Wicca Tradycyjne. Religia i Kult Wicca w Polsce - Wiccański Krąg
Poznaj wierzenia, rytuały oraz zasady kultu Wicca Tradycyjne ⛤ Strona prowadzona przez polskich, inicjowanych wiccan dla osób zainteresowanych tą ścieżką ➤ Odwiedź naszą stronę!
  • Facebook
  • Strona główna
  • O Nas
  • Kociołek Inspiracji
    • Czym jest Wicca
    • Czym Wicca nie jest
    • Kowen i Tradycje
    • Koło Roku
    • Rytuał
    • Bogowie
    • Wiccanin, czyli kto
    • Księga Cieni
    • Inicjacja
    • Historia Wicca
    • Jak znaleźć kowen – druga opinia
  • Biblioteczka
    • Wicca
    • Duchowość
    • Magia
    • Bogowie
    • Koło roku
    • Wywiady
    • Biografie
    • Recenzje i o autorach
  • Zloty
  • Forum
  • Kontakt
big maxresdefault
4 kwiecień 2020

Jedność i Pełnia Istnienia

Uwaga – będzie trochę mistycznie, ale…

Najpierw socjologiczna prasówka

Dziwne nastały czasy. Zapewne większość z nas uważnie śledzi doniesienia z kraju i z reszty świata: te naukowe na temat biologii wirusa, te, które informują o statystykach lub o ekonomicznych i politycznych zmianach oraz rozwiązaniach związanych z epidemią. Wśród nich jednak pojawiają się też artykuły snujące domniemania na temat przyszłości świata po epidemii, na temat tego, czego nas ta epidemia uczy, jak możemy dzięki niej ulepszyć świat… albo pogorszyć go, jeśli zaprzepaścimy okazję. Mowa o zmianie ekonomii, większej trosce o środowisko naturalne, ale przede wszystkim o potrzebie zmiany naszego światopoglądu na funkcjonowanie społeczeństwa. I tutaj dzieje się cud – coraz częściej słychać głosy mówiące o jedności i wołanie o solidarność społeczną.

Nie da się ukryć, że w naszej zachodniej kulturze od dawna „każdy sobie rzepkę skrobie”. Zarówno kulturowo, jak i ekonomicznie i politycznie, jesteśmy społeczeństwem kładącym wielki nacisk na indywidualizm. W czasach neoliberalizmu ten stan rzeczy jeszcze się pogłębił, postawiliśmy indywidualizm na wysokim piedestale i czcimy go niczym świętego. Każdy myśli tylko o sobie, swoich zachciankach i interesach. Jesteśmy zadowoleni z siebie, czujemy się jako tako zabezpieczeni w życiu i odwracamy oczy od tych, którym się powodzi gorzej. Jako społeczeństwo wyzbywamy się empatii i nie dbamy o innych we własnym kraju, nie mówiąc już o tym, że mało kogo interesuje los ludzi z innych społeczeństw, którzy znaleźli się w potrzebie, co jasno pokazał nam kryzys z uchodźcami. Jasne, potrafimy wyrazić swoje indywidualne oburzenie, gdy widzimy polityczne przekręty lub niesprawiedliwości społeczne, ale kolektywnie nie robimy nic, żeby temu przeciwdziałać. Wybieramy własną wygodę.

I wtedy przychodzi pandemia, ogarnia cały świat, w ciągu paru tygodni wywraca nasze życie do góry nogami i każe przewartościować to i owo. Do tej pory fizyczna bliskość między ludźmi była normalnym stanem rzeczy. Rozmowy przyjaciół, bliskie pogaduchy oko w oko, ścisk przy stolikach w pubach, ścisk na parkiecie w klubach, ścisk w środkach publicznego transportu. Nie dało się uniknąć fizycznej bliskości między ludźmi, ale jakże wielu z nas czuło się osamotnionym w tłumie. Dzięki internetowi i platformom mediów społecznościowych możemy być w stałym kontakcie z milionami ludzi znanych i nieznanych sobie ale, iluż z nas miało wrażenie, że internet zamiast nas jednoczyć i zbliżać, oddala nas od siebie i dzieli, a nawet czasami powoduje, że czujemy się bardziej anonimowi i wyalienowani. Jakże często sieć, która łączy nas wszystkich globalnie, staje się narzędziem pogłębiania naszego indywidualizmu.

I teraz, gdy wszyscy musimy dbać o zachowanie należytej odległości od innych ludzi, gdy jesteśmy fizycznie odizolowani nawet od ludzi nam bliskich, nagle większy nacisk kładzie się na solidarność i kolektywizm. Ci, którzy bagatelizują niebezpieczeństwo i łamią wytyczne kwarantanny, gdyż uważają, że nic im się nie stanie, są potępiani jako egoistyczni ‘kowidioci’ (covidiots). Ci którzy nie dbali o los innych, bo im dobrze się powodziło, nagle zaczynają się bać o swój los i zaczynają rozumieć, że pomoc społeczna jest ważna. Powoli wszyscy zaczynają zdawać sobie sprawę, że nasze zdrowie i dobrobyt zależą od zachowania  innych ludzi, od ich zdrowia, że wszyscy musimy dbać o wszystkich, jeśli chcemy pokonać pandemię i przetrwać kryzys ekonomiczny. I dzieje się to nie tylko na poziomie sąsiedzkim, czy jednego miasta, ale słychać głosy, że musi to być wysiłek globalny, że krajom biednym, objętym klęskami żywiołowymi i wojnami trzeba pomóc bez względu na koszty i polityczne uprzedzenia, gdyż nie uda nam się pokonać wirusa u nas, jeśli będzie się rozwijał gdzie indziej i co chwilę mógł do nas wracać.

Oczywiście wynika to nadal z egoistycznych pobudek, chęci zapewnienia sobie bezpieczeństwa, ale faktem jest, że nagle dociera do ludzi, że wszyscy jesteśmy ze sobą mocno związani, że zamieszkujemy tę samą sieć wzajemnych zależności, tę samą, jedną planetę, że wszystko, co robimy, ma wpływ na innych, a to, co robią inni, ma wpływ na nas – że nasza przyszłość jest wspólną przyszłością, że świat jest nie tylko jeden, ale że jest też jednością. A skoro świat jest jednością, to czyż my nie jesteśmy częścią tej jedności? To coś, o czym szeroko pojęta duchowość i okultyzm uczą od dawna.

Jedność i Pełnia

Człowiek jest częścią całości nazywanej przez nas wszechświatem, częścią ograniczoną w czasie i przestrzeni. Doświadczamy siebie, naszych myśli i uczuć jako czegoś odrębnego od reszty. Rodzaj optycznego złudzenia świadomości. To złudzenie jest dla nas rodzajem więzienia, które ogranicza nas do naszych osobistych pragnień i przywiązania do kilku bliskich nam osób. Naszym zadaniem musi być uwolnienie się z więzienia poprzez poszerzenie kręgu współczucia, którym musimy objąć wszystkie żywe stworzenia i całą przyrodę w jej pięknie. Prawdziwa wartość istoty ludzkiej zależy przede wszystkim od miary i sensu, w jakim uzyskała wyzwolenie od siebie samej. Jeśli ludzkość ma przetrwać, potrzebny jest zupełnie nowy sposób myślenia.

Albert Einstein

Świat naszej codziennej świadomości jest światem ego. To ego mówi nam, kim jesteśmy. To ego dba o naszą odrębność i indywidualność. To ego pozwala nam mieć własne indywidualne myśli, doświadczenia, emocje, poglądy i opinie. Dzięki niemu możemy kształtować się jako jednostki. Jest niezbędne do indywidualnego istnienia, ale wiadomo też, że niekontrolowane, może napytać nam biedy. Ponieważ ego stanowi o naszej odrębności, przez nie możemy stać się egoistami, małostkowymi ludźmi, którzy nie widzą końca własnego nosa, obojętnymi na krzywdę innych albo takimi, którym nie przeszkadza krzywdzenie innych. Przez ego możemy stawiać się ponad innymi ludźmi, uważać się za lepszych i wykorzystywać inne osoby. Ale nasze ego może też krzywdzić nas samych, gdy przyczynia się do emocjonalnego nieradzenia sobie z przeciwnościami losu i z ludźmi, którzy się z nami nie zgadzają. Gdy naszego ego zachowuje się jak rozpuszczony pięciolatek, łatwo nam się obrażać, czuć pokrzywdzonym przez mało istotne w sumie sprawy i traktować innych jak wrogów z byle powodu.

Ego nie będzie chciało, byśmy czuli się jednością z innymi lub ze wszystkim. Ego, które stanowi naszą indywidualność, walczy o przetrwanie, więc musi tę indywidualność wiecznie podkreślać. Ego nienawidzi słów „kolektyw” i „wspólnota”, woli krzyczeć: „Ja, ja, ja!”. Ego jest przeciwne traktowaniu czegoś jako „nasze”, raczej upiera się przy „moje”. No, co tu dużo mówić – ego może być zajebiście egoistyczne, a naszym zadaniem jest okiełznać je i nie pozwolić mu na to w stopniu większym, niż potrzebny do przetrwania. Ego powinno działać na naszą korzyść, nie krzywdzić nas.

Gdy świat zmusza nas do zauważenia i zrozumienia, że wszystko jest powiązane – że nie istniejemy w próżni, ale funkcjonujemy w ramach czegoś dużo większego, niż zdawaliśmy sobie do tej pory sprawę, że nie możemy się tak naprawdę ani odciąć od reszty ludzi czy stworzenia, ani postawić ponad nim, i że nasze przetrwanie jest zależne od innych, że nasze dobro jest zależne od dobra całego świata – wracamy poniekąd do starej, pogańskiej duchowości. Wśród wielu pierwotnych plemion panowało przekonanie, że wszystko jest połączone i wszystko stanowi jedność, że ziemia, duchy, bogowie i stworzenia fizyczne są częścią tego samego organizmu, dziećmi tego samego wszechświata i że są nie tylko powiązane, ale wręcz stanowią dla siebie rodzinę i krewnych. Jeśli naprawdę zakorzeni się w nas przeświadczenie o jedności wszystkiego, odejdziemy od chrześcijańskiego antropocentryzmu i „czynienia sobie przyrody podległą”, a zaczniemy widzieć siebie i swój rodzaj jako jedno z ogniw w łańcuchu istnienia. Zamiast czuć się panami przyrody, zaczniemy czuć się sługami natury, naszym celem będzie dbać o nią i wszystkie stworzenia, w tym wszystkich ludzi. Choć kognitywne dochodzenie do wniosku, że wszystko jest powiązane, może nam wyjść tylko na dobre, powinniśmy wiedzieć, że możemy iść dużo, dużo dalej, dalej i głębiej, niż może nas zaprowadzić tylko i wyłącznie intelekt. Możemy doświadczyć tej jedności, a to doświadczenie doprowadzi nas do pełni istnienia.

W tym miejscu warto przypomnieć sobie, co kryje się pod słowami jedność i pełnia, gdy mówimy o nich pod względem duchowej praktyki. Jedność to wszechogarniające doświadczenie pozwalające nam poczuć się integralną częścią całości, jaką jest wszechświat, to poczucie bycia powiązanym, bycia jednością z absolutnie wszystkim we wszechświecie na każdym poziomie. To stan, który istnieje poza myślami i emocjami, możliwy tylko, jeśli uda nam się dotrzeć do tej części nas, która istnieje poza umysłem i której możemy dotknąć, gdy wyjdziemy poza swoje ego. To część nas, która jest wszystkim.

Gdy poczujemy tę jedność, prawdziwie odnajdziemy swoją Pełnię. W wielu systemach magicznych i duchowych można znaleźć wzmianki o rozłamie między ludźmi a bogami, między nami a światem duchowym i boskim. W Kabale mowa o tym, że Shekinah – bogini, dzięki której ludzie mogą doświadczyć boskości, opuszcza nas i udaje się na wygnanie. Nawet w Biblii historia wygnania Adama i Ewy z raju może okazać się metaforą na odcięcie człowieka od świata duchowego czy boskiego wymiaru. Czy możliwe jest, by w raju Adam i Ewa czuli się jednością ze wszystkim, a po wygnaniu poczuli się odcięci, nadzy, poznali cierpienie? Czy brak boskości, jaki odczuli, może stać się przyczyną doświadczania cierpienia? Odcięcie od czegoś, co było/jest naszą częścią, częścią naszego doświadczenia, prowadzi do braku poczucia pełni. Czy możliwe jest, że nasz indywidualizm powoduje nie tylko większe odcięcie od innych ludzi, ale też od boskości, a co za tym idzie, poczucie braku pełni? Pełnia (ang. Wholeness) to poczucie stanowienia całości w samym sobie, poczucie ogromu spełnienia, doświadczenie naszej prawdziwej natury, tej istniejącej poza naszym ego. Prawdziwa pełnia, ta, która istnieje w naszym wnętrzu, możliwa jest, gdy wnętrze przestaje być oddzielone od tego, co poza nim, kiedy bariery odcinające nas od reszty stworzenia stają się ułudą i czujemy jedność z tym, co wydaje się znajdować poza nami.

Cel duchowej praktyki wicca

Dla przebudzonych kosmos staje się jednością.

Heraklit

Powód, dla którego tak niewielu z nas doświadcza jedności ze wszystkim oraz pełni swojego istnienia, powód, dla którego – nawet, jeśli się to czasem udaje – nadal jest to trudne, jest prosty: nasze umysły nie pozwalają nam doświadczyć tej jedności, a nasze ego się opiera. Nasze umysły nie są w stanie ogarnąć całości i jedności absolutnie wszystkiego, co istnieje, więc aby funkcjonować, odbierają jedynie fragmenty rzeczywistości. Upraszczają wszystko, by przekonać nas, że jesteśmy w stanie zrozumieć. Zrozumienie daje nam bezpieczeństwo i stabilność, potrzebne do zdrowego funkcjonowania. Umysły wybierają, które fragmenty nam przedstawić jako rzeczywistość, a ego może funkcjonować tylko w tym naszym, mocno ograniczonym fragmencie. Nasz umysł rozbija dany nam fragment rzeczywistości na poszczególne idee, opinie, myśli i emocje, więc trudno jest nam zobaczyć jedność wszystkiego. Większy obraz pozostaje poza możliwościami naszego poznania.

Jesteśmy przyzwyczajeni do widzenia świata przez pryzmat naszego umysłu i ego. Wydaje się, że inaczej się nie da. Nawet nie przyjdzie nam do głowy, żeby je kwestionować. Jesteśmy tym, co myślimy i czujemy. Nasze ograniczone tożsamości i światopoglądy stają się niepodważalne i często nawet nie zdajemy sobie sprawy ze swojej prawdziwej natury. Ba, nie tylko trudno jest poczuć jedność czy pełnię wszystkiego, co istnieje, często nawet trudno poczuć swoją wewnętrzną pełnię czy jedność. Jak dużo ludzi odczuwa brak czegoś w swoim wnętrzu, czuje się wewnętrznie wybrakowanymi, niepełnymi, połamanymi, pustymi? Jak dużo ludzi ma problem z samym sobą, nie lubi samego siebie, jest nieszczęśliwym z powodu tego, kim są. Odcięcie od jedności i pełni wszystkiego we wszechświecie powoduje, że sami w sobie też nie potrafimy odnaleźć tej jedności i pełni.

Większość duchowych i okultystycznych praktyk uczy nas o tym jak doświadczyć tych rzeczy, ale jako wiccanka skupię się na tym, czego nauczyła mnie przez ostatnie 25 lat wicca. Jednym z najważniejszych wiccańskich przesłań jest fragment Wielkiego Pouczenia, który mówi o tym, że jeśli tego, czego szukamy, nie znajdziemy w sobie, nigdy nie znajdziemy tego poza sobą. W myśl hermetycznego „jak na górze, tak na dole” i „jak wewnątrz, tak i na zewnątrz” oraz alchemicznego postulatu połączenia mikrokosmosu z makrokosmosem, wiccańskie Pouczenie uczy nas, że to, co istnieje w naszym wnętrzu, istnieje też poza nami i że tak naprawdę wszystko, co istnieje poza nami, istnieje poza nami tylko pozornie, bo rzeczywiście istnieje także w nas. Tylko, kiedy uda nam się to odnaleźć w naszym wnętrzu i kiedy uda nam się zintegrować nasze wnętrze, będziemy mogli odkryć to, co leży poza nami i połączyć się ze wszystkimi. Na pewnym poziomie staje się jasne, że nasze wnętrze i to, co poza nami, to jedno i to samo.

Zanim jednak do tego dojdziemy, musimy wykonać ciężką pracę nad samymi sobą. Zanim będziemy gotowi poczuć jedność ze wszystkim, musimy najpierw zintegrować wszystkie części siebie. Proces ten leży, między innymi, u podstawy systemu inicjacyjnego. W myśl starożytnej formuły „Znaj Siebie”, towarzyszącej wicca od początku, podczas pierwszego i drugiego stopnia odkrywamy, poznajemy i kształtujemy swoje ego, swój cień, swoją osobowość tak, by być gotowym na połączenie wszystkich fragmentów. We wzorcowym schemacie rozwoju, gdy jesteśmy zintegrowani, przychodzi czas na punkt kulminacyjny tego procesu, inicjację trzeciego stopnia – alchemiczne małżeństwo – wewnętrzną integrację różnych aspektów swojego istnienia, wewnętrznych i zewnętrznych opozycji i połączenie naszego wewnętrznego mikrokosmosu z zewnętrznym makrokosmosem. Jeśli przeprowadzony dobrze, proces ten trwa lata i nie jest łatwy, czasami ciężko jest dotrwać do końca. Muszę tu jednak zaznaczyć, że nie każda linia wiccańska podchodzi do tego tak samo i są linie, w których system inicjacji ma zupełnie inne znaczenie, a trzy stopnie dostać można łatwo, szybko i bez większego wysiłku.

Jedna z moich ulubionych modlitw mówi o stawaniu się jednością z potęgą, która rządzi wszechświatem. Czym jest ta potęga? Dla jednych jest to najwyższa boskość, dla innych uniwersalny umysł, dla innych pierwotne praźródło wszechrzeczy i pewnie jeszcze coś innego. Obojętne, jak tę potęgę zdefiniować, i tak będzie to tylko nasza ludzka, ograniczona definicja. Jeśli jednak przyjąć immanentność i transcendentność jako dwie strony tego samego medalu, to można założyć, że ta potęga przenika wszystko i możliwe jest przekroczyć bariery naszego ego oraz umysłu, by stać się, choćby na chwilę, jednością z nią. Takie mistyczne doświadczenia znane są w wielu praktykach, a nawet w psychologii, chociażby jako doświadczenie szczytowe. Opisy takich doświadczeń pełne są opowieści o tym, jak przestaje się wtedy odczuwać swoją odrębność, nie istnieje się jako indywidualna jednostka, ale jest się zwyczajnie wszystkim. Wie się wszystko, zna się wszystko, rozumie się wszystko, a pełne zrozumienie powoduje totalną akceptację, której towarzyszy uczucie nieskończonej, nieograniczonej, wszystko przenikającej miłości. Przynajmniej jest tak do chwili, aż nie wtrącą się w to ego i umysł i nie zaczną nalegać na dopuszczenie ich do głosu. Wtedy czar pryska.

Mistyczne doświadczenia nie trwają wiecznie, często mimo że wydaje się, że właśnie doświadczyliśmy wieczności, trwają one tylko kilka sekund albo krócej. Ale zostawiają po sobie ślad w duszy i w umyśle, zmieniają nas i powodują, że nigdy już nie będziemy tacy sami. Pamięć tego, czego się doświadczyło, zmienia nasz światopogląd i każe inaczej patrzeć na to, co mamy w naszym wnętrzu i poza nim. Uczucie jedności i pełni, jakie mamy podczas mistycznych doświadczeń, zostaje z nami jako wiedza. Być może dlatego w wicca tak duży nacisk kładzie się na jedność – jedność w postaci solidarności i umysłu grupowego w kowenie, a nawet całym wicca (w praktyce różnie z tym bywa, bo i wiccanie i koweny są różne i nie wszystkie tak samo to odczuwają) oraz jedność wszystkiego, co nas otacza, połączenie pomiędzy nami i resztą stworzenia, z całą przyrodą. Dla większości wiccan przyroda stanowi przejaw boskiego umysłu, ciało, w którym energia bogów jest zawsze obecna. Huber Reeves pisał:

„Człowiek jest najbardziej szalonym gatunkiem. Czci niewidzialnego Boga i niszczy widzialną Naturę. Nieświadomy, że ta Natura, którą niszczy, to ten Bóg, którego czci”.

Dla wiccan naturalnym jest widzieć przyrodę jako przejaw boskości, a boską obecność odczuwać w powiewie wiatru, pięknie zachodzącego słońca, harmonii krajobrazu nietkniętego ludzką ręką, we wzorach żyłek na liściach, w spiralnej muszli ślimaka, szepcie wody w strumieniu itp. Nasze rytuały Koła Roku mają nas przybliżyć i dostroić do tego, co dzieje się w przyrodzie. Nasze sabaty mają nas zgrać z energią słońca, esbaty – z energią księżyca i razem mają pokazać nam, jak mocno jesteśmy zależni od naszej Matki Ziemi i jej wszystkich stworzeń. Nasza praktyka wzbudza w nas pokorę względem sił przyrody i zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy jej panami, ale że powinniśmy podchodzić do niej z należytym szacunkiem, że powinniśmy dbać o naszą planetę i wszystkie jej dzieci.

Takie podejście kształtowane jest przez wiccański koncept boskości. Boskość w wicca widziana jest jako siła łącząca i integrująca, z kolei jedność w wielości to koncept leżący u podstawy wiccańskiego rozumienia boskości i wszechświata. Słynne powiedzenie, że wszystkie boginie to jedna Bogini, wszyscy bogowie to jeden Bóg, a Bogini i Bóg też są zjednoczeni, nie zostało wymyślone przez wiccan, ale dzisiaj kojarzy się głównie z wicca, ponieważ to dzięki wicca stało się ono znane. Zagłębiając się w ten koncept, dochodzimy do wniosku, że immanentność tak pojętej boskości musi oznaczać, że tak naprawdę wszystko, nawet wszystkie przeciwieństwa, na pewnym poziomie stają się jednością, a zjednoczenie staje się celem duchowej praktyki. Wicca uczy nas, że nie jesteśmy bogami, choć mamy boskość w sobie i z bogami jesteśmy spokrewnieni. Wicca uczy nas też, że możemy stawać się jak bogowie – tajemnica, jak to osiągnąć, jest tajemnicą zjednoczenia w pełnię. Wszystko, co istnieje stanowi pełnię boskości, gdy jest połączone. Jeśli mamy tę boskość odczuć prawdziwie, nie możemy odseparować się od roślin, zwierząt, wiatru, skał, oceanów. Jedność odczuwamy w pulsie życia, które niczym jedna wielka rzeka przenika wszystko i wszystkich, a my, inni ludzie, zwierzęta, rośliny, wszystko, co żyje, jesteśmy kroplami w jej nurcie. Gdy patrzeć będziemy tylko z perspektywy kropli, kropla stanie się dla nas więzieniem. Gdy jednak wyjdziemy poza swoją kroplę, gdy obejmiemy naszą miłością i współodczuwaniem wszystkie inne istoty, inne krople, poszerzymy granice samego siebie. Nie będziemy tylko jedną kroplą, staniemy się całą rzeką, jednością. Nasze małe indywidulane ja, ograniczone przez nasze ego, nie jest w stanie stać się bogiem. Ale gdy zjednoczymy się i staniemy się jednością ze wszystkim – wtedy możemy doświadczyć boskiej świadomości i stać się jej częścią. Na co dzień jednak pozostają nam jedynie okruchy tego doświadczenia, jeśli dane było nam je przeżyć – a ci, którzy go nie doświadczyli, mogą intuicyjnie je pojąć – i wynikająca z niego wiedza, że na wyższym poziomie jest ono możliwe w jeszcze głębszy sposób. Ta wiedza może się przekształcić w filozofię naszego życia.

Wicca nie ma monopolu na przekaz o jedności wszystkiego, a poszczególni wiccanie będą korzystać także z innych filozofii i źródeł. Hinduskie święte pisma opowiadają o jedności wszystkiego, wierzenia różnych plemion mówią nam, że wszystko jest jednym, a ludzie i przyroda są ze sobą ściśle połączeni. Ostatnio filozofia Unbuntu znajduje wielu zwolenników w świecie zachodnim. Coraz bardziej popularne jest powiedzenie, że „ty to inny ja”. Na Youtubie można znaleźć ciekawy film pt, „Egg”, opowiadający o jedności pod względem reinkarnacji i rozumie reinkarnację głębiej niż większość innych systemów. Filozofowie na przestrzeni wieków uczyli o jedności materii. Giordano Bruno został za to spalony na stosie. Nawet koptyjskie pisma gnostyczne, jak na przykład Ewangelia Tomasza, opowiadają o tym, że do królestwa można wejść tylko, gdy doświadczy się zjednoczenia w pełnię:

Gdy zjednoczysz dwa w jedno,
Gdy sprawisz, że to co wewnątrz, stanie się, jak to, co na zewnątrz,
A to, co u góry, jak to, co na dole,
Gdy zjednoczysz to, co męskie i żeńskie w całość,
Wtedy wejdziesz do królestwa
Ewangelia Tomasza

Równowaga

What is this life if full of care, we have no time to stand and stare?

Czym jest to życie, gdy pełni troski nie mamy czasu, aby stanąć i patrzeć?
Leisure, W.H. Davies

Pomysł na ten artykuł przyszedł mi do głowy, gdy czytałam coraz większą ilość artykułów, blogów, wpisów na FB na temat tego, jak epidemia koronawirusa zmienia nas teraz, gdy w jej trakcie zbliżamy się do okresu szczytowego zachorowań. Ludzie piszą też o tym, jak powinien wyglądać świat po epidemii. Na każdy wpis, który mówi o powrocie do normalności, widzę co najmniej dwa takie, w których ludzie nie chcą wracać do normalności, dochodząc do wniosku, że ta normalność była chora. Większość ludzi zdaje sobie wreszcie sprawę, jak mocno zagubiliśmy wizje tego, co dobre dla nas i dla naszej planety nie tylko pod względem ekologicznym, ale i społecznym, ekonomicznym czy politycznym. Brak poczucia jedności z innymi ludźmi spowodował rozbicie więzi społecznych i wzrastający brak odpowiedzialności oraz sprawiedliwości społecznej, a brak poczucia jedności z ziemią, przyrodą, wszechświatem, powoduje, że traktujemy ziemię i jej stworzenia instrumentalnie, niszcząc je w procesie wzbogacania się. Ciągła pogoń za pieniądzem i zwiększająca się chciwość powodują zbyt wysoki wzrost gospodarczy, pociągający za sobą zmianę klimatu. Do niedawna żyliśmy za szybko, za głośno, za tłumnie, skupiając się na tym, co nie jest tak naprawdę ważne. Traciliśmy poczucie wspólnoty, traciliśmy czyste powietrze i wodę, traciliśmy czas i zatracaliśmy samych siebie.

Jak to się mówi, często zaczynamy coś doceniać dopiero, gdy to stracimy. I z wpisów w sieci widać, że do pewnego stopnia tak się teraz dzieje. Ale pojawia się też nadzieja, że odrobimy tę lekcję należycie i wyciągniemy z niej wnioski, które nie pozwolą stracić nam nic więcej. Może nie jest jeszcze za późno. Nie będę utrzymywać, że epidemia jest dobra. Nie jest. Jest tragedią ludzi, którzy umierają i tracą bliskich, jest tragedią tych, którzy tracą utrzymanie, nie mogą się odnaleźć w nowej rzeczywistości, na których psychikę izolacja wpłynie negatywnie. Ale mrok można obrócić w światło, wszak po nocy zawsze nadchodzi nowy świt. I teraz mamy szansę wpłynąć na to, jak nowy dzień będzie wyglądał. Jeśli chcemy zmienić świat, musimy działać wspólnie. Razem osiągniemy więcej niż pojedyncze jednostki. Ale zmiana, jak zwykle, zaczyna się od nas samych. Tak, wiem – truizm.

Czas epidemii jest niesamowitym wyzwaniem dla wielu ludzi, ale możemy go obrócić na korzyść swoją, społeczeństwa, ludzkości, planety. Może uda nam się teraz znaleźć czas, żeby się zatrzymać, spowolnić, stanąć i patrzeć, podziwiać otaczające nas piękno i harmonię. Może kiedy jesteśmy zamknięci w czterech ścianach, uda nam się docenić to, co wszechświat daje, a co traktujemy jako oczywiste i normalne, coś, co się nam należy. Może zacznie nam się udawać doceniać nasze więzy z innymi ludźmi, ich dobro, ich poświecenie, może sami coś dla innych zrobimy. Może zaczniemy skupiać się na małych pełnych życzliwości czynach, odkrywać też czyny bohaterskie. Może dojdzie do nas, jak mocno zachwialiśmy równowagę i harmonię naszego świata i podejmiemy wspólną decyzję, że teraz nadszedł czas, by zacząć żyć inaczej, mądrzej. Matka Natura pokazała nam, jak mało możemy, jak słabi wobec niej jesteśmy i co do tej pory robiliśmy źle. Może nauczymy się pokory i teraz, kiedy stało się jasne, jak bardzo jesteśmy od Natury zależni, w trosce o własne dobro zaczniemy też dbać o dobro jej i innych. Być może, przekornie, izolacja i zamknięcie w domu spowodują, że uda nam się wyjść poza siebie, do innych ludzi i całego stworzenia w inny niż tylko fizyczny sposób. Gdy musimy zwolnić tempo życia i obcować dużo więcej sami ze sobą, być może uda nam się poświęcić trochę czasu na odkrywanie jedności w sobie i jedności ze wszystkim, a kiedy nadejdzie czas na odbudowę, nie zapomnimy dzisiejszej lekcji, idea jedności i wspólnoty będzie nam przyświecać i będziemy mogli odbudować nasz świat: lepszy, razem, solidarnie z innymi ludźmi i planetą.

Galeria zdjęć:
Autor:

Agni

Korekta:

Arek

Uwaga – będzie trochę mistycznie, ale…

Najpierw socjologiczna prasówka

Dziwne nastały czasy. Zapewne większość z nas uważnie śledzi doniesienia z kraju i z reszty świata: te naukowe na temat biologii wirusa, te, które informują o statystykach lub o ekonomicznych i politycznych zmianach oraz rozwiązaniach związanych z epidemią. Wśród nich jednak pojawiają się też artykuły snujące domniemania na temat przyszłości świata po epidemii, na temat tego, czego nas ta epidemia uczy, jak możemy dzięki niej ulepszyć świat… albo pogorszyć go, jeśli zaprzepaścimy okazję. Mowa o zmianie ekonomii, większej trosce o środowisko naturalne, ale przede wszystkim o potrzebie zmiany naszego światopoglądu na funkcjonowanie społeczeństwa. I tutaj dzieje się cud – coraz częściej słychać głosy mówiące o jedności i wołanie o solidarność społeczną.

Nie da się ukryć, że w naszej zachodniej kulturze od dawna „każdy sobie rzepkę skrobie”. Zarówno kulturowo, jak i ekonomicznie i politycznie, jesteśmy społeczeństwem kładącym wielki nacisk na indywidualizm. W czasach neoliberalizmu ten stan rzeczy jeszcze się pogłębił, postawiliśmy indywidualizm na wysokim piedestale i czcimy go niczym świętego. Każdy myśli tylko o sobie, swoich zachciankach i interesach. Jesteśmy zadowoleni z siebie, czujemy się jako tako zabezpieczeni w życiu i odwracamy oczy od tych, którym się powodzi gorzej. Jako społeczeństwo wyzbywamy się empatii i nie dbamy o innych we własnym kraju, nie mówiąc już o tym, że mało kogo interesuje los ludzi z innych społeczeństw, którzy znaleźli się w potrzebie, co jasno pokazał nam kryzys z uchodźcami. Jasne, potrafimy wyrazić swoje indywidualne oburzenie, gdy widzimy polityczne przekręty lub niesprawiedliwości społeczne, ale kolektywnie nie robimy nic, żeby temu przeciwdziałać. Wybieramy własną wygodę.

I wtedy przychodzi pandemia, ogarnia cały świat, w ciągu paru tygodni wywraca nasze życie do góry nogami i każe przewartościować to i owo. Do tej pory fizyczna bliskość między ludźmi była normalnym stanem rzeczy. Rozmowy przyjaciół, bliskie pogaduchy oko w oko, ścisk przy stolikach w pubach, ścisk na parkiecie w klubach, ścisk w środkach publicznego transportu. Nie dało się uniknąć fizycznej bliskości między ludźmi, ale jakże wielu z nas czuło się osamotnionym w tłumie. Dzięki internetowi i platformom mediów społecznościowych możemy być w stałym kontakcie z milionami ludzi znanych i nieznanych sobie ale, iluż z nas miało wrażenie, że internet zamiast nas jednoczyć i zbliżać, oddala nas od siebie i dzieli, a nawet czasami powoduje, że czujemy się bardziej anonimowi i wyalienowani. Jakże często sieć, która łączy nas wszystkich globalnie, staje się narzędziem pogłębiania naszego indywidualizmu.

I teraz, gdy wszyscy musimy dbać o zachowanie należytej odległości od innych ludzi, gdy jesteśmy fizycznie odizolowani nawet od ludzi nam bliskich, nagle większy nacisk kładzie się na solidarność i kolektywizm. Ci, którzy bagatelizują niebezpieczeństwo i łamią wytyczne kwarantanny, gdyż uważają, że nic im się nie stanie, są potępiani jako egoistyczni ‘kowidioci’ (covidiots). Ci którzy nie dbali o los innych, bo im dobrze się powodziło, nagle zaczynają się bać o swój los i zaczynają rozumieć, że pomoc społeczna jest ważna. Powoli wszyscy zaczynają zdawać sobie sprawę, że nasze zdrowie i dobrobyt zależą od zachowania  innych ludzi, od ich zdrowia, że wszyscy musimy dbać o wszystkich, jeśli chcemy pokonać pandemię i przetrwać kryzys ekonomiczny. I dzieje się to nie tylko na poziomie sąsiedzkim, czy jednego miasta, ale słychać głosy, że musi to być wysiłek globalny, że krajom biednym, objętym klęskami żywiołowymi i wojnami trzeba pomóc bez względu na koszty i polityczne uprzedzenia, gdyż nie uda nam się pokonać wirusa u nas, jeśli będzie się rozwijał gdzie indziej i co chwilę mógł do nas wracać.

Oczywiście wynika to nadal z egoistycznych pobudek, chęci zapewnienia sobie bezpieczeństwa, ale faktem jest, że nagle dociera do ludzi, że wszyscy jesteśmy ze sobą mocno związani, że zamieszkujemy tę samą sieć wzajemnych zależności, tę samą, jedną planetę, że wszystko, co robimy, ma wpływ na innych, a to, co robią inni, ma wpływ na nas – że nasza przyszłość jest wspólną przyszłością, że świat jest nie tylko jeden, ale że jest też jednością. A skoro świat jest jednością, to czyż my nie jesteśmy częścią tej jedności? To coś, o czym szeroko pojęta duchowość i okultyzm uczą od dawna.

Jedność i Pełnia

Człowiek jest częścią całości nazywanej przez nas wszechświatem, częścią ograniczoną w czasie i przestrzeni. Doświadczamy siebie, naszych myśli i uczuć jako czegoś odrębnego od reszty. Rodzaj optycznego złudzenia świadomości. To złudzenie jest dla nas rodzajem więzienia, które ogranicza nas do naszych osobistych pragnień i przywiązania do kilku bliskich nam osób. Naszym zadaniem musi być uwolnienie się z więzienia poprzez poszerzenie kręgu współczucia, którym musimy objąć wszystkie żywe stworzenia i całą przyrodę w jej pięknie. Prawdziwa wartość istoty ludzkiej zależy przede wszystkim od miary i sensu, w jakim uzyskała wyzwolenie od siebie samej. Jeśli ludzkość ma przetrwać, potrzebny jest zupełnie nowy sposób myślenia.

Albert Einstein

Świat naszej codziennej świadomości jest światem ego. To ego mówi nam, kim jesteśmy. To ego dba o naszą odrębność i indywidualność. To ego pozwala nam mieć własne indywidualne myśli, doświadczenia, emocje, poglądy i opinie. Dzięki niemu możemy kształtować się jako jednostki. Jest niezbędne do indywidualnego istnienia, ale wiadomo też, że niekontrolowane, może napytać nam biedy. Ponieważ ego stanowi o naszej odrębności, przez nie możemy stać się egoistami, małostkowymi ludźmi, którzy nie widzą końca własnego nosa, obojętnymi na krzywdę innych albo takimi, którym nie przeszkadza krzywdzenie innych. Przez ego możemy stawiać się ponad innymi ludźmi, uważać się za lepszych i wykorzystywać inne osoby. Ale nasze ego może też krzywdzić nas samych, gdy przyczynia się do emocjonalnego nieradzenia sobie z przeciwnościami losu i z ludźmi, którzy się z nami nie zgadzają. Gdy naszego ego zachowuje się jak rozpuszczony pięciolatek, łatwo nam się obrażać, czuć pokrzywdzonym przez mało istotne w sumie sprawy i traktować innych jak wrogów z byle powodu.

Ego nie będzie chciało, byśmy czuli się jednością z innymi lub ze wszystkim. Ego, które stanowi naszą indywidualność, walczy o przetrwanie, więc musi tę indywidualność wiecznie podkreślać. Ego nienawidzi słów „kolektyw” i „wspólnota”, woli krzyczeć: „Ja, ja, ja!”. Ego jest przeciwne traktowaniu czegoś jako „nasze”, raczej upiera się przy „moje”. No, co tu dużo mówić – ego może być zajebiście egoistyczne, a naszym zadaniem jest okiełznać je i nie pozwolić mu na to w stopniu większym, niż potrzebny do przetrwania. Ego powinno działać na naszą korzyść, nie krzywdzić nas.

Gdy świat zmusza nas do zauważenia i zrozumienia, że wszystko jest powiązane – że nie istniejemy w próżni, ale funkcjonujemy w ramach czegoś dużo większego, niż zdawaliśmy sobie do tej pory sprawę, że nie możemy się tak naprawdę ani odciąć od reszty ludzi czy stworzenia, ani postawić ponad nim, i że nasze przetrwanie jest zależne od innych, że nasze dobro jest zależne od dobra całego świata – wracamy poniekąd do starej, pogańskiej duchowości. Wśród wielu pierwotnych plemion panowało przekonanie, że wszystko jest połączone i wszystko stanowi jedność, że ziemia, duchy, bogowie i stworzenia fizyczne są częścią tego samego organizmu, dziećmi tego samego wszechświata i że są nie tylko powiązane, ale wręcz stanowią dla siebie rodzinę i krewnych. Jeśli naprawdę zakorzeni się w nas przeświadczenie o jedności wszystkiego, odejdziemy od chrześcijańskiego antropocentryzmu i „czynienia sobie przyrody podległą”, a zaczniemy widzieć siebie i swój rodzaj jako jedno z ogniw w łańcuchu istnienia. Zamiast czuć się panami przyrody, zaczniemy czuć się sługami natury, naszym celem będzie dbać o nią i wszystkie stworzenia, w tym wszystkich ludzi. Choć kognitywne dochodzenie do wniosku, że wszystko jest powiązane, może nam wyjść tylko na dobre, powinniśmy wiedzieć, że możemy iść dużo, dużo dalej, dalej i głębiej, niż może nas zaprowadzić tylko i wyłącznie intelekt. Możemy doświadczyć tej jedności, a to doświadczenie doprowadzi nas do pełni istnienia.

W tym miejscu warto przypomnieć sobie, co kryje się pod słowami jedność i pełnia, gdy mówimy o nich pod względem duchowej praktyki. Jedność to wszechogarniające doświadczenie pozwalające nam poczuć się integralną częścią całości, jaką jest wszechświat, to poczucie bycia powiązanym, bycia jednością z absolutnie wszystkim we wszechświecie na każdym poziomie. To stan, który istnieje poza myślami i emocjami, możliwy tylko, jeśli uda nam się dotrzeć do tej części nas, która istnieje poza umysłem i której możemy dotknąć, gdy wyjdziemy poza swoje ego. To część nas, która jest wszystkim.

Gdy poczujemy tę jedność, prawdziwie odnajdziemy swoją Pełnię. W wielu systemach magicznych i duchowych można znaleźć wzmianki o rozłamie między ludźmi a bogami, między nami a światem duchowym i boskim. W Kabale mowa o tym, że Shekinah – bogini, dzięki której ludzie mogą doświadczyć boskości, opuszcza nas i udaje się na wygnanie. Nawet w Biblii historia wygnania Adama i Ewy z raju może okazać się metaforą na odcięcie człowieka od świata duchowego czy boskiego wymiaru. Czy możliwe jest, by w raju Adam i Ewa czuli się jednością ze wszystkim, a po wygnaniu poczuli się odcięci, nadzy, poznali cierpienie? Czy brak boskości, jaki odczuli, może stać się przyczyną doświadczania cierpienia? Odcięcie od czegoś, co było/jest naszą częścią, częścią naszego doświadczenia, prowadzi do braku poczucia pełni. Czy możliwe jest, że nasz indywidualizm powoduje nie tylko większe odcięcie od innych ludzi, ale też od boskości, a co za tym idzie, poczucie braku pełni? Pełnia (ang. Wholeness) to poczucie stanowienia całości w samym sobie, poczucie ogromu spełnienia, doświadczenie naszej prawdziwej natury, tej istniejącej poza naszym ego. Prawdziwa pełnia, ta, która istnieje w naszym wnętrzu, możliwa jest, gdy wnętrze przestaje być oddzielone od tego, co poza nim, kiedy bariery odcinające nas od reszty stworzenia stają się ułudą i czujemy jedność z tym, co wydaje się znajdować poza nami.

Cel duchowej praktyki wicca

Dla przebudzonych kosmos staje się jednością.

Heraklit

Powód, dla którego tak niewielu z nas doświadcza jedności ze wszystkim oraz pełni swojego istnienia, powód, dla którego – nawet, jeśli się to czasem udaje – nadal jest to trudne, jest prosty: nasze umysły nie pozwalają nam doświadczyć tej jedności, a nasze ego się opiera. Nasze umysły nie są w stanie ogarnąć całości i jedności absolutnie wszystkiego, co istnieje, więc aby funkcjonować, odbierają jedynie fragmenty rzeczywistości. Upraszczają wszystko, by przekonać nas, że jesteśmy w stanie zrozumieć. Zrozumienie daje nam bezpieczeństwo i stabilność, potrzebne do zdrowego funkcjonowania. Umysły wybierają, które fragmenty nam przedstawić jako rzeczywistość, a ego może funkcjonować tylko w tym naszym, mocno ograniczonym fragmencie. Nasz umysł rozbija dany nam fragment rzeczywistości na poszczególne idee, opinie, myśli i emocje, więc trudno jest nam zobaczyć jedność wszystkiego. Większy obraz pozostaje poza możliwościami naszego poznania.

Jesteśmy przyzwyczajeni do widzenia świata przez pryzmat naszego umysłu i ego. Wydaje się, że inaczej się nie da. Nawet nie przyjdzie nam do głowy, żeby je kwestionować. Jesteśmy tym, co myślimy i czujemy. Nasze ograniczone tożsamości i światopoglądy stają się niepodważalne i często nawet nie zdajemy sobie sprawy ze swojej prawdziwej natury. Ba, nie tylko trudno jest poczuć jedność czy pełnię wszystkiego, co istnieje, często nawet trudno poczuć swoją wewnętrzną pełnię czy jedność. Jak dużo ludzi odczuwa brak czegoś w swoim wnętrzu, czuje się wewnętrznie wybrakowanymi, niepełnymi, połamanymi, pustymi? Jak dużo ludzi ma problem z samym sobą, nie lubi samego siebie, jest nieszczęśliwym z powodu tego, kim są. Odcięcie od jedności i pełni wszystkiego we wszechświecie powoduje, że sami w sobie też nie potrafimy odnaleźć tej jedności i pełni.

Większość duchowych i okultystycznych praktyk uczy nas o tym jak doświadczyć tych rzeczy, ale jako wiccanka skupię się na tym, czego nauczyła mnie przez ostatnie 25 lat wicca. Jednym z najważniejszych wiccańskich przesłań jest fragment Wielkiego Pouczenia, który mówi o tym, że jeśli tego, czego szukamy, nie znajdziemy w sobie, nigdy nie znajdziemy tego poza sobą. W myśl hermetycznego „jak na górze, tak na dole” i „jak wewnątrz, tak i na zewnątrz” oraz alchemicznego postulatu połączenia mikrokosmosu z makrokosmosem, wiccańskie Pouczenie uczy nas, że to, co istnieje w naszym wnętrzu, istnieje też poza nami i że tak naprawdę wszystko, co istnieje poza nami, istnieje poza nami tylko pozornie, bo rzeczywiście istnieje także w nas. Tylko, kiedy uda nam się to odnaleźć w naszym wnętrzu i kiedy uda nam się zintegrować nasze wnętrze, będziemy mogli odkryć to, co leży poza nami i połączyć się ze wszystkimi. Na pewnym poziomie staje się jasne, że nasze wnętrze i to, co poza nami, to jedno i to samo.

Zanim jednak do tego dojdziemy, musimy wykonać ciężką pracę nad samymi sobą. Zanim będziemy gotowi poczuć jedność ze wszystkim, musimy najpierw zintegrować wszystkie części siebie. Proces ten leży, między innymi, u podstawy systemu inicjacyjnego. W myśl starożytnej formuły „Znaj Siebie”, towarzyszącej wicca od początku, podczas pierwszego i drugiego stopnia odkrywamy, poznajemy i kształtujemy swoje ego, swój cień, swoją osobowość tak, by być gotowym na połączenie wszystkich fragmentów. We wzorcowym schemacie rozwoju, gdy jesteśmy zintegrowani, przychodzi czas na punkt kulminacyjny tego procesu, inicjację trzeciego stopnia – alchemiczne małżeństwo – wewnętrzną integrację różnych aspektów swojego istnienia, wewnętrznych i zewnętrznych opozycji i połączenie naszego wewnętrznego mikrokosmosu z zewnętrznym makrokosmosem. Jeśli przeprowadzony dobrze, proces ten trwa lata i nie jest łatwy, czasami ciężko jest dotrwać do końca. Muszę tu jednak zaznaczyć, że nie każda linia wiccańska podchodzi do tego tak samo i są linie, w których system inicjacji ma zupełnie inne znaczenie, a trzy stopnie dostać można łatwo, szybko i bez większego wysiłku.

Jedna z moich ulubionych modlitw mówi o stawaniu się jednością z potęgą, która rządzi wszechświatem. Czym jest ta potęga? Dla jednych jest to najwyższa boskość, dla innych uniwersalny umysł, dla innych pierwotne praźródło wszechrzeczy i pewnie jeszcze coś innego. Obojętne, jak tę potęgę zdefiniować, i tak będzie to tylko nasza ludzka, ograniczona definicja. Jeśli jednak przyjąć immanentność i transcendentność jako dwie strony tego samego medalu, to można założyć, że ta potęga przenika wszystko i możliwe jest przekroczyć bariery naszego ego oraz umysłu, by stać się, choćby na chwilę, jednością z nią. Takie mistyczne doświadczenia znane są w wielu praktykach, a nawet w psychologii, chociażby jako doświadczenie szczytowe. Opisy takich doświadczeń pełne są opowieści o tym, jak przestaje się wtedy odczuwać swoją odrębność, nie istnieje się jako indywidualna jednostka, ale jest się zwyczajnie wszystkim. Wie się wszystko, zna się wszystko, rozumie się wszystko, a pełne zrozumienie powoduje totalną akceptację, której towarzyszy uczucie nieskończonej, nieograniczonej, wszystko przenikającej miłości. Przynajmniej jest tak do chwili, aż nie wtrącą się w to ego i umysł i nie zaczną nalegać na dopuszczenie ich do głosu. Wtedy czar pryska.

Mistyczne doświadczenia nie trwają wiecznie, często mimo że wydaje się, że właśnie doświadczyliśmy wieczności, trwają one tylko kilka sekund albo krócej. Ale zostawiają po sobie ślad w duszy i w umyśle, zmieniają nas i powodują, że nigdy już nie będziemy tacy sami. Pamięć tego, czego się doświadczyło, zmienia nasz światopogląd i każe inaczej patrzeć na to, co mamy w naszym wnętrzu i poza nim. Uczucie jedności i pełni, jakie mamy podczas mistycznych doświadczeń, zostaje z nami jako wiedza. Być może dlatego w wicca tak duży nacisk kładzie się na jedność – jedność w postaci solidarności i umysłu grupowego w kowenie, a nawet całym wicca (w praktyce różnie z tym bywa, bo i wiccanie i koweny są różne i nie wszystkie tak samo to odczuwają) oraz jedność wszystkiego, co nas otacza, połączenie pomiędzy nami i resztą stworzenia, z całą przyrodą. Dla większości wiccan przyroda stanowi przejaw boskiego umysłu, ciało, w którym energia bogów jest zawsze obecna. Huber Reeves pisał:

„Człowiek jest najbardziej szalonym gatunkiem. Czci niewidzialnego Boga i niszczy widzialną Naturę. Nieświadomy, że ta Natura, którą niszczy, to ten Bóg, którego czci”.

Dla wiccan naturalnym jest widzieć przyrodę jako przejaw boskości, a boską obecność odczuwać w powiewie wiatru, pięknie zachodzącego słońca, harmonii krajobrazu nietkniętego ludzką ręką, we wzorach żyłek na liściach, w spiralnej muszli ślimaka, szepcie wody w strumieniu itp. Nasze rytuały Koła Roku mają nas przybliżyć i dostroić do tego, co dzieje się w przyrodzie. Nasze sabaty mają nas zgrać z energią słońca, esbaty – z energią księżyca i razem mają pokazać nam, jak mocno jesteśmy zależni od naszej Matki Ziemi i jej wszystkich stworzeń. Nasza praktyka wzbudza w nas pokorę względem sił przyrody i zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy jej panami, ale że powinniśmy podchodzić do niej z należytym szacunkiem, że powinniśmy dbać o naszą planetę i wszystkie jej dzieci.

Takie podejście kształtowane jest przez wiccański koncept boskości. Boskość w wicca widziana jest jako siła łącząca i integrująca, z kolei jedność w wielości to koncept leżący u podstawy wiccańskiego rozumienia boskości i wszechświata. Słynne powiedzenie, że wszystkie boginie to jedna Bogini, wszyscy bogowie to jeden Bóg, a Bogini i Bóg też są zjednoczeni, nie zostało wymyślone przez wiccan, ale dzisiaj kojarzy się głównie z wicca, ponieważ to dzięki wicca stało się ono znane. Zagłębiając się w ten koncept, dochodzimy do wniosku, że immanentność tak pojętej boskości musi oznaczać, że tak naprawdę wszystko, nawet wszystkie przeciwieństwa, na pewnym poziomie stają się jednością, a zjednoczenie staje się celem duchowej praktyki. Wicca uczy nas, że nie jesteśmy bogami, choć mamy boskość w sobie i z bogami jesteśmy spokrewnieni. Wicca uczy nas też, że możemy stawać się jak bogowie – tajemnica, jak to osiągnąć, jest tajemnicą zjednoczenia w pełnię. Wszystko, co istnieje stanowi pełnię boskości, gdy jest połączone. Jeśli mamy tę boskość odczuć prawdziwie, nie możemy odseparować się od roślin, zwierząt, wiatru, skał, oceanów. Jedność odczuwamy w pulsie życia, które niczym jedna wielka rzeka przenika wszystko i wszystkich, a my, inni ludzie, zwierzęta, rośliny, wszystko, co żyje, jesteśmy kroplami w jej nurcie. Gdy patrzeć będziemy tylko z perspektywy kropli, kropla stanie się dla nas więzieniem. Gdy jednak wyjdziemy poza swoją kroplę, gdy obejmiemy naszą miłością i współodczuwaniem wszystkie inne istoty, inne krople, poszerzymy granice samego siebie. Nie będziemy tylko jedną kroplą, staniemy się całą rzeką, jednością. Nasze małe indywidulane ja, ograniczone przez nasze ego, nie jest w stanie stać się bogiem. Ale gdy zjednoczymy się i staniemy się jednością ze wszystkim – wtedy możemy doświadczyć boskiej świadomości i stać się jej częścią. Na co dzień jednak pozostają nam jedynie okruchy tego doświadczenia, jeśli dane było nam je przeżyć – a ci, którzy go nie doświadczyli, mogą intuicyjnie je pojąć – i wynikająca z niego wiedza, że na wyższym poziomie jest ono możliwe w jeszcze głębszy sposób. Ta wiedza może się przekształcić w filozofię naszego życia.

Wicca nie ma monopolu na przekaz o jedności wszystkiego, a poszczególni wiccanie będą korzystać także z innych filozofii i źródeł. Hinduskie święte pisma opowiadają o jedności wszystkiego, wierzenia różnych plemion mówią nam, że wszystko jest jednym, a ludzie i przyroda są ze sobą ściśle połączeni. Ostatnio filozofia Unbuntu znajduje wielu zwolenników w świecie zachodnim. Coraz bardziej popularne jest powiedzenie, że „ty to inny ja”. Na Youtubie można znaleźć ciekawy film pt, „Egg”, opowiadający o jedności pod względem reinkarnacji i rozumie reinkarnację głębiej niż większość innych systemów. Filozofowie na przestrzeni wieków uczyli o jedności materii. Giordano Bruno został za to spalony na stosie. Nawet koptyjskie pisma gnostyczne, jak na przykład Ewangelia Tomasza, opowiadają o tym, że do królestwa można wejść tylko, gdy doświadczy się zjednoczenia w pełnię:

Gdy zjednoczysz dwa w jedno,
Gdy sprawisz, że to co wewnątrz, stanie się, jak to, co na zewnątrz,
A to, co u góry, jak to, co na dole,
Gdy zjednoczysz to, co męskie i żeńskie w całość,
Wtedy wejdziesz do królestwa
Ewangelia Tomasza

Równowaga

What is this life if full of care, we have no time to stand and stare?

Czym jest to życie, gdy pełni troski nie mamy czasu, aby stanąć i patrzeć?
Leisure, W.H. Davies

Pomysł na ten artykuł przyszedł mi do głowy, gdy czytałam coraz większą ilość artykułów, blogów, wpisów na FB na temat tego, jak epidemia koronawirusa zmienia nas teraz, gdy w jej trakcie zbliżamy się do okresu szczytowego zachorowań. Ludzie piszą też o tym, jak powinien wyglądać świat po epidemii. Na każdy wpis, który mówi o powrocie do normalności, widzę co najmniej dwa takie, w których ludzie nie chcą wracać do normalności, dochodząc do wniosku, że ta normalność była chora. Większość ludzi zdaje sobie wreszcie sprawę, jak mocno zagubiliśmy wizje tego, co dobre dla nas i dla naszej planety nie tylko pod względem ekologicznym, ale i społecznym, ekonomicznym czy politycznym. Brak poczucia jedności z innymi ludźmi spowodował rozbicie więzi społecznych i wzrastający brak odpowiedzialności oraz sprawiedliwości społecznej, a brak poczucia jedności z ziemią, przyrodą, wszechświatem, powoduje, że traktujemy ziemię i jej stworzenia instrumentalnie, niszcząc je w procesie wzbogacania się. Ciągła pogoń za pieniądzem i zwiększająca się chciwość powodują zbyt wysoki wzrost gospodarczy, pociągający za sobą zmianę klimatu. Do niedawna żyliśmy za szybko, za głośno, za tłumnie, skupiając się na tym, co nie jest tak naprawdę ważne. Traciliśmy poczucie wspólnoty, traciliśmy czyste powietrze i wodę, traciliśmy czas i zatracaliśmy samych siebie.

Jak to się mówi, często zaczynamy coś doceniać dopiero, gdy to stracimy. I z wpisów w sieci widać, że do pewnego stopnia tak się teraz dzieje. Ale pojawia się też nadzieja, że odrobimy tę lekcję należycie i wyciągniemy z niej wnioski, które nie pozwolą stracić nam nic więcej. Może nie jest jeszcze za późno. Nie będę utrzymywać, że epidemia jest dobra. Nie jest. Jest tragedią ludzi, którzy umierają i tracą bliskich, jest tragedią tych, którzy tracą utrzymanie, nie mogą się odnaleźć w nowej rzeczywistości, na których psychikę izolacja wpłynie negatywnie. Ale mrok można obrócić w światło, wszak po nocy zawsze nadchodzi nowy świt. I teraz mamy szansę wpłynąć na to, jak nowy dzień będzie wyglądał. Jeśli chcemy zmienić świat, musimy działać wspólnie. Razem osiągniemy więcej niż pojedyncze jednostki. Ale zmiana, jak zwykle, zaczyna się od nas samych. Tak, wiem – truizm.

Czas epidemii jest niesamowitym wyzwaniem dla wielu ludzi, ale możemy go obrócić na korzyść swoją, społeczeństwa, ludzkości, planety. Może uda nam się teraz znaleźć czas, żeby się zatrzymać, spowolnić, stanąć i patrzeć, podziwiać otaczające nas piękno i harmonię. Może kiedy jesteśmy zamknięci w czterech ścianach, uda nam się docenić to, co wszechświat daje, a co traktujemy jako oczywiste i normalne, coś, co się nam należy. Może zacznie nam się udawać doceniać nasze więzy z innymi ludźmi, ich dobro, ich poświecenie, może sami coś dla innych zrobimy. Może zaczniemy skupiać się na małych pełnych życzliwości czynach, odkrywać też czyny bohaterskie. Może dojdzie do nas, jak mocno zachwialiśmy równowagę i harmonię naszego świata i podejmiemy wspólną decyzję, że teraz nadszedł czas, by zacząć żyć inaczej, mądrzej. Matka Natura pokazała nam, jak mało możemy, jak słabi wobec niej jesteśmy i co do tej pory robiliśmy źle. Może nauczymy się pokory i teraz, kiedy stało się jasne, jak bardzo jesteśmy od Natury zależni, w trosce o własne dobro zaczniemy też dbać o dobro jej i innych. Być może, przekornie, izolacja i zamknięcie w domu spowodują, że uda nam się wyjść poza siebie, do innych ludzi i całego stworzenia w inny niż tylko fizyczny sposób. Gdy musimy zwolnić tempo życia i obcować dużo więcej sami ze sobą, być może uda nam się poświęcić trochę czasu na odkrywanie jedności w sobie i jedności ze wszystkim, a kiedy nadejdzie czas na odbudowę, nie zapomnimy dzisiejszej lekcji, idea jedności i wspólnoty będzie nam przyświecać i będziemy mogli odbudować nasz świat: lepszy, razem, solidarnie z innymi ludźmi i planetą.

Wicca Tradycyjne. Religia i Kult Wicca w Polsce - Wiccański Krąg
  • Facebook

Na skróty:

  • 1. Czym jest Wicca
  • 2. Czym Wicca nie jest
  • 3. Kowen i Tradycje
  • 4. Koło Roku
  • 5. Rytuał
  • 6. Bogowie
  • 7. Wiccanin, czyli kto
  • 8. Księga Cieni
  • 9. Inicjacja
  • 10. Historia Wicca
  • Jak znaleźć kowen – druga opinia

Nowości na stronie:

  • Interview with Vivianne Crowley
  • Wywiad z Vivianne Crowley, autorką książki „Wicca: stara religia w nowej erze”
  • Witajcie na nowej stronie Wiccańskiego Kręgu

Obecna Faza Księżyca


Pełnia
Pełnia

Księżyc jest obecnie w znaku Skorpiona
Księżyc ma 15 dni
Joe's
all copyrights reserved to Fin Fafarafiel
created & developed by Fin Fafarafiel