrze i szubko poczułem się cieplej. W Walii nie mógłbym tak zrobić.

Druga Wizyta

To właśnie podczas drugiej wizyty w Sorte, kilka miesięcy później, zdarzyło się coś, co było dla mnie kluczowym wydarzeniem. Tym razem podczas rytuału leżałem w czymś na kształt joni, udekorowanej masami naturalnych produktów – głównie owoców, ale także ziarnem, alkoholem i innymi rzeczami, których nie rozpoznawałem. Ubrany byłem tylko w krótkie spodenki, które poradzono mi ubrać a potem móc wyrzucić. Kiedy tak leżałem, z zamkniętymi oczami, każdy ze zgromadzonych produktów wcierany był w moją skórę od głowy do stóp. Świece zostały zapalone i przesunięte dookoła mojego ciała, w odległości kilku milimetrów od skóry. Zostałem okadzony dymem tytoniu a w niektórych miejscach dookoła mnie odpalono proszek Vesta (wybuchową mieszankę cukru i azotanu potasu) i oczywiście powiedziano wiele rzeczy, których nie zrozumiałem.

Po jakimś czasie, kiedy myślałem, że wszystko co miało zostać we mnie wtarte, już zostało wtarte, poczułem, że ktoś klęknął obok mnie (ciągle miałem zamknięte oczy). Intuicja i dotyk nogi o nogę podpowiadały mi, że była to kobieta i do tego raczej słabo odziana. Zaczęła wcierać coś w przód moich spodenek. Byłem zdezorientowany – pamiętajcie, że w grupie Jimmiego nie było kobiet – ale daleko mi było do niezadowolenia. W końcu, moja ciekawość wzięła górę i uniosłem trochę powieki. Przy mnie nie było nikogo.

Po rytuale opowiedziałem o tym Alemu, a on wydawał się zaszokowany. Okazało się, że podczas rytuału jeden z pomocników widział piękną, młodą kobietę stojącą u mych stóp i chciał jej zrobić zdjęcie, ale nie udało mu się uruchomić aparatu zanim zniknęła.

Wszyscy się zgodzili, że przyszła do mnie sama Maria, Królowa Nieba. Wydaje mi się że w tym momencie ich zdanie na mój temat się polepszyło. Zawsze, od tego dnia, myślałem o niej jako o mojej osobistej opiekunce i nigdy nie żałowałem tego. Ufam jej i wierzę, a ona zawsze staje na wysokości zadania.

Oprócz terenów, na których odbywają się rytuały, w Quibayo znajduje się też miejsce, w którym na straganach sprzedają jedzenie, przedmioty rytualne, biżuterię, muzykę itp. Panuje tam atmosfera podobna do hipisowskiego festiwalu w lesie. W pewnym momencie podczas tej wizyty myślałem, że powinienem kupić figurkę Marii Lionza by zabrać ją ze sobą do domu. Zapytałem Jimmiego, który stragan jest najlepszy, ale on uparł się bym wziął figurkę z centrum jego ołtarza. Ta figurka stała się teraz centrum mojego własnego ołtarza do Marii Lionza.

Figura Maria Lionza
Figura Maria Lionza

Zmienię teraz sposób narracji ponieważ czytając to, co już napisałem, wydaje mi się, że przedstawiłem wszystko jako słodkość i światło a to nie daje nam całego obrazu.

1.Wierzę, że Jimmi jest bardzo kompetentnym praktykiem magii i dobrym człowiekiem. Mimo to jest także oszustem, który kilka razy próbował wyciągnąć ode mnie pieniądze pod nieprawdziwymi pretekstami. Właściwie próbował mnie szantażować mówiąc, że widział jak nad moim synem wisi ryzyko śmiertelnego wypadku, jeśli nie będę mu płacić za odprawienie rytuałów ochronnych. Innym razem powiedział mi, że był w szpitalu i nie stać go było na opłacenie rachunków szpitalnych. Odkryłem, że nie było to prawdą. Rozumiem, że ja (jak większość Europejczyków i Amerykanów) jestem nieprzyzwoicie bogaty w porównaniu z Wenezuelczykami i w pewnym sensie nie potępiam go, ale taka sytuacja utrudnia rozróżnienie co jest prawdą a co oszustwem, kiedy rozmawiamy.

2. Niektóre aspekty magii z jaką pracują w Sorte są kulturowo problematyczne dla kogoś z mojego obszaru kulturowego. Ofiary zwierzęce nie są rzadkością, a nawet w którymś momencie zostałem poproszony, by zapłacić za złożenie ofiary z dwóch gołębi, dwóch kur, dwóch kogutów, dwóch kóz i świni. Muszę jednak zaznaczyć, że ofiary składają eksperci od uboju w miejscu specjalnie do tego przeznaczonym (nie Jimmi i nie jego pomocnicy) i że mięso ofiarowanych zwierząt jest gotowane i zjadane, więc w pewnym sensie nie jest niczym innym jak jedzenie indyka na Boże Narodzenie. Na tej podstawie pozwoliłem by ofiara się odbyła.

3. Przypadłość medyczna, której użyłem jako wymówki, by wejść w kontakt z Jimmim, wcale nie znikła ani nawet się nie polepszyła. Wiele się nauczyłem i skorzystałem na wiele innych sposobów, ale na tym podstawowym poziomie rytuały nie odniosły sukcesu.

Kiedy miałem problem z czymś, co Jimmi mówił, zawsze przychodziłem z tym problemem do samej Marii Lionza. Czasami daje mi specyficzne odpowiedzi i rady, do których się stosuję, ale w wielu sytuacjach po prostu mówi 'Jesteś bezpieczny w mojej opiece. Rób co uważasz za stosowne’. Do dzisiaj ani mnie, ani mojemu synowi nic się nie stało.

W tej fazie, Jimmi zaczął dawać mi przedmioty potrzebne, bym sam stal się Lioncero. Pierwszą rzeczą jaką mi dał była laska/różdżka, zrobiona z lokalnego twardego drewna nazywanego Bera lub Vera i znanego także jako Maracaibo Lignum Vitae. Jest to bardzo zbite drzewo (w wodzie tonie jak kamień) i bardzo mocne – jednym z jego tradycyjnych przeznaczeń jest lokalna, pełna przemocy walka na kije. Twarz na kiju reprezentuje mieszkającego w nim ducha lub nkisi. Brałem tą laskę na wiele długich spacerów, w czasie których rozmawiam z jej duchem i pokazuję mu Walię. Jimmi powiedział, że nie powinienem nikomu pozwalać dotykać tego kostura, chyba że w mojej obecności i z moim przyzwoleniem i tej rady trzymam się mocno.

okml5

Mniej więcej w tym samym czasie, Jimmi dał mi drewnianą figurkę mojego własnego ducha opiekuńczego, Guaramato. Nie udało mi się dowiedzieć zbyt dużo na temat Guaramato, oprócz tego że był prawdziwą osobą pochodzącą z Konga, mieszkającą na Kubie i zmarłą w latach pięćdziesiątych (7).

Dostałem także maczetę, symbol Oguna i zapewne Zarabandy, ale zrobioną z drzewa Bera zamiast z żelaza i dwie drewniane strzały. Strzały miały być przymocowane do ściany, jedna wskazująca do góry a druga na dół i nie można było dopuścić by kiedykolwiek dotknęły ziemi.
Powiązane są z Chango, strzała wskazująca w dół uziemia negatywność, a strzała wskazującą w górę przyciąga pozytywne energie.

W tym samym mniej więcej czasie kupiłem figurkę Dr Jose Gregorio Hernandeza, który przewodniczy Pałacowi Medycznemu i który znany jest z tego, że był jednym z pierwszych ludzi zabitych przez jadący samochód w Wenezueli. Wypadek miał miejsce w roku 1919, kiedy Jose dostarczał jakiemuś biednemu pacjentowi lekarstw zakupionych za swoje własne pieniądze. Obrazy Jose Gregorio zazwyczaj ukazują go w czarnym garniturze, ale ostatnio pojawiła się tendencja do pokazywania go w białym medycznym fartuchu, co związane jest z próbami przekonania kościoła katolickiego, że Jose Gregorio powinien być kanonizowany (kolor biały jest dobry dla świętych). Już był beatyfikowany, ale ewentualna kanonizacja jest wątpliwa, dopóki Jose połączony jest z kultem Maria Lionza.

Trzecia Wizyta

Podczas trzeciej wizyty zrobiliśmy rytuał na cmentarzu. Zabawa zaczęła się, kiedy w dziewięć osób upchnęliśmy się z tyłu furgonetki policyjnej, należącej do jednego z pomocników – i około 23:30 w pewną sobotnią noc, włamaliśmy się na cmentarz w Chivacoa. Celem tej części rytuału, odprawionej w grobowcu Lino Valle, było pozbycie się blokad, które przeszkadzały mi w wejściu w kontakt z duchami. W czasie rytuału nie czułem zupełnie nic. Nie mniej jednak, kiedy później poproszono mnie bym usiadł na zewnątrz, podczas gdy oni robili inny rytuał bez mojego udziału, zobaczyłem poruszające się na niebie światła i na wietrze usłyszałem głosy przypominające mi to co słyszę i widzę w wieczór Samhain, kiedy siadam pod starożytnym cisem na cmentarzu w Walii. Kiedy w końcu opuściliśmy cmentarz, około trzeciej nad ranem, w wyjściu czekał samochód policyjny, ale policjanci, widząc nas w innym samochodzie policyjnym, szybko stracili zainteresowanie.

Jeśli obraz Lionceros, jaki wam się rysuje, pokazuje ich jako aktorów jednej roli, praktykujących tylko opętanie poprzez pracę transową – to nie jest to obraz prawdziwy. Przynajmniej grupa Jimmiego wykorzystywała całe spektrum magicznych technik łącznie z zaklęciami, ziołolecznictwem, modlitwami, rytualnymi ofiarami i oczywiście pracą transową. To zostało podkreślone przez następny zbiór przedmiotów jaki dostałem od Jimmiego – dar tak olbrzymi pod względem fizycznym, że musiałem znaleźć alternatywne środki przetransportowania go do domu, ponieważ był i za ciężki i za duży, by wziąć go do samolotu.

Pierwszą pozycją na tej liście były magiczne eliksiry. Były ich dwa rodzaje, po trzy buteleczki każdego, robione domowym sposobem i wlane w stare butelki od bezalkoholowych drinków. Pierwszy eliksir był czerwonawo-brązowy i mętny. Był przeznaczony dla mnie, by dać mi siłę. Choć eliksir smakował głównie owocowo, posmak krwi także był w nim wyczuwalny. To był dobry napój kiedy czułem się wykończony. Drugi eliksir był przeznaczony dla mojego syna, u którego w tamtym czasie zdiagnozowano cukrzycę. Nie wiem czy to przypadek czy nie, bo wypił go bardzo mało, ale cukrzyca zaczęła się cofać i mógł przestać brać zastrzyki insuliny, a nawet tabletki. Wystarczyło, że sprawdzał poziom cukru od czasu do czasu by się upewnić, że nadal wszystko jest w porządku. Taki stan utrzymywał się jakiś czas, teraz mój syn bierze tabletki, ale nadal nie potrzebuje zastrzyków insuliny.

Podobne w pewien sposób do eliksirów były kąpiele. Dostałem butelki słodkiej kąpieli i cuchnącej kąpieli z instrukcją, bym użył ich w rytuale z przyjacielem, o którym w czasie naszego pierwszego spotkania, Jimmi mówił, że ciąży nad nim klątwa. Tym przyjacielem, o czym Jimmi nie wiedział, była wiccanka, którą znaliśmy z żoną od czasów sprzed naszej inicjacji ponad 25 lat temu, a która przechodziła ciężki okres w tamtym czasie.

Jimmi dał mi także kilka świec, które wcześniej paliły się na jego ołtarzu, byśmy mogli zbudować powiązanie kiedy wrócę do domu i kilka specjalnych świec, które miałem zachować na specjalny rytuał, o którym jeszcze nic nie wiedziałem. Dodatkowo dostałem oleisty wosk z czerwonej palmy do polerowania drewna i trochę cascarilla (sproszkowanych skorup jajek) do błogosławienia różnych rzeczy.

Pierwszym z dużych przedmiotów była caldera, rytualny kocioł wypełniony patykami i innymi rzeczami, które stanowią kluczowy element praktyki Palo. Kocioł ten znany jest jako caldera espiritual i nie ma takiej mocy jak pełna caldera. Powiedziano mi, że dostanę pełną calderę w odpowiednim czasie, ale że będę musiał samodzielnie dostarczyć ludzkiej czaszki, która stanowi centrum caldery. Jak już bym to zrobił, wtedy musiałbym złożyć w ofierze jedno-rocznego dziewiczego koziołka i skropić kocioł jego krwią by wzniecić w nim moc. Potem kocioł wymagałby żywienia go w ten sposób od czasu do czasu.

okml6

Nie mogę powiedzieć, bym czekał na to z niecierpliwością. Mam dostęp do starej tybetańskiej miski modlitewnej, zrobionej z ludzkiej czaszki, która (jak mi mówiono) może być wykorzystana, ale składanie kóz w ofierze na terenie Walii nie jest czymś łatwym do przeprowadzenia.

Następnie dostałem grupę przedmiotów, które powinny być wyłożone jak na zdjęciu. Dwie drewniane figury, jedna na dużym drewnianym postumencie, druga przed tą pierwszą, z trójkątem drewnianych maczet, dwoma miskami, z których każda zawiera biały kamień (właściwie koral). Figury i maczety zrobione są z drewna Bera i są strasznie ciężkie. Sam postument waży 40 funtów (18 kg).

Niestety przeznaczenie figur zostało bardzo źle przetłumaczone przez Alego i do tej pory nie jestem jego zupełnie pewny. Choć wiem, że reprezentują, na jakimś poziomie, ducha u góry i ducha na dole, to reszta nie jest jasna. Białe kamienie w miskach są tym, co gdzie indziej zostało opisane jako 'kamienie grzmotu’. W wielkiej potrzebie muszą być uderzane o siebie, by zapewnić działanie wielkiej magii. Aczkolwiek, związana z tym jest zapłata: zarówno kamienie ulegną zniszczeniu podczas uderzania, jak i, gdy magia się spełni, trzeba złożyć odpowiednią ofiarę.

No i są jeszcze 'encofrados’.

encofrados
encofrados
Encofrados
Encofrados

Sprawa z nimi wygląda trochę inaczej. Moja niewiedza co do ich funkcji nie wynika z niedostatecznego tłumaczenia lub niezrozumienia. Jimmi po prostu nie chciał mi powiedzieć, czym są i do czego służą. Uparcie powtarzał, że nie mogę ich otwierać i zaglądać do środka. Mosiężne sztylety. Grzechotki. Pióra. Drewniane strzały. Podobno nadejdzie kiedyś dzień, kiedy będę gotowy na odprawienie rytuału, który je otworzy i obudzi do działania. Wtedy będą miały dla mnie wielką wartość, ale będą potrzebowały karmienia. Zapytałem Jimmiego czym muszą być karmione. Odpowiedział 'same ci powiedzą’. Poświęciłem dużo czasu, próbując zbadać czym są, ale nadal nie jestem mądrzejszy niż w dzień kiedy Jimmi mi je ofiarował.

Inną rzeczą, jaką dostałem w tym czasie, był niebieski naszyjnik. Jest wyjątkowy, bo został mi podarowany przez kapłana Jimmiego – miłego człowieka – a nie przez samego Jimmiego. Na każdy większy koralik przypada siedem mniejszych koralików, siedem większych koralików na jeden jeszcze większy koralik i wielki przezroczysty koralik z tyłu szyi oraz bardzo ładny niebiesko – biały koralik na przodzie, po środku. Nawlekane ręcznie przez człowieka, który mi go dał, przez okres siedmiu dni i zadedykowany Yemaya, Bogini Morza i Matce Wszechrzeczy.

Od ludzi, którzy wiedzą dużo więcej o Santerii niż ja, dowiedziałem się, że jest to naszyjnik inicjacyjny, więc jeden z rytuałów, które wtedy przeszedłem musiał być inicjacją. Kilka z nich wyglądało na inicjacje, ale Jimmi nigdy żadnego nie nazwał w ten sposób. Inicjacja w Palo wymaga wydrapania i pozostawienia trwałego znaku na czole inicjowanego. Było to przedmiotem dyskusji w pewnym momencie, ale nigdy nie zostało przeprowadzone. Myślę, że to dlatego, że Jimmi wiedział, że w domu byłem inicjowany w inny system i nie uważał, by drapanie było z nim kompatybilne.

Z powrotem w Walii

Kiedy wszystko to znalazło się u mnie w domu, zbudowałem ołtarz i zacząłem regularnie praktykować. Podstawowa forma tych moich rytuałów niewiele się zmieniła z upływem czasu. Głównymi elementami nadal są:

– Palenie świec. Lionceros robią świetne świece i staram się ich w tym naśladować. Używam 25ciu świec – większość to tea-lighty – które zapalam na każdy rytuał. W tym zestawie są dwie świece, które palą się zawsze. Większości świec pozwalam się wypalić po rytuale, oprócz pary bardzo wyjątkowych świec, z których jedna to ta, którą przywiozłem z Wenezueli i którą gaszę zaraz po rytuale.

– Palenie kadzidła (olibanum, a jeśli czuję się bogatszy to agar), którym kadzę wszystkie figury etc. i cztery strażnice.

– Zwrócenie się do Marii (jako do Królowej Nieba) i do innych, obecnych duchów, mówiąc im czego poszukuję i co ofiarowuję w tym rytuale. Robię to z laską w ręku, rysując najpierw krzyż a potem pentagram (w imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego – niech się tak stanie)

– Zapalenie cygara i wydmuchanie dymu na przedmioty znajdujące się na ołtarzu oraz na cztery strażnice. Nie lubię tego robić gdyż nie palę – ale czasami trzeba się poświęcić (Przyjmij ten dar tytoniu….) – krzyż – pentagram.

– Wyplucie rumu na przedmioty znajdujące się na ołtarzu oraz na cztery strażnice. Znowu – nie przepadam, jako że jestem abstynentem (Przyjmij ten dar rumu…) – krzyż – pentagram.

– Powtórzenie tego, o czym chcę rozmawiać z Marią lub innymi duchami, wysmarowanie się alkoholowym ekstraktem z kwiatów (wyciąg dostałem od Jimmiego) i kładzenie się przed ołtarzem. W czasie ważniejszych rytuałów biorę niektóre świece i układam z nich kształt na środku pokoju w którym potem się kładę. Przerwy pomiędzy świeczkami wypełniam wtedy talkiem ale najczęściej pomijam tą praktykę i po prostu kładę się na podłodze, twarzą do góry, ręce i nogi wyciągnięte, dłonie skierowane do góry.

– Następnym krokiem jest całkowite wyczyszczenie umysłu, pozostawiając go otwartym i nastawionym na odbiór tego, co zostanie mi przekazane. Odkryłem, że najłatwiej jest mi osiągnąć ten stan, kiedy staram się słuchać śpiewu ptaków. Zazwyczaj odprawiam rytuały w nocy, często nie słychać wcale śpiewu ptaków. Jednak zauważyłem, że jeśli słucham długo i uważnie wszystkich tonacji, to w końcu usłyszę coś, co wydaje się być śpiewem ptaków. W tym momencie sztuczka polega na tym, by pozostać dostrojonym do miejsca, z którego pochodzi śpiew, ale nie słuchać tego śpiewu. W tej fazie zaczynam otrzymywać wiadomości.

Przesłania te mogą być bezpośrednimi odpowiedziami na zadane przeze mnie pytania lub obwieszczeniami rzeczy, jakie ten, z kim rozmawiam, chciałby, żebym zrobił, wersami poezji lub inspiracją poezji, którą potem piszę lub po prostu uczuciami pozbawionymi konkretnej ekspresji. Nie chcę spekulować co do absolutnego źródła tych przekazów – wewnętrznego lub zewnętrznego – ale starałem się zawsze żyć według ich przesłania i do tej pory zawsze czerpałem z tego korzyści, nigdy nie cierpiąc z tego powodu.

Odprawiam te rytuały około trzech razy w tygodniu, chyba, że jestem chory i nie wydaje mi się wskazane zabierać moją chorobę przed JEJ oblicze. Jednym z moich problemów jest to, że pokój w którym pracuję jest brudny od dymu i ciężko to wyczyścić. Myślę że dzieje się tak głównie przez to zawsze palą się tam świece, ale kadzidło i dym z cygar też robią swoje.

Wiele z przesłań, jakie otrzymałem, związanych jest ze wzgórzem za moim domem – Constitution Hill w Aberystwyth. Przesłania te zaczęły się wizją wzgórza jako nagiej bogini (którą nazwałem 'Naszą Panią Craiglais’ używając starej nazwy wzgórza). Rezultatem tych przesłań było to, że założyłem ołtarze do Naszej Pani Craiglais w publicznych miejscach na wzgórzu.

Odwiedzam te kapliczki raz lub dwa razy w tygodniu i zapalam świece w latarniach. Zdarzały się przypadki wandalizmu (albo uszkodzenia spowodowane przez owce), ale ogólnie mówiąc kapliczki przetrwały wyjątkowo dobrze. Jasne dla mnie jest, że inni użyli tych ołtarzy – ludzie nawet zaczęli zostawiać na nich monety i, oprócz kilku dzieciaków szukających rozróby, wszyscy podchodzili z szacunkiem do tego co zrobiłem. Dzisiaj, te kapliczki mają już wyczuwalnie święty charakter.

Kiedy pojechałem do Sorte po raz ostatni, zanim skończył się mój kontrakt, wydarzył się jeden naprawdę wyjątkowy rytuał. W ramach rytuału zostałem przeprowadzony koło siedmiu ołtarzy w rytualnych miejscach nie należących do Jimmiego i przy każdym ołtarzu zapaliłem jedną lub więcej świec. Potem zostałem zabrany do Wysokiego Ołtarza, by tam medytować i zapalić specjalną świecę dla Marii Lionzy. Ali, który wcześniej sam się zainteresował kultem też zapalił swoje świece. Kiedy potem o tym rozmawialiśmy powiedział, że nie czuł niczego szczególnego, podczas gdy ja otwarcie płakałem ze wzruszenia przed Wysokim Ołtarzem, czując fale miłości skierowane w moim kierunku. Prawdziwie poruszające doświadczenie.

Podsumowując

Mam nadzieje, że artykuł dał czytelnikowi posmak tego, jak to jest, kiedy czci się Marię Lionza, Królową Nieba. Jak wspomniałem na początku tego artykułu, kult ten ma prawdopodobnie aż dwa miliony wyznawców w Wenezueli i otaczających Wenezuelę krajach. W większości Europy ta religia jest właściwie nie znana. Kilku wyznawców można znaleźć w Hiszpanii i na Wyspach Kanaryjskich (które są używane przez wenezuelską diasporę jako drzwi do Europy)

W Holandii jest jeden sklep – La Negra Tomasa -w którym, kiedy nie ma klientów, zamyka się drzwi i odprawia rytuały Maria Lionza. Max, który prowadzi ten sklep jest Wenezuelczykiem. Kupowałem u niego i wziąłem udział w jednym z tamtejszych rytuałów, kiedy Negro Felipe został przywołany na Maxa. To było bardzo różne od tego co poznałem w Sorte, ale definitywnie dało się rozpoznać to samo pochodzenie. Poza tym, o ile wiem, jestem w Europie tylko ja i jeden lub dwóch przyjaciół, którzy się zainteresowali tym kultem. Ale to się może zmienić.

PRZYPISY

(1) Historycznie, zawsze byłem sceptyczny w obliczu takich twierdzeń uważając, że prawda jest mieszanką autosugestii i przedstawienia. Jednak osiemnaście miesięcy temu próbowałem kilku wyuczonych technik w rytuale z grupą wiccan na zlocie w Europie i rezultaty były zapierające dech. Zarówno ludzie, których znałem od lat i ci których nie spotkałem wcześniej zostali opętani do pewnego stopnia w taki sposób, że jeśli udawali, to ich przedstawienia godne byłyby Oskara. Jedna szkocka wiccanka nie chciała się rozstać z duchem, który do niej przyszedł pod koniec rytuału i rozmawiała z nim przez resztę tygodnia. Musieliśmy na nią bardzo uważać.

(2) To różni się od Wicca, bo Wicca ma Księgę Cieni i źródła pisane przez założycieli religii, które dają fundament, z którego Wicca. może się rozejść w wielu kierunkach.

(3) Na przykład na youtube (szukaj pod Maria Lionza, Sorte i /lub Quibayo jeśli jesteś zainteresowany. Quibayo to wioska leżąca u podnóża Świętej Góry. Najlepsze zdjęcia jakie widziałem, ukazujące to co się dzieje w Sorte, zostały zrobione przez Cristinę Garcia Rodero, zawodową fotografkę, która spędziła tam wiele czasu i która naprawdę wie jak wykorzystać aparat. Sprawdź na przykład tę stronę, this site.)

(4) Jeśli to było czytanie na zimno, to wydaje się nawet bardziej niesamowite, ponieważ nie reagowałem bezpośrednio na to co on mówił. Moja reakcja przychodziła dopiero po przetłumaczeniu jego słów przez taksówkarza Alego.
(5) W następnych dyskusjach z Jimmim stało się jasne, że nie tylko przedstawiał mnie duchom Sorte, przedstawiał mnie także duchom Walii (gdzie mieszkam) i poszukiwał harmonii pomiędzy tymi dwoma grupami duchów tak, bym mógł wzywać duchy Sorte bez problemów ze strony moich własnych duchów z Walii.

(6) Chociaż teren Jimmiego ogrodzony jest płotem, każdy kto tamtędy przechodzi, by dojść do rzeki ma dobry widok na wszystko co się tam dzieje – tak samo sprawa wygląda na innych rytualnych terenach. Miejsce żyje wieloma rytuałami jakie odprawiane są w każdy weekend przez cały rok. W specjalne dni – np. 12ego października i w tygodniu wielkanocnym – zaczyna się tam robić naprawdę dziko, kiedy około dwieście tysięcy ludzi przybywa z pielgrzymką, by wziąć udział w rytuałach chodzenia po ogniu itp.

(7) Według nich, najbardziej pomocnymi duchami nie są duchy ludzi, którzy zmarli nie dawno i ciągle mogą być zdezorientowani, próbując nauczyć się żyć w świecie duchów, ani duchy tych, którzy odeszli bardzo dawno temu i stracili zainteresowanie naszym światem, ale duchy ludzi którzy zmarli kilka dekad temu i którzy nadal są zainteresowani sprawami tego świata, ale byli po drugiej stronie wystarczająco długo by wiedzieć co i jak.

Allan Marsden