Zima była tak ciężka i długa, że miłościwy Błystek, król Krasnoludków, przymarzł do swojego tronu. Siwa jego głowa uczyniła się srebrną od szronu, u brody wisiały lodowe sople, brwi najeżone okiścią, stały się groźne i srogie; w koronie, zamiast pereł, iskrzyły krople zamarzniętej rosy, a para oddechu osiadała śniegiem na kryształowych ścianach jego skalnej groty. Wierni poddani króla, żwawe krasnoludki, otulali się jak mogli w swoje czerwone opończe i w wielkie kaptury. (…)
— Żagiewko — mówił do jednego z dworzan — sługo wierny! Wyjrzyj no na świat, czy nie idzie wiosna? A Żagiewka kornie odpowiedział:
— Królu, panie! Nie czas na mnie, póki się pokrzywy pod chłopskim płotem nie zaczną zielenić. A do tego jeszcze daleko!…
Pokiwał król głową, a po chwili znów skinie i rzecze:
— Sikorek! A może ty wyjrzysz?
Ale Sikorkowi nie chciało się na mróz wystawiać nosa. Rzeknie tedy:
— Królu, panie! Nie pora na mnie, aż pliszka ćwierkać zacznie. A do tego jeszcze daleko!…(…)
Tak przeszedł tydzień, przeszły dwa tygodnie, aż pewnego ranka jasno się jakoś zrobiło, a z lodowych soplów na królewskiej brodzie jęła kapać woda. We włosach też śnieg tajać zaczął, a okiść szronowa opadła z brwi królewskich i zmarzłe kropelki u wąsów wiszące spłynęły niby łzy.
Maria Konopnicka, „O krasnoludkach i sierotce Marysi”
Nadszedł Imbolc.
Powracające światło to pierwsze, co zauważamy w okolicach tego święta. Pewnego dnia, pod koniec stycznia, wychodzimy po południu z pracy, a na dworze nadal jasno. Niekoniecznie jednak musi być cieplej. Z czasów dzieciństwa pamiętam, że w tym czasie nadal było zimno, nadal wiał mroźny wiatr, nadal chłód przeszywał kości, ale jednocześnie biały śnieg zmieniał się w pluchę i brud na ulicach, a zaraz potem brudny zamarzał, co wprawiało w jeszcze większą depresję. Od tamtych czasów klimat nieco złagodniał i zimy nie są aż tak srogie jak kiedyś, szczególnie w Anglii, gdzie mieszkam, a jednak pod koniec stycznia wszyscy już mają dosyć zimna i jak król Błystek wypatrują pierwszych oznak wiosny. A tu, jak na złość pod koniec stycznia i w lutym, zima potrafi skuć lodem bardziej niż dotychczas. Dla osób spragnionych słońca, ciepła i koloru luty bywa ciężki. Ale luty może być też magiczny i pełen pogańskich celebracji.
Na początku lutego chrześcijanie obchodzą święto Matki Boskiej Gromnicznej, Słowianie celebrują powrót Dziewanny, a my, wiccanie, mamy Imbolc. Ale to nie koniec lutowego świętowania. Za dwa tygodnie wielu ludzi na całym świecie, w tym wielu pogan, będzie obchodzić Walentynki – współczesne, niereligijne i mocno skomercjalizowane święto miłości, przez jednych mocno krytykowane, przez innych przyjęte – bo miłości nigdy nie za wiele i każda okazja do jej świętowania jest dobra. Być może te współczesne Walentynki, choć nie wywodzące się z żadnej starożytnej tradycji i żadnej tradycji nie przypominające, jednak zajmują w dzisiejszych czasach miejsce pewnego starożytnego i do szpiku kości pogańskiego lutowego święta: rzymskich Luperkaliów, jak one łączą się ze wcześniejszymi świętami i spełniają ważna funkcję w ludzkiej psychice. Przyjrzyjcie się tym świętom i zadecydujcie sami.
Imbolc
Przez śnieg przebijają się pierwsze przebiśniegi, na gałązkach pojawiają się pierwsze pąki, lada dzień wśród chmur usłyszeć można będzie krzyk powracających żurawi. Pod zmarzniętą powierzchnią, w brzuchu Matki Ziemi, budzą się cebulki i nasiona. Soki zaczynają buzować wewnątrz pni drzew. Wszystko, choć nadal ukryte, zaczyna tętnić życiem od nowa. Dla wiccan, to Bogini wychodzi z ukrycia, z podziemnych kryształowych komnat. Czterdzieści dni temu, w Yule, urodziła syna, ale jak zwyczaj stary nakazuje, przez pierwsze 6 tygodni pozostała z dzieckiem w odosobnieniu – by nabrać sił i się oczyścić. Teraz powraca wraz ze swoim świetlistym synem. Pokazuje mu świat, a jego pokazuje- światu. Bóg słońca jest jeszcze dosyć mały i trzyma się matki, ale już niedługo ją opuści i stanie się samodzielny. Bardzo szybko z dziecka wyrośnie na przystojnego młodzieńca. W końcowych dniach zimy Bóg i Bogini wędrują po świecie. Tam, gdzie ziemi dotknie stopa Bogini, wyrastają przebiśniegi – symbol czystości i nadziei, nowego życia. Gdy tak chodzą, przez następne tygodnie, Bóg i Bogini – tak jak cała przyroda przechodzą metamorfozę.
Z każdym swoim krokiem młody bóg staje się coraz silniejszy, coraz starszy, coraz bardziej niezależny. Siła jego światła i płomienia ma moc oczyszczania, odnawiania i odradzania. Imbolc to pierwszy w roku festiwal ognia, a ogień, jak wszyscy wiemy, nie tylko dostarcza pasji kochankom, ale oczyszcza i uzdrawia. Z każdym swoim krokiem Bogini staje się coraz młodsza, coraz bardziej wolna, coraz bardziej dziewicza (w pierwotnym znaczeniu dziewiczość to po prostu młodość). Była matką – teraz gdy jej dziecko jej nie potrzebuje, staje się znowu panną. Zmiany i oczyszczenie, które przechodzi, jest oczyszczeniem, jakie przechodzi cała ziemia.
Oczyszczenie jest jednym z najbardziej uniwersalnych aspektów święta Imbolc – przetrwało z pogańskich czasów do chrześcijańskiej i ateistycznej współczesności, chociażby w postaci robienia wiosennych porządków. Oczyszczenie związane jest z innym ważnym aspektem tego święta – z płodnością. Wydawałoby się, że jeszcze za wcześnie na myślenie o płodności, że to jeszcze przecież nie do końca wiosna, a jedynie jej zapowiedź, a jednak płodność już w tej chwili odgrywa ważną rolę. Bo do płodności trzeba się przygotować. Oczyszczenie zapewni urodzaj. Młodość jest bardziej płodna.
Z każdym dniem przybywa słońca – to młody Bóg dorasta i nabiera sił, by stać się potężnym kochankiem, potem mężem i ojcem, a jeszcze później królem. Będzie odpowiedzialny za życie na naszej planecie przez najbliższe 10 miesięcy. To on będzie jej ojcem, opiekunem i obrońcą. To on będzie dawał światło i ciepło, by życie mogło kiełkować, rozwijać się i przeżyć. To on odda swoje życie, by wszystko kiedyś mogło się odrodzić. To on będzie słońcem, zbożem i królem dzikich zwierząt. Imbolc to moment, w którym, mimo że Bóg jest jeszcze mały, kształtują się jego przyszłość i jego moc.
Bogini Koła Roku to Bogini Ziemia. Jest jednocześnie panna, matką i staruchą. Stara wiekiem i mądrością bilionów lat, jako potężna matka daje życie nam i całemu stworzeniu: roślinom i zwierzętom w niekończących się cyklach życia i śmierci. By móc zacząć nowy cykl z równą mocą i dawać życie od nowa, sama musi się co roku odmłodzić, oczyścić – zregenerować swoje siły. Co roku staje się panną – gotową na miłosne igraszki i nowe macierzyństwo. Właśnie teraz, w Imbolc, przechodzi tę przemianę. Bogini, jaką spotykamy o tej porze roku, pozwala swojemu dziecku usamodzielnić się i odejść, a sama staje się dziewicą: niezależną, dziką boginią lasów i pól, łuczniczką, wojowniczką, uwodzicielką, bez troski i obowiązków, gotową na nowy flirt.
Aspekty oczyszczenia, uzdrowienia i płodności odzwierciedlone są w nazwie tego święta. Choć nie do końca możemy mieć pewność, która z zaproponowanych etymologii jest trafna, wszystkie wskazują na omówione tutaj aspekty. W starym irlandzkim języku słowo ‘mbolc’ oznacza ‘w brzuchu’, co może odnosić się do płodności i tego, że właśnie w brzuchu Matki Ziemi zaczyna się odradzać przyroda. Ale w języku galijskim istnieje też słowo ‘imb-pholc’, co oznacza ‘obmycie, oczyszczenie się’ i może się odnosić do rytualnego oczyszczenia. Imb-pholc może mieć swoje korzenie w języku praindoeuropejskim, gdzie mogło oznaczać zarówno mleko, jak i oczyszczenie. Tym bardziej, że inna jeszcze etymologia sugeruje, że nazwa może się wywodzić ze słowa ‘oimelc’, oznaczającego mleko owiec.
I tak dotarliśmy do owiec. Co owce mają wspólnego z Imbolc? O tej porze roku owce zaczynają rodzić młode, a ich wymiona pęcznieją od mleka. Dla naszych przodków po długiej, srogiej i zapewne niebezpiecznej zimie był to wspaniały znak, że nadchodzą lepsze czasy. Kończące się zapasy już nie były straszne, bo będzie co jeść. Było co świętować. Dzisiaj nie jesteśmy tak mocno zależni od przyrody, ale w takim razie zastanówmy się nad duchowym symbolizmem owcy. W psychice ludzkiej owca symbolizuje czystość, niewinność, bezbronność i dziecięcy aspekt nas samych. Jakże więc pasuje do symboliki Imbolc, do oczyszczenia i odnowy, dziewictwa bogini i młodości boga. Jakże wszystko pięknie się łączy, nawet jeśli nasi przodkowie byli bardziej skoncentrowani na praktycznym zastosowaniu owiec i nie zastanawiali się nad ich duchowym symbolizmem.
Gromnica
Kiedy na wyspach świętowano Imbolc, na ziemiach słowiańskich, na początku lutego Słowianie czcili Dziewannę, a po chrystianizacji Matkę Boską Gromniczną. Oba te święta mają ten sam oczyszczający, odnawiający aspekt co święto obchodzone w Wielkiej Brytanii: dawniej przez naszych przodków i współcześnie przez wiccan. W Polsce świece płoną w kościołach na Ofiarowanie Pańskie, ale Ofiarowanie Pańskie dawniej znane było jako Oczyszczenie Najświętszej Marii Panny i ma miejsce także 40 dni po narodzinach Jezusa. Od razu widać, jak bardzo wymowa tych świąt łączy się ze sobą i łatwo się domyślić, jak dużo chrześcijańskie święto wzięło od pogańskiego poprzednika.
Dziewanna, jak wskazuje etymologia jej imienia, była boginią światła i ognia, ale także płodności i urodzaju. Jej symbolem była gromnica, która miała strzec domostwa i jego mieszkańców przed piorunami, pożarami i innymi nieszczęściami, rośliny przed wymarznięciem, a zwierzęta domowe przed atakami wilków i przed chorobami. Jej imieniem nazwano jedno z leczniczych ziół, jakie według ludowej magii pomagało w uzdrawianiu bydła. Ziele to zwane było także ‘Królewską Świecą’, a nasi przodkowie, oprócz tego, że używali go do leczenia, robili z niego też knoty do świec.
Świece, nieprzerwanie od starożytności, wydają się ważnym elementem świętowania o tej porze roku, najpewniej na znak powracającego światła oraz oczyszczającego i seksualnego aspektu ognia oraz jako sposób odpędzania złych duchów. Tak, jak kiedyś w starożytnym Rzymie, uczestnicy procesji ku czci bogini Juno Februa (bogini oczyszczenia), Ceres, Proserpiny i Tellus nosili świece i pochodnie, tak i dzisiaj lutowe festiwale zwane są świętami świec. Podobnie jak Dziewanna stała się Matką Boską Gromniczną, tak celtycka Brigit stała się świętą Brygidą, a Imbolc przemianowano na wyspach na Candlemas – mszę świec. Dzisiaj w wiccańskich rytuałach świec z okazji Imbolc przybywa. Co ciekawe w kościele wschodnim święto świec ma miejsce dwa tygodnie później – 15 lutego. Zapamiętajmy tę datę, bo jeszcze do niej wrócimy.
W etnograficznych przekazach Dziewanna przedstawiona jest jako bogini dziewica (dziewica w pierwotnym znaczeniu), władczyni lasów, patronka zwierząt, ziół i wiosny, czasami w towarzystwie jelenia lub innych zwierząt, szczególnie zająców, polująca z łukiem i psami. Nie trudno w tym opisie dopatrzyć się podobieństw pomiędzy Dziewanną a grecką Artemidą lub rzymską Dianą. Długosz potwierdza takie powiązanie:
A jako, że państwu Lechitów wydarzyło się powstać na obszarze
zawierającym lasy i gaje, o których starożytni wierzyli (…)
że Diana rości sobie władze nad nimi (…) przeto (…)
Diana w ich języku Dziewanna zwana (wraz z) Marzanną
cieszyły się szczególnym kultem i szczególnym nabożeństwem
Jan Długosz, Kroniki Sławnego Królestwa Polskiego, 1455
Ale Dziewanna kojarzona jest także z celtycką Brigit oraz z boginią Ceres, a jej dziewiczość nie wynika ze wstrzemięźliwości seksualnej, na co wskazuje fakt, że była boginią płodności.
Mimo, że Dziewanna broniła owiec i innych zwierząt domowych przed wilkami, to także opiekowała się samymi wilkami. Gdy kończy się zima, zwierzęta wyprowadzane są na dalsze od domu pastwiska, a tam częściej stają się ofiarą wygłodniałych po zimie wilków. Dzisiaj wilki mogą nie wydawać się wielkim zagrożeniem. W Polsce spotkać je można tylko w Bieszczadach, gdzie, mało kto wie, nadal często atakują owce. Łatwo jednak sobie wyobrazić, jak liczne kiedyś były ich stada i jak atakowały ludzi gdy wygłodniałe w zimie spotkały ich na swej drodze. Dla naszych przodków wilki stały się symbolem zagrożenia. Ale nie tylko: wilki są też symbolem siły instynktu, wolności, dzikości, intuicji i inteligencji. Symbolika wilka staje się ważna dwa tygodnie po Imbolc. Kiedy w Rosji obchodzi się święto świec, w starożytnym Rzymie, między 13. a 15. lutego obchodzono Luperkalia.
Luperkalia
Tak, jak wiosenne porządki nie zrobią się same w przeciągu godziny, tak i oczyszczanie nie jest jednorazowym rytuałem, lecz procesem rozciągniętym w czasie. Po oczyszczających ceremoniach na początku lutego, w połowie miesiąca starożytni Rzymianie mieli kolejne święto związane zarówno z oczyszczaniem, jak i płodnością. Dzikie, wręcz barbarzyńskie praktyki związane z tym świętem wskazują na jego wyjątkowo stare pochodzenie, stare nawet jak na starożytny Rzym. Luperkalia były też najprawdopodobniej jednym z najważniejszych świąt, o czym świadczyć może fakt, że przetrwały długo po tym, kiedy chrześcijaństwo wyparło pogańską religię i zakazało innych pogańskich tradycji. Przez to być może Luperkalia przejęły funkcję kilku innych pogańskich świąt.
Jako jeden ze starszych festiwali rzymskich Luperkalia przeszły metamorfozę na przestrzeni wieków. Pierwotnie był to festiwal pasterski – Remus i Regulus zwani byli królami pasterzy. Ten pasterski charakter spowodował, że część badaczy połączyła Luperkalia z podobnym festiwalem pasterskim z Grecji i Arkadii, poświęconym bogu płodności, greckiemu Panu, którego rzymskim odpowiednikiem był Faunus. Nie ma jednak dowodów na to, jaki bóg czy bogini byli czczeni podczas tego święta. Często wspomina się o Faunusie, Panie, Lyceanusie, Inuusie, Bachusie czy Juno. W późniejszych czasach pojawia się imię boga Lupercusa, ale najprawdopodobniej jest to bóg, który wyrósł z tradycji Luperkaliów, a nie bóg, który dał jej początek. Być może Luperkalia były bardziej rytuałem magicznym, a nie religijnym, nie chodziło w nich o czczenie boga, ale o symboliczny i magiczny akt oczyszczenia i płodności. Być może dlatego przetrwały tak długo. Gdy obywatele starożytnego Rzymu przestali być ludem pasterskim, Luperkalia stały się festiwalem ulicznym i to na ulicach Rzymu i innych ważnych miast odgrywano ich fabułę.
Tak, jak na początku lutego to owce i ich mleko były zwierzętami bardziej symbolicznie związanymi z oczyszczeniem, tak teraz do głosu dochodzą wilki. Tak jak owce, wilki w kulturze pasterskiej odgrywają bardzo dużą rolę. Pamiętacie, że Dziewanna chroniła przed wilkami, ale także chroniła same wilki? Podobnie było w Rzymie. Związek Rzymu z wilkami zna każdy, kto słyszał mit o Romulusie i Remusie, dwóch bliźniakach wykarmionych przez wilczyce. Znowu pojawia się mleko. Podczas gdy mleko owcy miało znaczenie bardziej oczyszczające, mleko wilka zwraca naszą uwagę na to, co można z mlekiem wilka wyssać: dzikość, intuicję i głębokie instynkty, z którymi blisko związana jest seksualność.
Płodność bez seksualności jest niczym, dlatego seksualne aspekty stają się ważne w lutowych festiwalach, a same festiwale charakteryzują się rozluźnieniem norm i reguł społecznych. Wilki i ich mleko uczą nas o wolności, seksualności i płodności. Czystość związana z owcami prowadzi do oczyszczenia, odrodzenia i odnowy biologicznej całej planety, do pozbycia się tego, co stare, schorowane, niepotrzebne, hamujące rozwój, oraz do zrobienia miejsce na nowe. Płodność związana z wilkami wskazuje nam seksualność, dzięki której to nowe może nadejść.
Festiwalowi Luperkaliów przewodniczyli Luperci – młodzi, sławni i na tę okazję nadzy mężczyźni. W roku 44 n.e jednym z Luperci był Marek Antoniusz. Rytuał oczyszczenia i płodności zaczynał się złożeniem ofiary z kóz – zwierząt widzianych jako bardzo mocno związane z płodnością, siła seksualną oraz seksualnym instynktem, a także psów – zwierząt związanych z oczyszczeniem. Zanim zakrwawiony nóż mógł zostać wytarty wełną namoczoną w mleku, dwóch Luperci musiało podejść do ołtarza, by ich czoła mogły zostać pomazane krwią z noża. Po wyczyszczeniu noża i czoła, młodzieńcy musieli wybuchnąć śmiechem i zacząć krzyczeć. Następnie przychodził czas na ucztę, podczas której nie żałowano wina, a Luperci cieli skóry ofiarnych zwierząt na mniejsze kawałki i na rzemienie, owijali swoje ciała w część skór i rozdzielali się na dwie grupy, by biegać wśród zgromadzonych na Wzgórzu Palatyńskim tłumów i bić rzemieniami wszystkich, którzy znaleźli się w pobliżu. Szczególnie ważne było to dla kobiet, które chętnie same podchodziły do Luperci po uderzenia. Uderzenie rzemienia miało bowiem oczyszczać kobietę i zapewnić jej płodność.
Machanie i bicie rzemieniami było aktem symbolizującym oczyszczenie całej ziemi i ludzi, choć pierwotnie najprawdopodobniej stosowano tę tradycję tylko w stosunku do zwierząt gospodarczych, szczególne owiec. Waga, przykładana do lutowych świąt oczyszczenia, musiała być wielka, skoro cały miesiąc został nazwany February (februare = oczyszczać). W roku 484 n.e papież Gelasius ustanowił zakaz świętowania Luperkaliów, ale ich oczyszczający aspekt przetrwał w formie chrześcijańskiego Święta Oczyszczenia, a gospodarze nadal w tym miesiącu modlą się do swojego boga, jak kiedyś do Marsa i jego Matki Juno Februa, by odpędzić choroby, niepłodność, zniszczenie, nieszczęścia i złą pogodę oraz zapewnić sobie udane zbiory– ‘morbos visos invisosque, viduertatem vastitudinemque, calamitates intemperiasque’
Walentynki
Płodność związana jest z seksualnością, a seks, choć nie zawsze, jednak przeważnie związany jest z miłością, nawet jeśli tylko fizyczną. W czasie starożytnych świąt płodności normy społeczne pozostawiano z boku, a ludzie czuli się bardziej wyzwoleni i mniej skrępowani. Luperkalia miały swoją seksualną wymowę a igraszki seksualne, czy to pomiędzy długoletnimi partnerami, świeżymi kochankami, czy osobami jedynie zaczynającymi się sobą interesować, choć nie opisane, mogły odgrywać w nim ważną rolę. Przez ostatnie 1600 lat nikt nie obchodził Luperkaliów, zamiast tego dzisiaj wielu ludzi na świecie obchodzi Walentynki.
Czy obecne święto miłości ma coś wspólnego z dawnym świętem płodności? Nic na to nie wskazuje. Nie ma żadnych dowodów na zachowanie ciągłości historycznej pod jakimkolwiek względem. Nikt dzisiaj w Walentynki nie biega nago po ulicach miast, biczując napotkanych przechodniów, nikt nie składa kóz i psów w ofierze. Dzisiaj świętujemy w bardziej ‘cywilizowany’ sposób: pary kochanków wybierają się na romantyczne randki, dają sobie prezenty, a zakochani, którzy chcą dać komuś znać o swojej miłości, wysyłają walentynki. Wydaje się, że jedyne, co te święta mają wspólnego, to data i ich seksualny charakter.
W V wieku, kiedy Gelatius zabronił świętowania Luperkaliów i zamiast nich ustanowił święto oczyszczenia, nikt jeszcze nie słyszał o Św. Walentym. Dzień ten nie stał się dniem upamiętniającym chrześcijańskiego męczennika na długo po śmierci Gelatiusa. Nawet nie wiadomo dokładnie, o którego Św. Walentego chodzi, jako że było ich trzech. Najwcześniejsza wzmianka o tym dniu jako o dniu miłości pojawia się w średniowiecznej, angielskiej księdze z 1380 roku, ale… opowiada o ptakach. Faktycznie połowa lutego jest okresem, w którym ptaki zaczynają swoje godowe tańce i śpiewy. W roku 1380 nikt już nie pamiętał o Luperkaliach, więc nie mógł z nich czerpać inspiracji, ale prawdopodobnym jest, że ludzie czerpali inspirację od ptaków i już w najdawniejszych czasach powiązali luty z romansem.
Ponieważ geneza Walentynek jest nieznana, na temat początków tego święta powstało wiele legend. Jedna opowiada o biskupie Walentym, który przeciwstawił się cesarzowi Klaudiuszowi II, kiedy ten zabronił młodym mężczyznom zawierać śluby z racji tego, że mężczyźni bez rodzin byli lepszym materiałem na żołnierzy. Za dawanie nielegalnych ślubów został ukarany i stał się męczennikiem. Inna legenda głosi, że inny Walenty pomagał chrześcijanom uciekać z rzymskich więzień, przez co sam trafił za kratki, zakochał się w córce jednego ze strażników i wysłał jej pierwszą w historii świata walentynkę. Jeszcze inna legenda łączy Walentynki z Luperkaliami i głosi, że w niektórych regionach Imperium Rzymskiego młode niezamężne kobiety wkładały swoje imię do urny lub dzbana, a młodzi, niezamężni mężczyźni losowali swoje wybranki. Pary w ten sposób połączone przebywały ze sobą przez jakiś czas, a czasami ich ‘romans’ przeradzał się w długotrwały związek. Te pierwsze losowane karteczki miały dać początek zwyczajowi pisania walentynek. Pierwsza wzmianka o takiej tradycji pojawia się jednak dopiero w wieku XVII i najprawdopodobniej jak pozostałe dwie legendy nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.
Być może Walentynki stały się lutowym świętem miłości ze względu na datę śmierci Walentego, być może jednak umiejscowiono je tam ze względu na długie powiązanie tego miesiąca z płodnością i romansem. Mimo, że większość ludzi uważa walentynkowe tradycje za relatywnie współczesne i rozpropagowane ze względów komercyjnych to przykłady pierwszych Walentynek można znaleźć już w XV wieku. Być może Walentynki stały się dzisiaj tak mocno popularne ze względu na umiejętne manipulowanie apetytami konsumenta, ale być może też obchodzimy je, ponieważ w naszym zabieganym świecie, wypełnionym pracą i kłopotami dnia codziennego, potrzeba nam odskoczni, dnia miłości, w którym możemy zapomnieć o problemach i konfliktach i zamiast tego celebrować to, co czyste i szlachetne w nas i naszych bliskich, albo zapomnieć o tym, co wypada, a co nie i z większą niż zazwyczaj wolnością oddać się przyjemnościom seksualnym, zrobić coś szalonego, coś, co nie leży w naszym charakterze, spełnić marzenie, zrobić odważny, dziki krok.
Możemy też użyć tego święta tak, jak nasi przodkowie używali Imbolc, Gromnicy czy Luperkaliów dla oczyszczenia i odnowienia siebie samych, naszych związków, naszego życia, by tchnąć w nie nowy romans i nową miłość. Dla tych, którzy spędzają to święto razem, może to być dobry czas na odświeżenie wzajemnej pasji, dla osób w nieudanych związkach – być może nadszedł moment oczyszczenia, odejścia od partnera, który hamuje nas w rozwoju, który powoduje, że jesteśmy nieszczęśliwi i na zrobienie miejsca na nowy romans.
Wiosna
Po kilku nieudanych próbach wysłania krasnali na poszukiwanie wiosny, Król Błystek zadecydował, że do misji takowej najbardziej nada się kronikarz nadworny i wielce uczony krasnal, Koszałkiem Opałkiem zwany. Po dokładnych przygotowaniach Koszałek Opałek w podróż po świecie się wybrał, a tam przygody ciekawe miewał. Wędrował w czasie, kiedy obchodzono Imbolc, czczono Dziewannę, czy odprawiano Luperkalia. Wreszcie, po perypetiach różnych, zmęczony nie lada, na trawie przysiadł, by obliczenia w kronice swej robić. Z rachunków mu wychodziło, że wiosna wcale nie przyjdzie. A gdy tak siedział z nosem w księgach swoich:
(…) od południowego stoku wzgórza wyszła piękna dziewica, trzymając ręce wzniesione nad ziemią i błogosławiące. Bosa szła, a spod jej stópek błyskały bratki i stokrocie; cicha szła, a dokoła niej dźwięczały pieśni ptasze i trzepoty skrzydeł; ciemna była na twarzy, jak ciemną jest świeżo zorana ziemia, a gdzie przeszła, budziły się tęcze i kolory; oczy spuszczone miała, a spod jej rzęsów biły modre blaski.
To była wiosna.
Szła tak blisko Koszałka-Opałka, że go trąciła jej lniana szatka, ciepłym tchem wiatru owionięta; i tuż przy nim zapachniały fiołki, przytulone równianką do jej jasnych włosów. Ale uczony kronikarz tak był zajęty obliczaniem: jak, kiedy i którędy wiosna ma przybyć na świat — że zgoła jej przejścia nie widział. Pociągnął tylko długim nosem woń słodką, ulotną i pochylony nad swą wielką księgą, pilnie zapisywał to wszystko, co mu z rachunku wypadło.
Maria Konopnicka, „O krasnoludkach i sierotce Marysi”
Oderwijmy się zatem dzisiaj od pracy, biurka czy telewizora. Pójdźmy do lasu i wypatrujmy pierwszych oznak wiosny. Nie przegapmy jej nadejścia jak Koszałek. Zaprośmy starożytną boginię Brigid czy Dziewannę, by jak do domów naszych przodków, tak i do nas przyszły i błogosławiły domownikom. A kiedy zapalisz świeczki, czy to na początku lutego w zaciszu domu, w samotności, czy w połowie lutego w restauracji z partnerem lub partnerką – pomyśl o tym, co symbolizować może ten płomień: pasję, uzdrowienie, oczyszczenie? Nazwij rzecz, której potrzebujesz i poproś o nią ten ogień. Pomyśl o bogini płodności, oczyszczenia i uzdrowienia i o młodym bogu, który stanie się jej kochankiem i o dzikiej pasji, jaka ich połączy. Pomyśl także o owcach i wilkach i starożytnych rzymskich Luperkaliach – być może jednym z pierwszych festiwali miłości jakie zapisano w historii Europy.