Julian Vayne jest zaangażowany w praktykę magii od około trzydziestu lat. W tym czasie pracował w paradygmacie magii chaosu, thelemy, szamanizmu, druidyzmu, tradycyjnego wicca i tantry. Jest autorem wielu artykułów, kilku książek oraz współtwórcą znanego w zachodnim świecie magijnym Bloga Bafometa (https://theblogofbaphomet.com). Prowadzi wykłady i warsztaty poświęcone magii a na co dzień żyje i tworzy w malowniczym zakątku Devon. Poniższy artykuł pochodzi z jego książki „Deep Magic Begins Here… tales and techniques of practical occultism”.
Dredd, Pan Cieni
O Rogaty, od jak dawna Cię znam? Przypominam sobie Twój kształt jako rzeźbioną antylopę, o podłużnym ciele i spiralnych rogach. Odkryta w sklepie z używanymi rzeczami i pieczołowicie przechowywana w moim pokoju między pnącymi roślinami. Składałem Ci ofiary w czasie, gdy straciłem mleczne zęby: szkliwo i krew. Nazwałem Cię 'Rammastaff’, mój sekretny Bóg, inspirowany opowieścią Sakiego o Sredni Vashtar. Byłeś moją dziecięcą religią.
Następnie stworzyłem Cię jako maskę. Papier – mache i czarna farba. Wyobrażałem sobie Twoich czcicieli; bylibyśmy “Czarnym Kultem”, uprawialibyśmy dzikie tańce i ofiary w Twoim imieniu.
Twoja forma zdawała się mnie przywoływać z 2000AD – to znaczy komiksu. Pamiętam, kiedy otrzymałem drugie wydanie i gorliwie czytałem komiks o Judge Dreddzie. Ten przedstawiciel prawa z XXII wieku wykonywał swą pracę ukryty pod ciemnym hełmem z przyłbicą. Pamiętam, kiedy czytałem to po raz pierwszy dodając to, czego moim zdaniem brakowało na rysunkach głównego bohatera – rogów.
Znam cię jako kozła sabatu Leviego oraz ikonę Karnayna przedstawionego w ilustrowanych, ezoterycznych książkach na temat Aleksandriańskich czarownic. I gdy czytałem więcej i więcej okultystycznego kanonu znajdywałem cię wciąż na nowo.
Halloween roku 1981, jestem przygotowany. Mój pokój jest przyciemniony a wielkie stożkowate świece palą się w olbrzymich kandelabrach, które sam przygotowałem. Moja Księga Cieni spoczywa na pulpicie, kolejnym przedmiocie stworzonym własnoręcznie. Na ołtarzu (także ręcznej roboty) leży moje athame, kielich i reszta odpowiednich magicznych parafernalii.
Mam zamiar dokonać mojej pierwszej inwokacji i przyjęcia godformy. Przeczytałem całą teorię i przygotowywałem się przez codzienną medytację atrybutów wybranego bóstwa. Dosłownie zbudowałem wyposażenie mojej świątyni oraz, co ważne, zorganizowałem zajęcie poza domem dla moich rodziców i siostry, dopóki nie skończę.
Krąg jest zakreślony a kadzidło ze styraksu i patchuli unosi się w powietrzu. Jego kłęby gwałtownie wypełniają pokój, spiralnie unosząc się z metalowego kotła w którym spoczywa węgiel. Zaczynam inwokację Seta.
Oczywiście Set, Seth, egipski pan ciemności i chaosu, nie posiada rogów, lecz w zamian ma uszy nieznanego gatunku (dziwnie kwadratowe, wyglądające raczej kosmicznie, jak zawsze uważałem). Jednak w moim umyśle zajmuje niemal tę samą niszę, co Rogate Bóstwo Samhain. Co więcej, jego biseksualność odwoływała się do moich upodobań oraz teoretycznego zrozumienia liminalnej gnozy.
IAO IO IA SET, SETH, SHAITAN… trzymając moje athame wypowiadam inwokację i zaklęcie zaczyna działać. Z moich szczęk zaczął formować się zielony, smolisty, krystaliczny pysk, a z mojej głowy zaczęły kiełkować te nietypowe uszy (czy może było to poroże?). Poczułem, jak moje ciało robi się większe, jak żaba nadmuchiwana przez niegrzecznego ucznia; moje ramiona stały się ogromnymi rogami z wulkanicznego szkła. Z moich palców wyrosły eleganckie paznokcie o diamentowej ostrości. Byłem Setem.
Przenosimy się do roku 1989. Jesteśmy w domu w Lincolnshire, kilka czarownic, nagich i tańczących. Jest Beltane a ja poluję, biegnąc ze stadem., szukając Króla Jeleni. Las tańczy między moją zdobyczą a mną. Ciemnowłosy sadhu (który wkrótce stanie się gwiazdą magii chaosu, grający rolę części lasu, kryjącej przede mną ofiarę) umiejętnie unika mojego ostrza. Ja jednak idę po tego jelenia, mój nóż wznosi się ponownie, oczekując krwi na podłodze salonu, jednak Arcykapłanka woła „padnij”! Sadhu upada na ziemię, Król jeleni nieruchomieje. Jego twarz jest wymazana popiołem a ja koronuję się jego porożem. Węże wymalowane są na moich nadgarstkach. Arcykapłanka i ja dokonujemy Wielkiego Rytu.
Lata później… Spadam, spadam na ziemię. Naprzeciwko mnie wisi gobelin w błotnistych zieleniach, fioletach i świetlistych spiralach w barwie indygo. To migotanie i przechodzenie jednego w drugi… i ten dźwięk. Syczenie krwi w moich uszach, warkot roztrzaskujących się wszechświatów. Sinusoidalne fale unicestwienia i ponownego stworzenia, a za tym wszystkim warcząca, basowa nuta, zmieniająca się wykładniczo na coraz to wyższą, wznosząca się z najgłębszych czeluści Piekieł aż po szczyty Niebios.
To przytłaczające. Ja, to nie ja. Ja, to Wszystko! Jestem nieograniczoną świadomością. I w zamian wiem, że moja forma, moje ciało, to sensoryczne organy boga, Bafometa.
Wierzę, że doświadczenie zmienionych stanów świadomości, gnozy lub transu, pozwala nam uświadomić sobie ukrytą naturę rzeczywistości, jej okultystyczne wzorce. W stanie wywołanym enteogenicznie, dla przykładu, zaczynamy dostrzegać głębokie wzorce oddychania, ruchu gałek ocznych lub obecności wrażeń świetlnych. Możemy podróżować, ponad ograniczoną wrażliwość fizjologicznej aktywności, aż do rdzenia świadomości. Kiedy widzimy fraktalne wzory na, powiedzmy, grzybach, widzimy myśli, procesy mentalne. Ruch tych form jest podstawową jednostką poznawczą. Podstawową funkcją organizmów żywych jest ruch; ameba może poruszać się w kierunku do czegoś lub od czegoś. Kiedy na psychodelikach widzimy wzory płynnie przechodzące jeden w drugi, obserwujemy relację pomiędzy myślami wyrażoną poprzez ruch geometryczny. Świadomość wszechświata jest 'tym czymś’, co powoduje załamanie się wszech-potencjalnego chaosu w pojedyncze byty (czy raczej czyny, jako, że załamanie daje przyczynę ruchowi). To przechodzenie – w – stan – bycia jest tym, co widzimy podczas transu. Załamuje się nasze poczucie czasu, zmienia się częstotliwość odświeżania zwykłej świadomości a percepcja rekursywna zagina się w samej sobie; zaczynamy dostrzegać fraktalną naturę rzeczywistości.
W czasie transu uczymy się. Kiedy wchodzimy w stan transu, otwieramy się na 'sugestię’, czyli jesteśmy w stanie w dużo większym stopniu przyjmować lekcje z zewnętrznych źródeł. Oczywiście ta cecha psychiki może zostać wykorzystana w dobrym, lub złym celu. Do uzdrawiania, bądź zadania krzywdy. Podczas transu ludzie objawiają zredukowaną zdolność krytyki. Trans jest narzędziem magii, marketingu, propagandy i marzeń.
Jakkolwiek zostały wywołane (przez rytuał, taniec, psychodeliki, czy inną metodę), zmienione stany świadomości są rdzenną cechą naszej biologii. Możemy stwierdzić, że zawsze tacy byliśmy. Współcześni archeolodzy badają materiał kulturowy starożytnych wierzeń przez pryzmat neurofizjologii. Odkodowując starożytne malowidła jaskiniowe, dostrzegli podstawowe elementy procesu wchodzenia w stan transu. Podróż szamańska sprzed 10.000 lat oraz ta dzisiejsza, jest wynikiem tego samego neutralnego procesu.
Bafomet jest dla mnie tym samo-świadomym procesem znajomości technik i topografii stanu trasu. Oto dlaczego jest w tej postaci obecna aura antynomiczności. To Lucyfer, Prometeusz, duchowy buntownik. Jest przebudzeniem do religii, w której mistyczna ekstaza oraz cudotwórstwo można opisać, jako zakorzenione w ciele. Jest religią, w której fizyczne sakramenty są potężnymi środkami stymulującymi, które naprawdę działają. Religią, w której uświadamiamy sobie, że to my jesteśmy Bogiem. I że nie ma Boga poza Człowiekiem.
Szamanizm jest adaptacją. Serią technik, które wyewoluowały w taki sam sposób, jak ręce, czy oczy. Bębnienie, loty do wewnętrznych światów, psychodeliki, oraz połączenie tych technik powoduje trans. W stanie transu możemy stymulować reakcje immunologiczne zarówno na poziomie indywidualnym, jak i kulturowym. Postrzegając światy wewnętrzne w kategorii duchów, rozszerzamy nasz małpi styl towarzyski do doświadczeń, do których dostęp daje nam trans. Nie jest to płytki antropomorfizm, lecz bardzo błyskotliwy podstęp. Nasze mózgi są przystosowane do złożonych relacji socjalnych. Przez postrzeganie myśli nie jako rzeczy, a raczej jako bytów, możemy otworzyć kanały komunikacji i kontroli z dużo większą łatwością, niż gdybyśmy się upierali przy groteskowej 'obiektywnej percepcji’.
Oto dlaczego w moim pojęciu Życie jest Wielkim Duchem, którego nazywam Bafomet. Jeśli chcesz z czymś rozmawiać, dobrze jest się do tego zwracać po imieniu.
Dlaczego więc rogi? Kto wie? Jest to być może naturalna tendencja umysłu do zwracania uwagi na wertykalną symetrię twarzy. Twarz, którą widzę u Bafometa ma kształt litery V: Wiedźma Nemezis, Łowca Herne. Rogi jako mocno zakorzeniona oznaka mocy? (Cóż, zwracaliśmy uwagę na rogate bestie jeszcze przed budową Çatal Höyük). Rogi jako podstawowa dualność wyrastająca z jedności? Być może te rogi są jajowodami lub kształtami roślin? Lub może prosty a jak znaczący matematyczny fakt, że od jeden podnosi się do dwóch a stamtąd do wielości. Rozgałęzienie dendrytów, jak neutrony, czy drzewa.
Rogate bóstwo (upieram się, aby je widzieć jako zarówno męskie, jak i kobiece) jest prawdziwą siłą wyłaniającą się we współczesnym wieku. Wicca spowodowała wzrost popularności Rogatego Boga w tym samym czasie, w którym została wynaleziona energia nuklearna i LSD. Mikroskopijne atomy wzrastające do formy wirującego grzyba (zarówno w umyśle, jak i nad japońskimi miastami).
Mówię jako szaman. To głos, który możemy wszyscy dzielić, głos, który może prowadzić do kolektywnej świadomości dla dobra lub zła naszego gatunku. Śpiewa się przeze mnie pieśń, wyśpiewując wszelką kreację do egzystencji. A ten akt kreacji dzieje się w każdym momencie. Jeśli Wielki Wybuch zdarzył się przed powstaniem czasu, wtedy możemy stwierdzić, że to, co zdarza się teraz, zdarzy się w przyszłości. Jak może rozwinąć się wszechświat, po zdarzeniu, które nastąpiło przed samym zdarzeniem się czasu?
Modlę się z tytoniem. Przede mną święty ogień pejotlu zamieciony w kształt Ptaka Grzmotu. Modlę się, aby święte lekarstwo mogło zostać użyte mądrze i z należytą rozwagą. Modlę się, abyśmy mogli zmiękczyć serca tych, którzy zabroniliby nam takich praktyk. O Wielki Duchu, którego nazywam Bafomet, usłysz mą modlitwę!
Szatan, Bafomet, Bogini Świata. Nasze dzieło, Wielkie Dzieło Magii, ma się przebudzić. Indywidualnie i jako gatunek. Ciągła Iluminacja; oto nasze Dzieło. Jednak ta Iluminacja to cały proces; wchodzenie w stan transu i przerywanie go; wchodzenie w nowy trans, i w jeszcze nowszy (i ciągłe przerywanie go…). Za każdym razem, jako magowie, przechodzimy od stanu do stanu, transu do transu, niszczymy świat. Jak pisklę Abraxas dodziobujące się do Misterium. Lub jak w Antycznej Sadze o Ankh – Morphork zaobserwowała trafnie Pani Cosmopolite: „nie da się zrobić omletu bez stłuczenia kilku jaj”. Jest to ruch między stanami, które mag ma zadanie posiąść, ujeżdżając Rekina Pragnienia do manifestacji. Niekończąca się parada tego, co Crowley nazywał żołnierzem i garbusem – !?!?!?!?
Mag jest artystą sfery intelektu (nusfery). Jest technikiem świętości. Łączy elementy w rytuale, w specyficznych formach transu, w celu otwarcia nowych możliwości realizacji. Aby to urzeczywistnić potrzebujemy podstawowych praktyk: jogi, medytacji, aby umieć się poruszać w świecie. Musimy się odważyć, aby móc wskoczyć w Misterium. Dla mnie praca z Bafometem na tym właśnie polega. Pomiędzy dźwiękami istnieje cisza, gdzie jesteśmy w stanie rezonować z nieznanym, czas, gdy możemy słuchać wszechświata. To właśnie jest podstawowa praktyka. A następnie przychodzą dźwięki, rytuały przerywające stan transu, nadające znaczenie światu.
Końcowe wspomnienie. Podczas gdy jestem prowadzony do Kaplicy (ściany udrapowane banerami głów kozłów, odwróconymi pentagramami i ośmioramiennymi gwiazdami), widzę, co zostało zaplanowane. Test. Zawsze jest jakiś test a tym razem, jako, że chantowana jest Msza Chaosu B, czuję, że będę tym, który zostanie opętany, będę ja.
OL – SONUF – VAROSAGAI – GOHU
Ja – Władam – Nad Tobą – Rzekł
VOUINA – VABZIR – DE – TEHOM – QUADMONAH
Smok – Orzeł – Pierwotnego Chaosu
ZIR – ILE – IAIDA – DAYES PRAF – ELILA
Ja Jestem – Pierwszym – Najwyższym – Który Żyje – w Pierwszym Aetyrze
ZIRDO – KIAFI – CAOSAGO – MOSPELEH – TELOCH
Ja Jestem – Terrorem – Ziemi – Rogami – Śmierci
PANPIRA – MALPIRGAY – CAOSAGI
Zsyłającym – Ogień Życia – Na Ziemię
Zazas, Zazas Nasatanada Zazas!
Biała Ciemność podnosi się i jestem przepełniony zwierzęcą inteligencją, szaleństwem i mocą. Jestem szalony, maniakalny, obłąkany, obserwuję moje ciało, w którym pozostała szczątkowa samo-świadomość (jako blady duch, uwiązany do ciała wypełnionego jakąś nieziemską mocą). Słyszę głosy; składają ofiarę Bafometowi. Gówno, świeże i śmierdzące. Przycupnąłem nagi na ławie niczym biały gargulec. Moje dłonie to kryształowe szpony. Odchody nie śmierdzą odpychająco lecz raczej niczym bogata, ciemna gleba. Czarna Magia. Moje ręce wyciągają się; chwytają ekskrementy i rozsmarowują je po mojej twarzy i ciele.
Bafomet przemawia.
„Ty, w kręgu ze mną, jak uroczo!”
Lata później znalazłem się w samym sercu Londynu. Jest sierpień 2009 roku i przez jedną godzinę czwarty cokół na Trafalgar Square będzie zamieszkany przez Bafometa. Wzywam strażników czterech kierunków; pokrywam platformę bluszczem i różami. Jasne, rozproszone światło letniego poranka zmienia moje ciało w ciemny zarys postaci. Bębny wzywają duchy, barbrzyńskie słowa inwokacji unoszą się w powietrzu i przybywa Bafomet, przynosząc dzikość w serce miasta. Rzucając nasiona z jego-jej bębna, Bafomet spuszcza DNA na ziemię… i tańczy i krzyczy.