Skoro czarownictwo jest rzemiosłem (poza tym, że dla wielu z nas jest też religią), to czym w zasadzie jest „rzemiosło”? I jak często musimy się parać tym rzemiosłem, by być prawdziwymi czarownicami?
Wiele ludzi – czarownic i nie tylko – od razu myśli o zaklęciach. Czarownice rzucają zaklęcia! Oczywiście że rzucają, myślimy. Ale czym dokładnie są zaklęcia? Ile zaklęć musisz rzucić, nim się przekonasz, że jesteś czarownicą? Jeśli ktoś korzysta z jednej z tych uroczych książeczek z zaklęciami typu „zmień faceta w ropuchę” i raz czegoś spróbuje, albo zapisuje życzenie na listku laurowym i go spala, bo widział takiego mema na Instagramie, albo zdmuchuje świeczki na torcie urodzinowym z myślą o swoim marzeniu – to czy praktykuje czarownictwo? Czy takie zaklęcia mogą zadziałać? Jaki odsetek nieudanych prób trzeba mieć, nim sobie odpuścisz i przyznasz, że nie jesteś wiedźmą? Co, jeśli nigdy się nie poddasz i będziesz zawalać zaklęcia przez całe życie? Czy to jest czarownictwo?
… a pytań tylko przybywa.
To staje się trochę niedorzeczne, tak naprawdę, kiedy się to spisze. Ale myślę czasem o takich rzeczach i często najwięcej tego typu pytań zadają osoby zainteresowane czarownictwem.
Christopher Penczak i wielu innych autorów i myślicieli, dla których był inspiracją, uczą, że zaklęcia mają trzy najważniejsze składniki: intencję, Wolę i energię. To dobrze pasuje do nauk, jakie sama otrzymałam, ale podoba mi się, jak on to podkreślił.
Twoja intencja to dokładnie to, co to słowo mówi: to jest twój ostateczny cel, to, czego poszukujesz, twoje pragnienie. Im konkretniej ją określimy, tym trudniej będzie ją ściągnąć. Z drugiej strony, im konkretniejsza będzie intencja, tym łatwiej będzie można określić, jakie inne strategie wdrożyć, by osiągnąć cel (na przykład: nie rób zaklęcia na pieniądze, jeśli tak naprawdę potrzebujesz domu; zamiast tego rzuć zaklęcie na dom sam w sobie, aby mieć dostęp do wszystkich tych dróg, które mogą cię do tego domu doprowadzić).
Wola – przez wielkie W – nie jest tylko tym, czego chcesz; to twój cel wyższy, twoja racja bytu, twoje przeznaczenie, czy jakkolwiek chcesz to nazwać. Różne rzeczy związane z twoją Prawdziwą Wolą będą łatwiejsze do osiągnięcia niż te będące przeciwko twojej Prawdziwej Woli. Oczywiście nic ci po tej wskazówce, jeśli nie wierzysz, że mamy Wolę (chociaż w większości tradycji zachodnich systemów magicznych tak właśnie jest). Nie powinno to też oznaczać, że musisz wiedzieć, jaka jest twoja Prawdziwa Wola. Mnie się czasami wydaje, że wiem, ale często okazuje się że nie. Jest to fundamentalne pytanie zachodnich misterów, więc jeśli myślimy, że znamy odpowiedź, to prawdopodobnie znak, że jej nie znamy. Czasem zastanawiam się również, czy Prawdziwa Wola może się zmieniać. Nie mam pojęcia – dajcie znać, jeśli wiecie!
I w końcu: energia, oczywiście (choć może to nieoczywiste), to łup, to wziuu, moc, którą wkładamy w to, co chcemy osiągnąć. To te elementy, które zwykle „praktykujemy”, kiedy działamy magicznie: jak wykryć energię, pokierować nią lub w inny sposób na nią wpływać (zwykle chodzi o naszą własną energię oraz tę obecną w naturalnym świecie).
Wszystko to musi być obecne, by zaklęcie było najbardziej efektywne, a może by w ogóle było zaklęciem. Nie sądzę, że większość z nas rzuca zaklęcie, kiedy zdmuchuje świeczki na urodzinowym torcie. Ale niektórzy z nas na pewno tak.
Ale pytanie pozostaje: ile musimy rzucić zaklęć, by być czarownicami?
Tutaj trochę się nie zgadzam z ludźmi, którzy mówią że czarownictwo to tylko praktykowanie jakiegoś rodzaju magii (zaklęć lub innych). Jestem tutaj trochę bardziej tajemnicza. Nie sądzę, że chodzi o to, czy się rzuca zaklęcia, bądź ile się ich rzuca. Myślę, że istnieje jakiś rodzaj wewnętrznej esencji bycia czarownicą. Myślę, że wybieramy odzianie się tą mocą i nosimy ją wszędzie z nami, bez względu na to, co z nią robimy. Widziałam też ludzi, którzy ją odstawiają, choć wielu uważa, że to niemożliwe. Niektóre osoby sądzą, że trzeba się z tym urodzić, ale moim zdaniem nie. Wydaje mi się, że ludzie muszą sami się określić w jedną lub drugą stronę.
W zasadzie nie rzucam wielu zaklęć. Czczę moich bogów i praktykuję magię rytualną – co w mojej tradycji jest aktem czarownictwa – ale potrzeba rzucenia zaklęcia pojawia się i znika.
Przechodzę przez fazy pewnych potrzeb: potrzeba pracy, potrzeba nowego miejsca do wynajęcia, potrzeba rozjaśnienia sytuacji, potrzeba trzymania kogoś z daleka, potrzeba bycia zrozumianą, potrzeba podpisania tego kontraktu, potrzeba sprowadzenia do domu zaginionego zwierzaka. Ale w innych przypadkach rzeczy idą gładko. Kiedy wszystko jest w porządku, jestem mniej skłonna, by rzucać zaklęcia, a kiedy już się na nie decyduję, wydają się trochę mniej efektywne (być może dlatego, że nie mają w sobie dość intensywnej energii potrzeb). Moim zdaniem to całkiem normalne.
Zauważyłam też, że dużo bardziej efektywne jest pomóc komuś rzucić zaklęcie niż robić to za niego, właśnie z tego powodu. Nawet jeśli się o kogoś troszczę, prawdopodobnie jestem mniej zaangażowana w dobry wynik niż sam zainteresowany,
Czy nie jestem czarownicą w tych okresach, kiedy nie rzucam zaklęć? Nie, wydaje mi się, że zupełnie nie o to chodzi.
Oczywiście, jest wiele innych „rzemiosł”, które mogą być częściami czarownictwa, ale wydaje mi się, że wszystko to sprowadza się znów do intencji – tej mocy, którą wznosimy, perspektywy, którą mamy, poruszając się w świecie. Tworzę właśnie ogród i dużo czytam o botanice, ogrodnictwie i ziołolecznictwie. Czuję, jakby to była dla mnie część czarownictwa – z pewnością napędza to moją osobistą praktykę. Ale te rzeczy nie są same w sobie czarownictwem. Dosłownie wyciągam moje podręczniki do botaniki i notatki z czasów koledżu (bo jestem nerdem i przechowuję takie rzeczy) i czytam je. Ci autorzy, inny studenci, moi profesorowie… nieczarownice… Żadne z nich, nie jest nawet blisko ludzi z forum zielarskiego, na którym przesiadywałam. To nie zioła czynią czarownicę (tu na Południu praktycznie każda babcia hoduje naparstnicę, ma sekretne lekarstwo na przeziębienie i wierzy, że myślenie o czymś bardzo mocno sprawi, że to coś się wydarzy). Ale kiedy ja się tym zajmuję, to jest to czarownictwo.
Więc tak, czarownictwo to coś, co się robi. Ale to również perspektywa, jak sądzę – pozycja w relacji do mocy (jak jej używamy i jak na nią reagujemy, a nie czy mamy ją cały czas bądź nie mamy). Ogrodnictwo staje się czarownictwem. Pisanie staje się czarownictem. Sztuki walki stają się czarownictem.
A czasami rzucam zaklęcia.