Lammas: Krew w zbożu

Jest 24 lipca. Wielkimi krokami zbliża się Noc Lammasowa. Zboże, niczym Złoty Król, stoi jeszcze dumne na polach. U szczytu swej dojrzałości, błyszczy w słońcu wewnętrzną siłą i światłem. Wkrótce jednak zostanie ścięte. Odda swe życie, byśmy my mogli przeżyć zimę, a w przyszłym roku zasiać nowe ziarno. Wraz z nim życie za nas odda ktoś jeszcze. Nadchodzi noc ofiary, noc krwi, która nakarmi ziemię. To noc, która należy do boga ziarna, wegetacji i słońca – do Ofiarnego Króla.

Mit Koła Roku opowiada o Bogu, który rodzi się w Yule, jako małe dziecko w Imbolc wychodzi z ukrycia, by przynieść słońce i ciepło światu, jako młody chłopak zakochuje się w Bogini w Równonoc Wiosenną i zasiewa w niej swoje nasienie, dając tym samym życie swojemu synowi – kolejnemu wcieleniu samego siebie. Na Beltane Bóg poślubia Boginię a w Przesielnie Letnie zostaje nie tylko mężem królowej, ale sam w sobie Królem Ziemi. Bierze wtedy na siebie odpowiedzialność za ziemię i wszystkie jej stworzenia, za nasz dobrobyt i nasze przetrwanie. Zaś w Lammas, gdy jest u szczytu swoich sił – przychodzi mu zapłacić najwyższą cenę, cenę swojego życia by zapewnić nam przetrwanie i by jego syn mógł się narodzić.

Lammasowy chleb

Esencja Boga wegetacji przenika cała przyrodę. Jego duch i energia zaklęte są we wszystkich roślinach, poprzez nie, jako byt immanentny, karmi nas swoją energią. Gdy na rytuałach spożywamy chleb lub ciasto pieczone ze zboża – wiemy, że jego esencja jest obecna w darach jakimi się dzielimy. Nie potrzeba transmutacji byśmy czuli, że oto spożywamy coś, co kiedyś było jego ciałem. Nie ma żadnej części nas, która nie pochodzi od Bogów. Momentem, w którym najbardziej odczuwamy ofiarę, jaką ponosi Bóg, byśmy mogli przeżyć – jest właśnie Lammas.

Natura ofiary

O tej porze roku warto zastanowić się nad zjawiskiem i ideą składania ofiary i samoofiary. Potrzeba złożenia ofiary może wynikać z wielu powodów:  z pragnienia ułagodzenia i przebłagania Bogów w sytuacji, gdy chcemy o coś prosić, za coś przeprosić, błagać o wybaczenie, o pomoc, o wsparcie, o spełnienie życzeń. Ofiara to swoista wymiana energii: ofiara w zamian za pomoc – ma zapewnić sukces w osiągnięciu celu. Rodzaj ludzki charakteryzuje postawa „jak trwoga – to do Boga„, więc ofiary składane są najczęściej w trudnych czasach, gdy coś nam zagraża, gdy jesteśmy w potrzebie, gdy chcemy upewnić się, że wszytko będzie dobrze.

Ofiara Aztecka Codex Magliabechiano

Od krew w żyłach mrożących rytuałów Azteków, przez masowe zabijanie bydła w Azji, aż po wota składane w polskich kościołach i śmierć Jezusa na krzyżu – ofiary składano we wszystkich kulturach i we wszystkich okresach historycznych a ‘ofiarami’ padały zarówno przedmioty martwe jak i rośliny, mleko, alkohol, zwierzęta, ludzie i bogowie. By ofiara zadziałała, musi być złożona z czegoś, co ma wysoką wartość dla osoby składającej i najlepiej, żeby złożona była dobrowolnie, co w przypadku ofiar ze zwierząt i ludzi staje się mocno kontrowersyjne. Nie mniej jednak nie ma się co oszukiwać, wśród rzeczy uważanych za najcenniejsze na przestrzeni wieków były krew i życie – a więc zwierzęta i ludzie.

Dla współczesnych ludzi z naszej kultury składanie tego typu ofiar łączy się mocno z kwestiami etycznymi. Ponieważ trudno powiedzieć, że zwierzęta chcą oddawać swoje życie w ofierze, akty takiego poświecenia nie są widziane jako moralne. Z wiadomych powodów, kwestia składania ofiar z ludzi widziana jest w jeszcze gorszym świetle. Dzisiaj stawiamy mocny nacisk na dobrowolność ofiary, a że nikt tak na prawdę nie chce umierać, szukamy innych rozwiązań. Tak jak złożenie ofiary z człowieka i zwierzęcia widziane jest jako nieetyczne, tak samoofiarowanie, związane jest z altruizmem, wysokim idealizmem i samorealizacją najwyższego stopnia i jako takie, widziane jest jako ukoronowanie formuły etycznej.

Ofiarna koza – Luwr

Mądrość uczy nas, że najłatwiej jest odnaleźć samego siebie poprzez służbę dla innych, a ta służba dla innych to forma samofiary – może zajść bardzo daleko, łącznie z oddaniem życia za idee albo za innych ludzi. Ale oczywiście nie trzeba umierać, by dokonać samoofairy – czasami życie i działanie na rzecz jakiejś idei wymagają od nas więcej poświęcenia niż śmierć. Jak pisał George Herbert Palmer w „Naturze Dobroci”:

Samoofiarowanie to poświęcenie, które jak nic innego, wydobywa z całej ludzkości unikalną reakcję pełną szacunku i czci. Inteligencja, umiejętności, piękno, nauka – podziwiamy je wszystkie; ale gdy widzimy akt samoofiary, jakkolwiek mały, ogarnia nas stan uniesienia i pochylamy głowy, bojąc się, że moglibyśmy nie być zdolni do niczego tak wspaniałego. W ten sposób uznajemy samoofiarę za kulminację moralnego życia. Ten, kto to rozumie, zrozumiał wszelką sprawiedliwość: ludzką i boską.

Ofiarny Król i Bóg

Taką właśnie ofiarę: dobrowolną i cenną bo ze swojej krwi i życia ponosi nasz Król. Koncept Ofiarnego Króla, który umiera dla naszego dobra jest bardzo, bardzo stary. Tak stary jak koncepcja świętego królestwa. Leży w psychice ludzi od zarania dziejów i przewija się w wielu kulturach: zarówno tych odległych w czasie, jak i niektórych współczesnych religiach. Można go znaleźć w czasach starożytnych, gdy religia była całkowicie związana ze wszystkimi aspektami życia ludzkiego a władze polityczne i religijne były tożsame, więc każde królestwo zawsze miało charakter sakralny, aż po dzisiejszy dzień, kiedy echa tego zjawiska znaleźć można we współczesnej polityce niektórych, mniej demokratycznych krajów, a także w literaturze bardzo współczesnej. To koncept, który zdaje się nie… umierać.

Bóg Horus ofiarowuje boskie regalia Faraonowi

Królestwo, król i boskość zawsze były blisko ze sobą związane. O ile w Wicca to Bóg staje się Królem, o tyle pod względem historycznym częściej mówimy o władcach, którzy stawali się bogami (np. egipscy faraonowie, Aleksander Macedoński) albo przynajmniej byli blisko związani z bogami poprzez święte namaszczenie. Święte królestwo to polityczna i religijna koncepcji, według której po namaszczeniu król stawał się namiestnikiem boga, pośrednikiem, manifestacją boga, jego reprezentantem na ziemi, synem boga a nawet inkarnacją. Aby umocnić swoje prawo do tronu, rody królewskie często utrzymywały że pochodzą od bogów.

Zjawisko świętego królestwa opisywane było już w starożytności przez różnych podróżników i naukowców, między inymi przez Arystotelesa w IV wieku p. n. e. , przez Strabo i Diodorusa. Ale najwięcej wiedzy zawdzięczamy badaniom antropologa Sir Jamesa Frazera, autora słynnej w pogańskich kręgach „Złotej gałęzi”. Z książki tej dowiadujemy się, że by zrozumieć święte królowanie w starożytności musimy zrozumieć, że władza należała całkowicie tylko do jednej osoby, była niepodzielna i mogła być sprawowana tylko przez kogoś, kto posiadał do tego niezbędną siłę fizyczną, mądrość duchową i/lub magiczną, nadprzyrodzoną moc – jednym słowem przez kogoś, kto faktycznie był unikalny i posiadał przymioty stawiające go ponad innymi. Jego władza nad ludźmi i przedmiotami była niekwestionowalna.

Cesarz japoński jako Boski Król pochodzący od Bogini słońca Amaterasu

Ponieważ król symbolizował królestwo, jego własna siła witalna stanowiła o witalnej sile królestwa. Kiedy nadprzyrodzona moc króla była identyfikowana z jego własną siłą fizyczną i energią życiową, wtedy król nie mógł mieć żadnych fizycznych wad. Jeśli to siła witalna i zdrowie króla zapewniało dobrobyt królestwu, wtedy wraz ze zmniejszaniem się jego fizycznych mocy poprzez choroby lub starzenie się, słabło całe królestwo. Taki król nie mógł przynosić błogosławieństw swoim ludziom, nie mógł leczyć chorób czy dbać o boski porządek na świecie. Gdy jego moc utrzymywania i zabezpieczania powszechnego dobrobytu i jego zdolności do rządzenia słabną czas zmienić króla. Nowy silny król to zapewnienie szczęścia, pokoju i sprawiedliwości dla całego królestwa.

Zatem kiedy król zaczyna się starzeć, gdy na jego skroni pojawia się pierwszy siwy włos lub gdy choroba zaczyna trawić jego ciało, przychodzi czas, by złożyć go w ofierze. Według podań każdy król wiedział jaki los go czeka i że kiedyś przyjdzie ten moment, gdy trzeba będzie stawić czoła najtrudniejszej z decyzji. Zamiast czekać, aż jego moc zupełnie zaniknie, poprzez złożenie samoofiary w sile wieku i u szczytu swej potęgi stary król, w momencie swojej śmierci przekazywał to, co mu jeszcze zostało nowemu królowi. Aby zachować wzrost i zwiększyć płodność ziemi, trzeba było nakarmić ziemię królewską krwią, która musiała spaść na ziemię i/lub wymieszać się z nowym ziarnem w czasie aktu rytualnego zabójstwa.

Symbol Króla Słońce, Ludwika XIV.

Koncepcja wykorzystywana w Wicca opiera się na najstarszym modelu królowania, pochodzącym z czasów starożytnych. Wraz z ewolucją społecznego porządku królewskie funkcje: kapłana, szamana, opiekuna i przewodnika swojego ludu, sędziego czy wojownika, zostały przekazane innym dygnitarzom, ale idea pozostała w psychice ludzkiej. Przeniesienie ofiary króla na ofiarę boga gdy bóg i król stają się jednym nie powinno sprawiać kłopotów nikomu, szczególnie w naszej kulturze  która opiera się na chrześcijańskiej koncepcji Boga, który poświęcił się i umarł za nasze grzechy i by zapewnić nam „dobrobyt” w Królestwie Wiecznym. Ale Jezus nie jest pierwszym Bogiem, który dobrowolnie przechodzi samoofiarowanie dla dobra ludzi. W Wicca to nie człowiek, nie ziemski król, ale Bóg Słońca i wegetacji dokonuje tego poświęcenia.

Operacja Stożek Mocy

W Anglii koncept Ofiarnego Króla nadal jest żywy, i to nie tylko wśród pogan. Dzisiaj, gdy na świecie nie dzieje się za dobrze, konflikty i kryzysy coraz częściej powodują, że nasze myśli obracają się ku historycznej, a wręcz legendarnej operacji pod nazwą: Stożek Mocy (Cone of Power) i różnym sposobom ochrony przed złem, które zdaje się zwyciężać. Gdy patrzymy na gotowe na ścięcie łany zboża, cofnijmy się myślami w czasie…

Stożek Mocy

Jest noc Lammasowa 1940 roku – stoimy na wybrzeżu Anglii i z wysokich klifów spoglądamy w morze. Od ewakuacji ponad 300 tysięcy brytyjskich żołnierzy z Dunkierki minęło kilka tygodni, w powietrzu rozgrywa się Bitwa o Anglię, a Hitler przygotowuje się do ostatecznej inwazji na wyspy. Miasta i wsie na wybrzeżu budują barykady, bunkry i schrony, organizują ochronę, a czarownice z kowenu New Forest i innych ścieżek oraz okultyści różnych tradycji postanawiają magicznie przeszkodzić Hitlerowi. Ich zadaniem jest, między innymi, magicznie wpłynąć na umysł Hitlera i przekonać go, żeby zrezygnował ze swoich planów.

Na rytuały wybrano noc Lammasową nie tylko dlatego, że trzeba było przeprowadzić całą operacje przed inwazją, ale także ze względu na znaczenie tej nocy i jej ofiarny charakter.  Ostatnią żyjącą wiccanką, która mogła opowiedzieć o rytuale była Doreen Valinete, potwierdziła ona, że faktycznie to, co zostało opisane przez Gardnera w książce „Witchcraft Today„, miało miejsce w New Forest. W rytuale wspomnianym przez Gardnera prawdopodobnie wzięło udział 17 osób, kilka starszych osób podobno zmarło niedługo potem w wyniku zapalenia płuc i innych chorób. Oczywiście nie ma żadnych dokumentów na potwierdzenie tej historii, ale wśród wiccan nie ma wielu osób, które by wątpiły, jako że potwierdzona była przez ludzi, którzy cieszyli się dużym zaufaniem i szacunkiem. Czy magia zadziałała, czy raczej w grę weszło wiele elementów – prawdą jest, że mimo iż niemiecka armia i marynarka wojenna były gotowe i tylko czekały na rozkaz do inwazji wysp, Hitler zrezygnował i wycofał się z tego projektu.

Okładka książki „Noc Lammasowa”

Gerald Gardner pisał, że to nie była pierwsza operacja tego typu. Przekazywana w kręgach okultystycznych opowieść wskazuje, że tego typu operacje przeprowadzone były przynajmniej dwa razy w historii Anglii. Według legendy Francis Drake miał zebrać czarownice i magicznie przywołać sztorm, który rozbił Hiszpańśką Armadę i ochronił Anglię przed inwazją w 1588 roku, zaś potem, w roku 1805 podobne działania miały miejsce kiedy Napoleon planował najechać na wyspy. W czasie II Wojny Światowej (według niektórych osób) podobne rytuały robił Aleisteir Crowley i inni magowie. Niektóre z tych działań miały nawet mieć błogosławieństwo brytyjskiego rządu. Oczywiście nie ma na to potwierdzenia w żadnych dokumentach, więc pozostają nam jedynie legendy i prywatne, najczęściej ustne podania.

I to w nich właśnie pojawia się często postać Ofiarnego Króla. Dobrowolnej ofiary życia złożonej przez albo członka rodziny królewskiej albo wysokiego urzędnika w zastępstwie za członka rodziny królewskiej. Opowieści takie zostały zebrane w całkiem zgrabnie napisaną powieść pt. „Noc Lammasowa” autorstwa Katherine Kurtz. Fabuła książki skupia się na kręgu czarownic pracujących, by powstrzymać Hitlera w ramach większej okultystycznej akcji. Jeden z członków kowenu doświadcza przy tym wspomnień z poprzednich żyć, które wskazują, jak mocno na przestrzeni wieków związany był z rodziną królewską i tradycją Ofiarnego Króla – z cyklami śmierci i odrodzenia. Oczywiście książka jest fikcją i wiele postaci jest całkowicie zmyślonych ale wiadomo, że autorka opierała się na listach Dion Fortune z czasu wojny i opowieściach wiccańskich. Och – i przywołuje legendy, z których wynika, że tajemnicze zdarzenia związane ze śmiercią króla Williama Rufusa, wskazują, że złożył on życie w obronie kraju w czasie Lammas (2-go sierpnia 1100 roku).

Nasze Lammas

Wracamy w tu i teraz. Lato nie trwa wiecznie. Jeszcze jest gorąco, jeszcze wydaje się, że wakacje w pełni, a jednak nieubłaganie zbliżamy się do ciemnej połowy roku i wkraczamy w ciemność. Oto zboże, które dumnie stoi na polach ma być ścięte, niczym Ofiarny Król. Podobnie jak on – niedługo słońce starci swą siłę a pola wkrótce stracą swój złocisty blask. Za kilka dni falujące łany zboża ustąpią miejsca rżysku a potem zaoranej ziemi. Znikną moje ukochane maki i chabry.

Pola pozostaną puste i smutne. Niby w żałobie po swoim Królu i Bogu. Rozpoczną się  przygotowania do zimy, pierwsze zbiory. Gdy zobaczymy kombajny na polach pomyślmy więc o Bogu i Królu, który oddaje za nas swoje życie, byśmy mogli wyżywić siebie i swoje rodziny. Zastanówmy się czy i jaką ofiarę my jesteśmy gotowi złożyć.  Co możemy zrobić w służbie dla Ziemi i dla innych ludzi. Pamiętajmy, że wicca to w dużej mierze poznawanie siebie a jak powiedział M. Ghandi: „Najlepszą drogą do odnalezienia samego siebie jest zagubienie się w służeniu innym”.

Pamiętajmy, że wiccańskie Koło Roku to nie tylko „odgrywanie” kosmicznego rytmu życia i śmierci zachodzących w przyrodzie, ale także nasza wewnętrzna podróż, spiralny rozwój,  który, mimo że opiera się na powtórkach cyklów, to jednak za każdym razem prowadzi nas coraz dalej i dalej. Co roku przeżywamy każde święto trochę inaczej, co roku coraz bardziej zdając sobie sprawę, jak wielki dar daje nam Bóg, gdy umiera dla nas.

My też mamy swojego wewnętrznego Boga – tego, który bierze odpowiedzialność za siebie, swoich bliskich, za innych ludzi i za cały świat i czujemy, jak bardzo on nie chce umierać, jak nie chce rezygnować z pięknego życia, z miłości jaka go łączy z Boginią i naturą, z zobaczenia swojego nowo narodzonego syna za kilka miesięcy, ale równocześnie czujemy, że on wie, że jeśli pójdzie za głosem egoistycznych pobudek i nie spełni swojego obowiązku – wszyscy o których dba, łącznie z jego własną rodziną będą cierpieć. Ile możemy się od niego nauczyć.

Australijski pomnik pamięci ofiar wojny

Maki – krew – kiedy je widzę zawsze myślę o tym, że za jakiś czas zamiast ich czerwieni wśród zboża, na ziemię spadnie czerwień krwi. Jak tysiącom innych ludzi, maki przypominają mi o ofierze, jaką ponieśli ci wszyscy, którzy walczyli o lepszy świat i dobrowolnie oddali swoje życie byśmy my mogli być wolni. Maki są dla mnie najpiękniejszym symbolem samoofiarowania. Gdy je widzę, słyszę słowa Martina Luthera Kinga „Każdy człowiek musi dokonać wyboru – czy kroczyć w twórczym świetle altruizmu czy w ciemności destrukcyjnej samolubności”. I zdaję sobie sprawę, że czasami trzeba dobrowolnie wybrać i wkroczyć w ciemność, by móc przynieść światło. I jak zwykle w Lammas zadaję sobie to samo pytanie – co ja mogę ofiarować?

Agni

Sheila