Czy krokodylowi można zaufać?

O Doskonałej Miłości i Doskonałym Zaufaniu cz. 2 Zaufanie


W pierwszej części snuliśmy rozważania na temat Doskonałej Miłości. Dzisiaj przyszedł czas na Doskonałe Zaufanie. Wiele osób natrafia tutaj na przeszkodę, bo o ile zakochać może się każdy i uważać tę miłość będzie za doskonałą, o tyle zaufać komukolwiek może nam być bardzo trudno.

Kiedy miałam 15 lat, moje podejście do miłości i zaufania nie różniło się od podejścia moich przyjaciół. Zaufanie dajemy tym, w których czystość intencji wierzymy, a także cenimy ich charakter, wiedzę lub umiejętności. Opiera się ono na doświadczeniu i, podobnie jak z szacunkiem, można je zyskać lub stracić, trzeba sobie na nie zasłużyć i nie należy ofiarować go komuś, kto tego nie zrobił. Miłość była dla mnie tym uczuciem, którym obdarzamy członków rodziny i oczywiście dajemy ją chłopakom czy dziewczynom, jeśli mamy to szczęście, by się zakochać. Wychowanie w Kościele Rzymskokatolickim wiązało się z ciągłym słyszeniem o miłości Jezusa i zaufaniu Bogu oraz kochaniu siebie nawzajem, ale, szczerze mówiąc, ta „podniosła” miłość istniała raczej na jakimś wysokim i absurdalnym planie abstrakcji i na pewno nie czuło się jej codziennie w świecie, między wyznawcami, zatem mogłaby wcale nie istnieć. Tym bardziej ciężko było komukolwiek zaufać.

A później, w wieku osiemnastu lat, spotkałam kapłankę z Indii, która inicjowała mnie w tajniki medytacji. Za pierwszym razem, gdy wspólnie medytowałyśmy, weszłam w tak głęboki stan, że od razu dała mi osobistą mantrę i nowe magiczne imię. Spotkałyśmy się tylko raz, ale wciąż medytowałam i moje patrzenie na świat szybko się zmieniło. Po kilku miesiącach medytacji zrozumiałam, że miłość nie jest jedynie emocją, że to stan umysłu i tak samo jest z zaufaniem. To rzeczy najważniejsze i najcenniejsze, coś, co powinniśmy w sobie pielęgnować. To poczucie pogłębiło się, gdy pewnego dnia doświadczyłam czegoś, co psychologowie nazywają przeżyciem szczytowym. Usiadłam, bardzo zmęczona po całodniowej podróży autostopem gdzieś w Europie, nie oczekując niczego niezwykłego, zamknęłam oczy i na moment przestałam istnieć. Zupełnie nagle, przekroczyłam swoje ego i stałam się jednością ze wszystkim. Na te kilka chwil wiedziałam i rozumiałam wszystko. Czułam, że mocą, która napędza wszechświat i przenika każdą jego cząstkę, jest Miłość, bezwarunkowa i piękna, nieco przerażająca w swojej sile i nieskończoności. W tamtej chwili wszystko, czym byłam, stanowiła miłość napełniona nieograniczonym zaufaniem w to, że wszystko jest dokładnie takie, jakim być powinno, nawet te rzeczy, które rozumiemy jako złe, wcale nie są złe, a tak naprawdę wszystko jest dobre. Jeśli chodzi o moje poglądy na temat miłości i zaufania – nie było już powrotu.

Wicca

Tak więc, gdy natknęłam się na wicca i po raz pierwszy usłyszałam hasło Perfect Love i Perfect Trust, uznałam je za kolejny znak, że to droga dla mnie. Nie miałam bladego pojęcia o tej religii, nie przeczytałam żadnej książki i nie znałam zbyt wielu wiccan, jednak pojawiło się ta wewnętrzna pewność, że jest to właściwa dla mnie ścieżka. Wicca stała się moją miłością od pierwszego wejrzenia i zaufałam instynktowi. Pierwszy stopień jest oczywiście aktem zaufania i na miesiąc, nim go otrzymałam, miałam medytować nad doskonałą miłością i doskonałym zaufaniem, a swoje wnioski zapisać. Lata później wciąż medytuję nad tym zagadnieniem. Doświadczenie szczytowe kształtowało moje nastawienie względem Miłości i Zaufania od chwili, gdy go doświadczyła, jednak aktywność wiccańska nadała mojemu doświadczeniu tego zjawiska również bardziej praktycznego, a nie tylko mistycznego wymiaru. Czego nauczyłam się o zaufaniu?

Doskonałe Zaufanie

Po przeczytaniu pierwszej części, domyślacie się,  że jestem idealistką. Wierzę, że zaufanie stanowi coś znacznie większego niż to, co możemy zaoferować innym w relacjach międzyludzkich. Ufam Wszechświatowi i Bogom w sposób, jaki zaszczepiła we mnie moja praktyka: wierzę, że rzeczy są takie, jakie być powinny, że nic nie dzieje się bez powodu, że istnieje pewien plan, a mądry kosmiczny umysł wie, co robi nawet jeśli ja sama nie posiadam jego perspektywy. Rozumiem, że być może nigdy nie będę świadoma tego, czym jest WIĘKSZY PLAN, jednak wierzę, że on istnieje. Ufam, że mam w nim swoją małą rolę do odegrania i że – podobnie jak wszyscy inni ludzie – jestem prowadzona przez boski umysł, by osiągnąć swój potencjał i swoje cele. Ufam też, że dostaję lekcję, które pomogą mi zebrać wiedzę i umiejętności do wypełnienia tego potencjału. Wiem, że te lekcje bywają trudne, gorzkie, nawet bolesne, jednak wierzę, że są niezbędne, bo nawet spotkanie krokodyla może okazać się istotną częścią procesu nauki. Brzmi to może tak, jakby moje życie było usłane różami i jakbym ignorowała tragedie, które przytrafiają się innym. Nie jest tak; po prostu miłość i zaufanie odczuwane przeze mnie podczas Doświadczenia Szczytowego wciąż mi towarzyszą.

To prawda, że miewam w życiu momenty wspaniałe, dobre, pełne błogości, gdy wszystko idzie jak trzeba, bez żadnych problemów, jednak bywa i tak, że wszystko się pieprzy. W tych dobrych chwilach łatwo mi wierzyć, że Bogowie i Wszechświat prowadzą mnie i chronią. Dużo trudniej wierzyć w to, gdy wszystko idzie źle. Jednak pomimo ciężkiej choroby, która na kilka miesięcy przygwoździła mnie do łóżka, pomimo tego, że raz omal nie umarłam, a osobę, którą kochałam, dotknął rak, pomimo różnych finansowych problemów i doświadczania przykrości ze strony psychopatów i narcyzów włączając w to kontekst wiccański, pomimo tego, że przez kilka miesięcy cierpiałam z powodu ciężkiej depresji spowodowanej bliskością pewnego psychopaty, nigdy nie straciłam ufności względem Bogów i Kosmosu. Nie ważne, co się dzieje, wierzę, że stoi za tym jakiś powód i że zyskuję dzięki temu szansę by się czegoś nauczyć, wzrastać i wykazać się czymś ważnym. Jeśli zdarza mi się o tym zapominać, to tylko na krótko. Potem przypominam sobie, że mam wspaniałe życie i otrzymuję w nim wiele błogosławieństw. To niełatwy proces, ale w pewien sposób pomaga mi zaufanie. Tak więc nigdy nie doświadczyłam Ciemnej Nocy Duszy. Wicca oraz Doskonałe Zaufanie, wraz z pamięcią o Doświadczeniu Szczytowym, zapewniły mi światło prowadzące mnie w mrocznych chwilach.

Szczerze mówiąc, niektórzy z moich najlepszych wiccańskich przyjaciół, ludzie, którzy mnie inspirowali i uczyli, również zmagali się bądź wciąż się zmagają z przeciwnościami w życiu, ciężko walczyli o przetrwanie z ciężkimi, wydawałoby się że nieuleczalnymi, chorobami, albo z niebezpieczeństwem, nadużyciami lub okropnymi oskarżeniami, i wygrali, zatriumfowali i nigdy nie stracili zaufania i miłości, i wciąż mają wiele do zaoferowania. Ludzi, którzy ufają łatwo, uważam również za ludzi najbardziej godnych zaufania. Wydaje mi się, że ma to związek z odnajdowaniem zaufania w samym sobie. Bogini mówi w Pouczeniu: “jeśli tego, czego szukasz, nie znajdziesz w sobie, nigdy nie znajdziesz tego poza sobą”. Myślę, że ci, którzy odnajdują zaufanie wewnątrz, ufają Wszechświatowi i Bogom, i dla których zaufanie stało się stanem umysłu lub istnienia, mają o wiele więcej zaufania względem innych i sprawiają, że inni również automatycznie im ufają. Zaufanie jest bowiem cennym darem i gdy ktoś mi je ofiaruje, nigdy bym nie zaryzykowała zdradzeniem tej osoby i automatycznie chciałabym oferować jej własne zaufanie. Ludzie zwykle sądzą innych podlug własnej miary. Krokodyle, które posiadają złe intencje, nieprędko obdarzą innych zaufaniem.

Zaufanie stanowi zatem podstawę tego, co nazywam niepisanym wiccańskim kodem zachowania. Gdy zostałam zaakceptowana przez wiccańską rodzinę i szerszą społecznością, czułam, że obdarzono mnie zaufaniem i prędzej bym umarła, niż je zdradziła. Jasne, brzmi to dość dramatycznie, ale naprawdę czułam, że powinnam zrobić wszystko, co w mojej mocy, by być godną dołączenia do tej społeczności. Przez długi czas sądziłam też, że wszyscy inni wiccanie, którzy posiadają te same podstawowe wartości, podpisują się pod tą samą Poradą, wierzą w to samo hasło, będą czuli podobnie jak ja i będą zachowywać się w sposób godny, nigdy nie zawiodą zaufania innych, więc i swoje zaufanie mogłam im ofiarować za darmo, nawet tym, których prawie wcale nie znałam. Było tak po prostu dlatego, że byli wiccanami. Wiem, że nie tylko ja tak czułam i że nie tylko ja tęsknię za tymi dobrymi, starymi czasami, gdy takie postawy były bardziej rozpowszechnione. Dziś pielęgnujemy te wartości w kręgu najbliższych wiccan, jednak często nie jesteśmy pewni względem osób z innych wiccańskich rodzin.

Jeśli miałam znaleźć zaufanie w sobie, musiałam sobie zaufać, na tyle na ile mogłam, bo oczywiście nigdy nie wiem, jak bym się zachowała w nowej sytuacji. Wierzę jednak w to, że jestem gotowa uczyć się doceniać doświadczenia, które zsyła na mnie los, oraz że za każdym razem, gdy natrafiam na kłopoty, znajdę najlepsze rozwiązanie. Ufam, że nigdy nie zrobiłabym czegoś, czym zdradziłabym zaufanie innych, że nigdy intencjonalnie bym nikogo nie skrzywdziła, że jeśli biorę za coś odpowiedzialność, wypełniam to zadanie, wierzę, że zawsze staram się być najlepszą wersją siebie. To oczywiście nie znaczy, że nie mogę czasem okazać się trudna. Nazywam rzeczy po imiennie, mówię prawdę, bo na tym opiera się zaufanie, bywam demonem ożywionych dyskusji i krytycznie odnoszę się w stosunku do ludzi, którzy gadają bzdury. Mam ograniczoną tolerancję względem głupoty, a żaden tolerancji względem bycia okropnym, a więc nie jest tak, że jestem słodka i kochająca, jednak bycie najlepszą wersją siebie nie zawsze oznacza bycie słodkim i kochającym.

Rozmawiając z różnymi osobami i sądząc po własnym przykładzie, wiem, że najtrudniej zaufać innym ludziom. Wielu z nas posiada przykre doświadczenia życiowe, większość została w pewnym momencie skrzywdzona, wszyscy spotykamy krokodyle i przechodzimy przez traumatyczne zdarzenia. Mierząc się ze złem lub będąc skrzywdzonymi w przeszłości, możemy znaleźć się w sytuacji, gdy chcielibyśmy zaufać, potrzebujemy tego, jednak jesteśmy również niezdolni, by to zrobić. Jak odpowiadamy? Podejrzeniami lub utratą wiary w ludzkie dobro, co prowadzi do przesadnego dopatrywania się w innych ciemnej strony ludzkiej natury, a w konsekwencji do dyskomfortu psychicznego spowodowanego podkreślaniem stanu wiecznego czuwania i niszczenia relacji. Oczywiście wiedzie to jeszcze głębszego braku zaufania. Tak, nasz brak zaufania wiedzie do  głębszego braku zaufania, aż do chwili, gdy nic już z niego nie zostaje. Możemy mimo wszystko i tak chcieć zaufać, ale wtedy pojawiają się pytania: czy to naiwne, żeby ufać tej osobie, czy nie otwieram się na więcej zranień, dając ludziom pozwolenie, by mnie krzywdzili? Owszem, istnieje spore ryzyko, że jeśli zaufamy niewłaściwie, zostaniemy zranieni. Jednak Doskonałe Zaufanie nie jest ślepe, ale mądre.

Ślepe zaufanie każe nam pokładać ufność w ludziach, którzy nie pokazują swojej zdolności do wypełnienia naszego zaufania. Wierzymy, że nigdy nas nie skrzywdzą, nie popełnią głupstwa itd. Takie zaufanie jest często wynikiem zakochania, zauroczenia lub manipulacji przez silną, charyzmatyczną osobowość, posiadającą zdolność do fascynowania ludzi, lub też stanowi ono wynik zaprzeczenia prawdzie, która mogłaby zniszczyć obraz zapewniający nam komfort. Zaufanie to płynie też z niechęci, obaw, że doświadczymy samotności, zwątpienia lub niepewności, albo też będziemy zmuszeni porzucić swoje nadzieje. Ponieważ istnieje sporo ludzi samolubnych, niedbających o uczucia innych, ponieważ w społeczeństwie istnieje dość spory odsetek narcyzów i psychopatów, gotowych użyć i wykorzystać tych z nas, którzy łatwo ufają, albo, innym razem, gdy spotykamy ludzi, którzy są dobrzy i serdeczni, lecz nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą nas ranić czy też muszą zrobić coś, co nam się nie spodoba po to, by pozostać wiernymi sobie, ryzyko, że w którymś momencie życie zostaniemy zranieni nie raz ani nie dwa razy, jest dość wysokie. Tak więc ślepe zaufanie i wiara w to, że ci, którym ufamy, nigdy nas nie skrzywdzą ani nie zdradzą, często kończą się złamanym sercem lub w najlepszym wypadku sporym rozczarowaniem, gdy nasze zaufanie zostaje zawiedzione.

Mądre zaufanie, z drugiej strony, zakłada to, że możemy zostać zdradzeni lub zranieni. Właściwie zakłada ono, że wcześniej czy później na pewno doświadczymy tych rzeczy w jakiś sposób, zakłada, że krokodyle istnieją i można wierzyć im, że spróbują odgryźć nam nogi. Ludzie, którzy ufają w mądry sposób, wiedzą, że wszyscy jesteśmy tylko ludzi, doskonałymi w swych niedoskonałościach i że Doskonałe Zaufanie stanowi jedynie ideał, do którego należy dążyć. Jednak dążyć do niego trzeba, bowiem Bogini mówi nam, że powinniśmy „utrzymywać w czystości swój najwyższy ideał, wiecznie dążyć ku niemu i nie pozwolić, by cokolwiek nas zatrzymało lub kazało zboczyć z drogi”. W mądrym zaufaniu, bycie realistą i bycie ufnym są ze sobą połączone. Wszyscy świetnie zdajemy sobie sprawę ze swojej ciemnej strony, wszyscy popełniamy błędy nawet, jeśli staramy się ich unikać. Jeśli znamy siebie i wierzymy w to, że robimy to, co uważamy za najlepsze, wiedząc jednocześnie, że nie zawsze będziemy mieć rację, możemy w ten sam sposób traktować innych: możemy oferować im to samo zrozumienie i tę samą empatię, jakie dajemy sobie, bez oceniania. Doskonałe zaufanie stanowi z pewnością ideał jak i stan umysłu, jednak jest ono także produktem ubocznym podstawowych wartości nadających mojemu życiu sens. Te wartości i ten sens powinny być samowystarczalne w naszej sferze emocjonalnej, wystarczająco silne, by sprawić, że nasz dobrostan emocjonalny nie będzie zależał od tego, co robią lub mówią inni ani od tego, z czym każe nam się mierzyć świat. Jeśli wierzymy sobie, możemy zaufać innym, bo wiemy, że pozostaniemy we właściwym miejscu bez względu na to, co się stanie i nie będzie możliwe, by nas zranić. Mając zrozumienie i współodczuwanie, pozwolimy innym popełniać błędy, bo wiemy, że sami je popełniamy. Zaufanie daje nam kontrolę nad samymi sobą.

Wiem, że brzmi to wzniośle i idealistycznie i może wydawać się niezbyt praktyczne w życiu codziennym, gdy musimy zmagać się z okropnymi ludźmi robiącymi okropne rzeczy. Jednak ja żyję zgodnie z tymi ideałami. Owszem, doszukiwanie się dobra w ludziach, staranie się zrozumieć ich i wybaczyć tym, którzy w jakiś sposób mnie skrzywdzili, sprawia, że bywam naiwna i otwarta na zostanie wykorzystaną, ale nie chciałabym żyć w żaden inny sposób, nie chciałabym wobec każdego człowieka być podejrzliwa. Udusiłabym się w ten sposób. Moim interakcjom z innymi ludzi oraz zaufaniu przyświeca zaufanie Bogom i wszechświatowi, tak więc wierzę, że ludzie, których spotykam na swojej ścieżce, znajdują się na niej nie bez powodu, nawet jeśli okazują się krokodylami. Czasem rozsądek jest dobry, czasem nie lub też nie zawsze się taki wydaje, bo nie znam pełnego obrazu rzeczy.

Jak już wcześniej wspomniałam, zdarzało mi się trafiać na narcyzów i psychopatów (najgorsze krokodyle ze wszystkich!). Za pierwszym razem miało to miejsce w środowisku pracy i w tamtym czasie wyobrażałam sobie psychopatę jako faceta, który z nożem napada na kobiety pod prysznicem, tak więc czarujący, elokwentny, zabawny i miły gość, którym był mój szef, nie pasował do tego obrazu. Nie miałam zatem pojęcia, z kim mam do czynienia i jak sobie z tym poradzić. Zaowocowało to ciężką depresją i obsesją, gdy winiłam siebie za to, że szef zamieniał się z Doktora Jekylla w pana Hyde’a. Na szczęście była to jedna relacja, którą łatwo było zakończyć. Za drugim razem doświadczyłam podobnej rzeczy w wicca i choć nadal nie wiedziałam, że mam do czynienia z psychopatą (bo patrzę na świat przez różowe okulary i zwykle nie oceniam, szukam w ludziach najlepszych cech, wybaczam im i zapominam, jestem też bardzo ufna, itd.), jednak miałam już wypracowany mechanizm, jak sobie radzić z takim traktowaniem. Wciąż potrzebowałam kolejnego psychopaty i narcyza (cóż za pokaźna kolekcja!), który chciał zniszczyć mi rodzinę i kowen, aż w końcu zrozumiałam, jakich cech należy szukać w innych ludziach i jak bronić siebie oraz swoich bliskich w przyszłości. Chyba uczyłam się dość wolno. Być może nie były to dobre doświadczenia, lecz lekcja w końcu została odrobiona i jestem za to wdzięczna.

Na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat spotkałam w wicca osoby, które okazały się zupełnie niegodne zaufania i zauważyłam, że krokodyle zbierają się w większe grupy i pomagają sobie nawzajem krzywdzić innych. Ale oni stanowią mniejszość. Ogromna większość wiccan, jakich znam, to cudowni ludzi, którzy dążą do swojego najwyższego ideału, którzy starają się żyć zgodnie z Wiccańską Poradą i którzy wypełniają zobowiązania Doskonałej Miłości i Doskonałego Zaufania najlepiej, jak potrafią. Za każdym razem, gdy zamawiamy taksówkę, liczymy na to, że bezpiecznie dowiedzie nas na miejsce. Jeśli pewnego dnia ulegniemy wypadkowi, nie zrezygnujemy z taksówek do końca życia. Być może nie skorzystamy już z usług tego samego kierowcy, ale nikt nigdy nie powie, że nie można ufać taksówkarzom w ogóle. Tak samo jest z moimi relacjami. Inaczej niż wtedy, gdy jako nastolatka sądziłam, że na zaufanie trzeba sobie zasłużyć, teraz oferuję je za darmo, daję kredyt. Większość ludzi jest warta tego zaufania i mogą zyskać go nawet więcej, gdy lepiej się poznamy. To zaufanie jest mądre, więc wybacza błędy i jest zdolne przetrwać zranienia. Robię wyjątek tylko w sprawie krokodyli – gdy ktoś zrobi coś naprawdę złego, skrzywdzi świadomie i celowo, wiele razy i wielu ludzi. Częścią Doskonałej Miłości i Doskonałego Zaufania jest chronienie siebie i tych, których się kocha.

Stare dobre czasy

Zanim skończymy, warto zaznaczyć, że zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli posadzimy w jednym pokoju trzech wiccan, to na jakiekolwiek zadane im pytanie otrzymamy cztery różne odpowiedzi i wiem, że poglądy niektórych na temat Doskonałej Miłości i Doskonałego Zaufania bardzo różnią się od moich, czasem będąc podobne do tych, jakie miałam, będąc nastolatką. Niektórzy wiccanie mówią o miłości i zaufanie względem Bogów, Wszechświata i całego stworzenia, inni ograniczają DM i DZ jedynie do własnego kowenu i tylko na czas rytuałów. Są też i tacy, którzy wcale nie przejmują się tymi konceptami i nie przeszkadza ranienie, nienawiść, wbijanie noża w plecy lub plotkowanie o innych wiccanach, zdarzyć się może, że ktoś rzuci klątwę na innych członków wiccam – co oczywiście niszczy DM i DZ – ale, no hej, przecież tak fajnie być złą wiedźmą, co nie? Słyszałam nawet, że DM i DZ trzeba się pozbyć, bo przynoszą więcej szkody niż pożytku. W zasadzie uwielbiam bogactwo i różnorodność wiccańskich idei oraz opinii, mimo to smuci mnie fakt, że umniejszanie znaczenia miłości i zaufania oraz odnoszenie ich jedynie do własnego kowenu, przy jednoczesnym zatracaniu szacunku dla innych, sprawia, że dzielenie się swoimi opiniami staje się ostatnio mniej radosne, za to staje okropnym doświadczeniem. Musimy zatem o tym porozmawiać i postarać się ochronić DM i DZ, nim całkiem znikną – dla mnie stanowią one serce wicca.

Kiedy 25 lat temu zostałam wiccanką, miałam wrażenie, jakbym weszła w zupełnie nowy świat. Wzięłam udział w dużym zlocie i zdawało mi się, że wyczuwam nową jakość w ludziach, którzy się na nim zjawili. Jakość, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam. To było tak, jakby tych ludzi łączyło coś niematerialnego i niewidzialnego, a jednak tak silnego, że miałam wrażenie, że gdybym przesunęła ręką w powietrzu między tymi ludźmi, wyczułabym niewidzialne nici łączące ich. To były więzi inicjacji wzmocnionego Doskonałą Miłością i Doskonałym Zaufaniem. Otworzyłam serce na tych ludzi, nie znając ich i wcale nie musząc ich znać. Byli wiccanami, mieli te same wartości co ja i wiedziałam, że każdemu z nich mogę zaufać. Wiedziałam, że jeśli czyjeś słowa czy działania mnie zraniły, to nie dlatego, że chciano mnie zranić, ale dlatego, że dana osoba nie wiedziała, że mogła to zrobić. Moją odpowiedzialnością było przestać być dziecinną i pracować nad tym, by małe rzeczy nie mogły mnie zranić. Dzisiaj niestety jest trochę inaczej ale jeszcze da się znaleźć.

Mój ulubiony cytat z wiccańskich nauk to „Bądź szczęśliwy, a osiągniesz mądrość”. Nie ma mądrości bez szczęścia, jednak Doskonała Prawda brzmi, że nie ma szczęścia bez miłości i zaufania, a więc bez nich nie ma i mądrości. Być może właśnie dlatego są one tak ważne i jako hasło wstąpienia do kręgu, stanowią podstawę wiccańskiej praktyki. Potrzebujemy ich tak samo jak powietrza, by żyć w pełni i szczęśliwie, by tworzyć głębokie przyjaźnie, by kochać, by zachować zgodę, pokój, radosne relacje, komfort, dobry stan umysłu i równowagę. Bez nich odczuwamy niepokój, niechęć, samotność, depresję, czujemy się wykorzystani, zdradzeni, zmanipulowani, popadamy w konflikty i wojny. Żadna relacja, począwszy od tych najzwyklejszych po najbardziej niezwykłe, nie byłaby możliwa bez zaufania. Wiccańska praktyka okazałaby się niepełna, gdyby pozbawić ją miłości i zaufania, bowiem to, co wspólnie robimy, wymaga ogromnych pokładów zaufania. Prosząc o inicjację, pokładamy miłość i zaufanie w Arcykapłanie i Arcykapłance, z kolei oni muszą wykazać się wielką miłością i zaufaniem, biorąc kogoś na naukę. Za każdym razem, gdy przestępujemy próg do miejsca pomiędzy światami, musimy wykazać się zaufaniem i miłością nie tylko do Bogów, których mamy spotkać, nie tylko do całego stworzenia, które czcimy w swych rytach, ale również do tych, którzy stoją w kręgu wraz z nami. Brak zaufania i miłości w praktyce zakotwiczyłby nas w doczesności, sprawił, że po części stalibyśmy poza świętą przestrzenią. Zaufanie i miłość pomagają nam wejść głębiej, dużo głębiej, pić wodę ze studni Persefony i zdobyć najgłębsze sekrety misteriów, te jeszcze nieznane. Musimy być w stanie w pełni ofiarować się misteriom, by doświadczyć ich na najgłębszym poziomie, a nie jedynie powierzchownym. Nie da się tego zrobić bez Doskonałej Miłości i Doskonałego Zaufania.

Zanim poszukacie kowenu, dobrze jest się zastanowić nad waszym własnym podejściem do Doskonałej Miłości i Doskonałego Zaufania a szukając kowenu, dobrze jest sprawdzić perspektywę nauczycieli w kowenie. Upewnijcie się, że wasze oczekiwania są zgodne z ideami uczonymi w kowenie, zanim podejmiecie decyzję. Powodzenia!

P.S. Biednym, niewinnym krokodylom należą się przeprosiny, używałam ich jako metafory, a w rzeczywistości naprawdę je kocham!

 

 

 

 

Agni

Vivien